wtorek, 8 kwi 2008 Sopot, Polska
Dzień minął wyjątkowo szybko. Przed południem była chwila na wysłanie relacji z dnia poprzedniego, dokończenie podziału bagażu oraz krótkie rozmowy z poznanymi wcześniej ludźmi. Przy okazji dowiedziałem się, że pracujący w miejscowej parafii Ks. Salezjanin miał wczoraj wypadek rowerowy i leży w szpitalu. Szczegółów nie udało mi się ustalić. Trochę dużo robi się chorych rowerzystów.
Wczesne popołudnie to już wyjazd do Tuły. Przejazd metrem na Dworzec Kurski, a następnie 3,5h elektryczką. Jechało się fajnie i spokojnie, a luz w samym pociągu zniknął przed Tułą (ostatnie 30 min. to już ścisk), Jadąc zauważyłem, ile straciłem siedząc w Moskwie. Przed przyjazdem do niej było deszczowo i zimno, a na drzewach były tylko pąki. A teraz jest już wiosna w całej swej okazałości. A do tego ludzie (przede wszystkim kobiety) wsiadający przed Tułą mieli w dłoniach Żonkile - były bardzo piękne. To mi przypomniało te z ogrodu mojej mamy. Też są co roku bardzo piękne.
W Tule przywitał mnie Vlad ze swoją dziewczyną Leną. Prawie godzinę pojeździliśmy samochodem po mieście (zobaczyliśmy z zewnątrz dwie Cerkwie oraz Kreml), po czym udaliśmy się do niego do domu. Tam jego mama Swietłana czekała już z bardzo smacznym obiadem. Była zupa solanka, ale całkiem inna niż ta, którą jadłem wcześniej. Było także drugie danie - oczywiście kuchnia rosyjska. Mi najbardziej smakował kulibiak, który wyrabia się podobnie jak pizzę, ale nadzienie wkłada się do środka.
Ale ten niepowtarzalny smak - tego nie da się porównać. Tata Siergiej poczęstował domowym, wiśniowym, wytrawnym winem. Dla mojego -?"przeciążonego" żołądka było to chyba jedyne ocalenie. Wszystkim oczywiście musiałem pokazać wcześniejsze zdjęcia z tego wyjazdu o raz stronę www.rowerem.zehej.pl . Po 23 udaliśmy się do pubu, gdzie przy cichej muzyce przez ok. 2 godziny rozmawialiśmy z przyjaciółmi Vlada i Leny.
Więcej o wyprawie "Rowerem do Chin":
na stronie http://rowerem.zehej.pl/
Sponsorzy wyprawy "Rowerem do Chin":