czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
No więc upały zaczęły się już na całego. Kiedyś w słońcu było ponad 44 stopni C a w pomieszczeniu jest na ogół 30 stopni C, a do tego ta duchota. Leje się ze mnie, biorę kilka prysznicy dziennie i zmieniam ubranie ale to na nic. Kiedy gram w badmintona to potem można wyżymać bluzkę. Dziwiłam się na początku dlaczego wszystkie balkony są takie obwieszone praniem. Teraz to już jasne.
Deszcze padają już rzadziej, jednak są bardzo intensywne a woda natychmiast wsiąka w ziemię. Drzewa, krzaki i palmy są bardzo zielone i mnóstwo czerwonych kwiatów a szczególnie w górach. Wilgoć jest tak straszna, że zapleśniały mi buty, deska do krojenia chleba w kuchni, Duńczykowi śpiwór i wszędzie osiada pleśń. W kuchni trzeba sprzątać a właściwie to myć wszystko co kilka dni. Codziennie na krzakach suszą się kołdry i wygląda to jak wielkie grzyby. Do tego plaga komarów, które nie wiadomo którędy włażą, choć są siatki na oknach i drzwiach. Nie wspomnę już o robactwie. Są różne środki przeciwko komarom znane też w Polsce ale najlepsze jest urządzenie, które z wyglądu przypomina rakietkę do tenisa (na baterie). Jak się takiego komara trzepnie to słychać tylko syk. To świetny patent i kosztuje tylko 25Y.
Wczoraj dziekan naszego wydziału zorganizował piknik dla nauczycieli. Wyruszyliśmy godzinę później niż to było planowane (niech żyje chińska organizacja!!!), ja chciałam jechać na rowerze, bo tak mi powiedziano, ale okazało się, że jedziemy gdzieś dalej i wszyscy mieli motory. Pogoda trochę się zmieniła i raptownie się ochłodziło, wymarzłam więc strasznie na tym motorze.
Jedzenia jak zawsze było w bród (wołowina, skrzydełka, parówki - ohyda, kiełbaski a la frankfurterki i jeszcze na koniec grillowane banany posmarowane sosem sojowym i ostrą przyprawą, (naprawdę zachęcam do zrobienia tego banana w Polsce) i wszyscy cały czas jedli i pili piwo. A część (sami mężczyźni) z Nickiem na czele Grała w karty. Chyba mają już nie dwa lecz trzy żołądki i nie wiem jak to w nich pomieszczą. Potem jeszcze był kurczak smażony z warzywami (ale z kośćmi i ze skórą) i zupa z wodnych kasztanów - bardzo smaczna.
Kiedyś studenci zaprosili mnie na piwo i zupę ryżową z żabami, myślałam, że nie przełknę ale okazało się, że była bardzo smaczna a mięso delikatne na małych kosteczkach. Dobrze, że nie wyrzuciłam pod stół. Zaczynam się już tak zachowywać jak Chińczycy. Potem zamówili jeszcze ślimaki na ostro, też mi smakują, tylko jest z tym trochę zabawy bo trzeba je wyciągać wykałaczką ze skorupy i wszystko się ślizga w palcach. Najbardziej mi smakują pierogi i malutkie kluseczki z nadzieniem mięsnym, przygotowane na parze. Pierogi też są gotowane na parze w bambusowych koszyczkach i macza się je w mieszance sosu sojowego zmieszanego z octem i dodatkiem chili.