czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
zbiór ryżu
Jestem już z powrotem w Hezhou i nawet zdaje mi się, że stęskniłam się za "moim mieszkaniem". Widzę, jak szybko przyzwyczajam się do nowych warunków.
Moje zatoki chyba się same podleczyły, choć w Yangshuo przemarzłam na rowerze, kiedy nagle zerwał się straszny deszcz i przemoczył nas tzn. mnie i Aidar momentalnie, tak że stwierdziłam, iż nie ma sensu się gdziekolwiek chować, skoro jesteśmy już całe mokre. Pedałowałyśmy więc w strumieniach deszczu do hotelu. Na drodze prowadzącej z Księżycowego Wzgórza byłyśmy chyba jedynymi turystkami na rowerach, wszyscy się gdzieś wcześniej pochowali. My nie zdążyłyśmy. Kiedy dojeżdżałyśmy do centrum Yangshuo, deszcz przestał padać. Yangshuo jest dużo większym miastem niż to, w którym jestem i byłam zaskoczona. Ulice pełne trąbiących i parkujących samochodów, i rozmawiających przez komórki kierowców.
Jeżdżą fatalnie i dziwie się, że i tak mało jest wypadków na drogach. West Street przypomina mi ulice tanich hoteli w Bangkoku, ale ruch był jeszcze większy. Knajpy wypełnione turystami po brzegi, urzędującymi do białego rana i Aidar po raz pierwszy w życiu widziała tylu "białych" na raz. Dla niej było to niesamowite przeżycie, taka podroż po raz pierwszy w życiu, a na koniec powiedziała mi, że to najwspanialsze wakacje jakie kiedykolwiek miała. Myślę, że jeszcze raz pojadę do Yangshuo w jakiś weekend, kiedy będzie spokojniej i taniej.
Następne ferie dopiero pod koniec stycznia, kiedy przypada chiński Nowy Rok.