czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
Ostatnie tygodnie mijają mi bardzo szybko a to pewnie dlatego, że ciągle coś się dzieje. Mimo złej pogody (ciągłych deszczy) jeździmy ciągle na wycieczki po okolicy. Bob i Nic pojechali do Bei Hai na konferencję, więc tylko Lee, Jeppe (Duńczyk) i ja wybraliśmy się rowerami na zwiedzanie okolicznych wiosek. Niestety pogoda nam nie dopisała. Co chwilę padał deszcz, ale nam to nie przeszkadzało w pedałowaniu. Wszyscy chodzą i jeżdżą na rowerach z parasolkami, a nawet pracują w polu i my zrobiliśmy dokładnie to samo. Jeżdżenie na rowerze z parasolką po wertepach nie należy do łatwych, zwłaszcza że rowery są kiepskie. Stanowiliśmy nie lada atrakcję dla mieszkańców wiosek, przez które przejeżdżaliśmy. Ubłociliśmy się niesamowicie i przemokliśmy do suchej nitki.
Jak zwykle udało mi się porobić trochę fajnych zdjęć, które niebawem prześlę. Na koniec w ostatniej miejscowości odbywało się przyjęcie z okazji wybudowania domu i kiedy gospodarz nas zobaczył to wybiegł na ulicę a za nim cała chmara sąsiadów i dzieci, obstąpili nas dokoła i zaczęli gorąco zapraszać na poczęstunek. Mimo, że byliśmy zmarznięci i mokrzy nie odmówiliśmy, zwłaszcza, że było to połączone z muzyką i tańcem "smoka" a do tego gospodarz puszczał petardy. Dla nas była to niesamowita okazja, aby uczestniczyć w takiej uroczystości.
Od razu na stole pojawiło się co najmniej 10 potraw no i oczywiście wódka ryżowa. Mieszkańcy wioski przeciskali się jeden przez drugiego do drzwi i obserwowali każdy nasz ruch a kiedy wyjęliśmy aparaty to każdy cisnął się do obiektywu i chciał być na zdjęciu. A kiedy chcieliśmy opuścić gościnny dom, trzeba było nie lada perswazji, aby się "uwolnić" od gościnności chińskiej, która jest na prawdę wspaniała, lecz zrobiło się późno i musieliśmy wracać do domu, zwłaszcza, że jeździmy bez świateł.