czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
Sobotnia kolacja została zorganizowana przez nasz wydział i wzięli w niej udział prawie wszyscy nauczyciele. Odbyła się w centrum miasta w hotelu. Po kolacji (obżarstwie) pojechaliśmy windą (to rzadkość tu) na samą gorę do specjalnych pomieszczeń przystosowanych do karaoke i dancingu. Część nauczycieli się zmyła i została nas tylko garstka. Ale może i lepiej, bo było bardziej kameralnie. Nikt nie zwracał uwagi na czas i nie odliczał minut do północy. Nie było też toastu ani życzeń noworocznych, kto chciał to tańczył albo śpiewał (karaoke) w pomieszczeniu obok.
Chińczycy bardzo dobrze tańczą w parach i często też kobiety ze sobą lub mężczyźni razem. Trochę mnie to dziwiło, ale widziałam już takie tańczące "pary" w innych miastach. Zabawa trwała do 1ej w nocy. Nie było juz żadnego jedzenia, poza orzeszkami ziemnymi, pomarańczami, pestkami melona a do picia było tylko piwo.
W Nowy Rok wybrałam się do Zhongshan, miejscowości oddalonej tylko o godzinę jazdy autobusem stąd. Zaprosiła mnie do siebie jedna ze studentek. Były już u niej 4 jej koleżanki, które przyjechały z nią poprzedniego dnia. Na miejscu okazało się, że to mieścina niewiele mniejsza od tej, w której jestem i że dziewczyny są zajęte sprzedawaniem telefonów komórkowych na straganie na głównym placu w mieście. Otóż brat mojej studentki ma biznes komórkowy i kiedy tylko ona się pojawia w domu musi mu pomagać. Zresztą cała rodzina przy tym pracuje a do domu schodzą się dopiero wieczorem. Ale ponieważ zaprosiła mnie na pierogi to po południu zaczęły się przygotowania. Jej mama po powrocie z pracy (też gdzieś sprzedaje komórki) przygotowała farsz z mięsa, grzybów, cebuli i czegoś tam jeszcze a my wszystkie lepiłyśmy je oglądając przy tym TV.
Nikt tu nie robi ciasta na pierogi, kupuje się go na wagę. Jest już pocięte na odpowiedniej wielkości kwadraciki i bardzo to usprawnia prace. Można kupić na każdym targu. Nie muszę dodawać, że smakowały wyśmienicie, zwłaszcza, że gotowane były w "rosole".
Z noclegiem były całe szopki, na szczęście obok był pusty hotel robotniczy lub coś w tym rodzaju a dziadek studentki był tam portierem i okazało się, że wszyscy mamy miejsce. Dziewczynom się bardzo podobało, ale standard był iście chiński: ruchoma muszla w łazience, zepsuta spłuczka, prysznic urwany ale z węża leciała ciepła woda, biała pościel - lekko przechodzona itd. Dla nich był to luksus. Następnego dnia rano po sutym śniadaniu (zupa z makaronem, mięsem i przyprawami) wróciłyśmy do Hezhou.