czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
Nie spodziewałam się, że tak prędko będę miała okazję odwiedzić ponownie szpital. Przyplątało mi się zapalenie zatok. A wszystkiemu jest winna klimatyzacja, ale jak jej nie włączać, skoro temperatura jest nadal 310C a nocą niewiele niższa. Najpierw czekałam parę dni, nie chciałam Sylvii zawracać głowy, lecz okazało się, że nie przechodzi i jest coraz gorzej i wczoraj po południu udałyśmy się do szpitala.
Mamy go pod ręką, około 10 minut na piechotę. Czułam się niezręcznie, jakby to ona była moja mamą albo jakąś niańka. Ponownie spotkałam się z bardzo miłym przyjęciem, weszłyśmy do laryngologa "z marszu" i pani doktor po wstępnym badaniu, przepchała mi nos za pomocą jakiegoś nowoczesnego ustrojstwa (myślałam, że oczy wyjdą mi na wierzch) podobnego do pompy a potem wsadziła watę na patykach nasączoną jakimś świństwem, które spływało mi do gardła.
Ale nie powiem, ulżyło mi znacznie. Chciała mi zlecić jeszcze jakieś drogie badanie, chyba USG (szpital jest prywatny), na szczęście już było późno i nie miałam przy sobie tyle forsy, miało kosztować 260Y, umówiłam się z lekarzem, że jeśli mi do czwartku nie przejdzie, to wtedy zrobię to badanie. Nawet wypisała mi już skierowanie, widocznie zależy im na napędzaniu klientów.
Zapisała mi leki po czym udałyśmy się do kasy, aby za to wszystko zapłacić. Mam tutaj ubezpieczenie, lecz najpierw płacę a potem szkoła mi zwraca. Za wizytę lekarska + te 2 zabiegi, antybiotyk, jakieś pastylki i 2 rodzaje kropli zapłaciłam 51Y. Podaje tak dla ciekawości, nie życzę jednak nikomu, aby musiał korzystać z pomocy lekarskiej. I nawet jeśli ktoś będzie zmuszony iść do lekarza, to nie ma się czego obawiać. Pracują w rękawiczkach jednorazowych, maja maski na ustach a do pobierania krwi stosują igły jednorazowe.