piątek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Dieu De National Pagoda
Wietnam jest krajem z całkiem dobrze rozwiniętą siecią transportu autobusowego. Bez większych problemów można przejechać z południa na północ korzystając z publicznych dworców autobusowych. Można, ale większym zainteresowaniem pośród gości cieszą się turystyczne linie oferujące tzw. "open tour" - bilety umożliwiające przemieszczenie się z jednego krańca kraju w drugi z kilkoma przystankami po drodze.
Open Tour
Sekret tej oferty polega głównie na rozreklamowaniu i atrakcyjnej cenie. Niemal na każdym kroku w turystycznych enklawach miast Wietnamu natknąć się można na agencje sprzedające bilety na wspomniane przejazdy. Niewątpliwą zaletą korzystania z takich usług jest fakt, że obsługują je najczęściej wygodne turystyczne autokary, które wyjeżdżają niemalże spod hoteli co wyklucza konieczność poszukiwania publicznego dworca autobusowego usytuowanego najczęściej gdzieś na peryferiach. Co więcej, autokary odjeżdżają w dogodnych godzinach co znacząco ułatwia planowanie pobytu w danym mieście. Niemal każda firma oferuje tę samą ofertę, różni je co najwyżej cena lub standard autokaru. Typowa trasa z południa na północ rozpoczyna się w Sajgonie, następnie biegnie przez Mui Ne, Nha Trang, Hoi An, Hue by ostatecznie zakończyć się w Hanoi. Niektórzy przewoźnicy oferują jeszcze jeden postój w Dalat zamiennie z Mui Ne.
Plaża w Mui ne
Oferta ta nie oznacza bynajmniej że na cały okres pobytu w Wietnamie stajemy się częścią zorganizowanej wycieczki. Oferta dotyczy wyłącznie transportu. Wykupując bilet w danej agencji jesteśmy jedynie ograniczeni do korzystania z jej usług w czasie całej podróży do miejsca docelowego. Pobyt w kolejnych miastach nie jest ograniczony czasowo, tak więc ma się możliwość potraktowania tych miast jako baz wypadowych do szerszej eksploracji regionu i jedyne co trzeba zrobić przed wyruszeniem w dalszą drogę to skontaktować się z agencją w której wykupiło się bilety dzień przed planowaną datą wyjazdu w celu zarezerwowania sobie miejsca w autobusie. Proste i wygodne. No i do tego atrakcyjna cena. W większości firm, koszt przejechania z Sajgonu do Hanoi z 4 przystankami po drodze to zaledwie 17 - 22 USD. Chętnych zatem nie brakuje.
Bardzo dużo złych opinii krąży na temat uczciwości wietnamskich agencji podróży. Każdy każdego przestrzega ale i tak nie zmienia to faktu że zdecydowania większość turystów korzysta z ich usług. Nie było inaczej i w naszym przypadku. Na przejechanie Wietnamu mieliśmy zaledwie 10 dni i doszliśmy do wniosku że z całą pewnością ani nie zyskamy na czasie ani na cenie jeżeli skorzystamy z usług publicznych przewoźników. Zatem będąc w Sajgonie zrobiliśmy pełny rekonesans okolicznych agencji turystycznych.
Łodzie w kanale Dong Ba
Niestety nasz przypadek był szczególny. Uznaliśmy, że czasu nam starczy zaledwie na jeden przystanek na trasie pomiędzy Sajgonem a Hanoi i zadecydowaliśmy że chcemy zatrzymać się w Hue. I fakt ten mocno wykraczał poza oferty agencji. Co najmniej w połowie przypadków słyszeliśmy że bez nocowania w Nha Trang i Hoi An się nie da. Druga połowa agencji mówiła natomiast że jest to wykonalne ale będziemy musieli zamieniać autobusy w kolejnych miastach, ale przynajmniej nie będziemy musieli nocować w nich. Zastanawiały nas mocno spore różnice cenowe. Wyglądało to tak jakby ktoś próbował nam wcisnąć te bilety podając przypadkową cenę i do tego nie umiejąc jej uzasadnić. Baliśmy się że wpakujemy się w kłopoty. Najbardziej martwiła nas sytuacja w której opóźni się przyjazd naszego autobusu do miasta przystankowego. Czy wtedy następny autobus na nas poczeka?
- jasne, czemu nie - usłyszeliśmy odpowiedź w jednej z agencji. Nie było to zdecydowanie budujące. W końcu natrafiliśmy na biuro które otwarcie powiedziało nam że oni dysponują dwoma autokarami. Jeden jedzie z tradycyjnymi przystankami a drugi jedzie bezpośrednio do Hue. Oferta marzenie - pomyśleliśmy. Ale był haczyk. Bilet miał kosztować 12,5 USD i nie mogliśmy od razu kupić biletu do Hanoi. Otwarcie nam zakomunikowano że bilet z Hue do Hanoi będzie na miejscu kosztował 10 USD i nie będzie problemu z jego zakupem.
Uliczny sprzedawca
Dodali także, że nie mogą nam od razu sprzedać biletu do Hanoi gdyż jest to inny bilet (autobus bezpośredni) niż bilet open tour. Brzmiało to sensownie i wydawało się że tego właśnie szukaliśmy. Obawialiśmy się jednak że wrzucą nas w taksówkę, zawiozą na zwykły dworzec autobusowy i upakują do publicznego autobusu. Postanowiliśmy się przespać z tym dylematem. Następnego dnia zdecydowaliśmy się jednak pójść do jednej z pierwszych agencji jakie odwiedziliśmy poprzedniego dnia i kupić bilet na przejazd łączony w nadziei że żaden z autobusów się nie opóźni. Gdy byliśmy już na etapie płacenia podeszła do nas Czeszka i słysząc że mówimy po polsku postanowiła nas ostrzec przed tą agencją. Opowiedziała nam jak to podróżowała z nimi w strasznych warunkach, prymitywnym autobusie pełnym lokalnych mieszkańców. Przestraszyła nas jej historia. Odstąpiliśmy od zakupu i postanowiliśmy ostatecznie kupić bilet na autobus - rzekomo - bezpośredni do Hue.
Bezpośrednio do Hue?
W agencji stawiliśmy się na godzinę przed planowanym odjazdem, bowiem siedzenia nie były numerowane a nie chcieliśmy utknąć na 30 godzin na ostatnich, nierozkładalnych siedzeniach autokaru. Z każdym kwadransem tłumek podróżnych w agencji gęstniał. W końcu podjechał nowoczesny, wygodny autokar. Turyści zaczęli się w nim upakowywać na hasło Nha Trang, Mui Ne, Hoi An - open tour - pomyśleliśmy.
Uliczny sprzedawca
Czekaliśmy dalej na nasz bezpośredni autobus. Gdy w agencji czekaliśmy już tylko my podeszła do nas właścicielka biura i jak na nas nie huknie: czego tu jeszcze siedzicie, autobus na was czeka. - zdębieliśmy, aż nam mowę odjęło. Baba wrzeszczała jakby ktoś się jej do biura włamał. Krzysiek ją spokojnie przywołał do porządku i poprosił o wyjaśnienia. Ona na to że musimy wsiadać do tego autobusu bo innego nie ma i nie będzie. Autobus jest jeden i jedzie aż do Hanoi i tylko kierowcy zmieniają się po drodze. W sumie brzmiało to znowu sensownie, a jako że babsztyl nie był partnerem do rozmów (raczej do bicia) grzecznie upakowaliśmy się w autokarze. Rzecz jasna wolne były tylko miejsca na końcu pojazdu. Wolne - ale jak się zaraz okazało - nie dla nas. Na nich miał spać drugi kierowca. Nas zatem próbowano rozsadzić na pojedynczych, wolnych siedzeniach. Temu stanowczo się sprzeciwiliśmy. Na szczęście jakiś turysta się zlitował i przesiadł się, robiąc nam podwójne miejsce. Siedzieliśmy raczej spokojni, bowiem upychając bagaże do luku zagadnięty kierowca potwierdził że autobus jedzie do Hanoi. Tak więc w miarę pewni swojego losu ruszyliśmy w 1100 km podróż do Hue. Mieliśmy dotrzeć na miejsce za 30 godzin.
Jechało się nam bardzo wygodnie. Klimatyzacja działała tak jak powinna, za oknem co raz to piękniejsze krajobrazy.
Riksza towarowa
O czasie (czyli po ok. 6 godzinach) dotarliśmy do plaży Mui Ne. Widoki nas wcisnęły w fotele. Zaczęliśmy się zastanawiać co robiliśmy na smutnej plaży w Kambodży skoro tu było tak oszałamiająco pięknie. Autokar zatrzymał się na 30 minut w jednym z hoteli przy plaży. Była restauracja, plaża i bezpłatna toaleta. Poszliśmy nad morze. Przeszliśmy się kwadrans po piasku. Było fenomenalnie. Tak właśnie powinna naszym zdaniem wyglądać plaża. Palmowy gaj, bielutki piasek, ciepła, szmaragdowa woda i wyrzucone na brzegu duże, kolorowe muszle. Czy na pewno nie możemy tu zostać - pytaliśmy się smutni nawzajem. Dokładnie 30 minut po przyjeździe do Mui Ne byliśmy ponownie w drodze. O 18:30 (zgodnie z planem) dotarliśmy do Nha Trang. Tam wprawdzie nakazano nam opuścić autokar ale wskazano stojący po drugiej stornie ulicy autokar mający odjechać za pół godziny do Hoi An i dalej do Hue. Zatem nie istnieje bezpośredni autobus do Hue. Zyskaliśmy pewność że jedziemy zwyczajnym open tour-em i do tego nieco drożej, ale na razie organizacja i standard przejazdu były na tyle dobre że byliśmy zadowoleni. Pół godziny później opuściliśmy pogrążone w kolorowych neonach Nha Trang. Obudziliśmy się o 6 rano na parkingu w centrum Hoi An. Kazano nam wyjść i poczekać dwie godziny na autobus do Hue. Nawet się cieszyliśmy z tego faktu bowiem nadarzyła się okazja rozprostowania kości, umycia się i zjedzenia śniadania.
Uliczny sprzedawca na moście Trang Tien
Mając jeszcze godzinę do odjazdu postanowiliśmy pogadać sobie z przedstawicielem agencji. W rozmowie z nim zastrzegliśmy że nie mamy pretensji do niego osobiście ale do niego jako przedstawiciela firmy. Oznajmiliśmy mu że zostaliśmy wprowadzeni w błąd zmuszając tym samym do zapłacenia więcej niż to wynikałoby z biletu open tour w ich firmie. Dodaliśmy że bardzo liczy się dla nas czas i musimy być o 13 w Hue - tak jak nam to wyliczono w agencji. Rozmowa była stanowcza ale grzeczna, bez osobistych wycieczek. Minął kwadrans kiedy w biurze zadzwonił telefon. Pomyślcie co musiał poczuć biedny chłopaczyna kiedy ktoś w słuchawce oznajmił mu że autobus do Hue przyjedzie dopiero w południe. Z przestraszoną miną podszedł do nas i do kilku innych czekających osób by zakomunikować opóźnienie. Hm, wiadomość była dla nas straszna bo oznaczała że w praktyce stracimy ten dzień i nic nie zobaczymy w Hue. Wtedy Krzysiek wolno podszedł do chłopaka, zupełnie jak na tanich gangsterskich filmach objął go ramieniem i powiedział spokojnym, cichym głosem:
- to jest absolutnie niedopuszczalne
- nic na to nie poradzę, autobus przyjedzie w południe.
- nie słuchasz mnie, nie rozumiesz, popatrz mi w oczy. O 13 mam być w Hue. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, to nie mój problem tylko twój. Wynajmij taksówkę, autobus, śmigłowiec, samolot.
Riksze rowerowe
Punktualnie o 8 mam wyjechać stąd to Hue. Rozumiesz?
Scenka była raczej żałosna i żywcem przypominała tanie sensacyjne filmy. Co więcej Krzysiek mówiąc te słowa wcale nie liczył że coś wskóra. I wiecie co? Minęło 10 minut i nagle przyjechała taksówka, zabrała nas do innej firmy i o 8:05 jechaliśmy już autokarem do Hue. Rany, może to wrodzone zdolności, wszak na co dzień mieszkamy w Pruszkowie...
Do Hue przyjechaliśmy punktualnie w południe, czyli godzinę wcześniej względem planu. Znaleźliśmy przytulny pokoik i od razu ruszyliśmy ogarnąć miasto oraz zakupić bilety na następny dzień do Hanoi. Mamy mieszane uczucia względem naszego przewoźnika. Nie wiemy czy go polecać czy ostrzegać przed nimi. To prawda że świadomie wprowadzili nas w błąd ale ostatecznie cała podróż upłynęła sprawnie i komfortowo. Agencja nazywa się An Phu Tavel. Może warto ją zapamiętać...
Hue - dawna cesarska stolica bardzo nam się podobało. Byliśmy zadowoleni że to właśnie miasto wybraliśmy jako przystanek na drodze do Hanoi. Miasto ma swój charakter i wdzięk, niemal wszystko to co zwykliśmy kojarzyć z miejskim Wietnamem. Hue położone jest po obydwu brzegach Rzeki Perfumowej. Łączy je charakterystyczny łukowy most będący sceną wielu wydarzeń poprzedniej wojny. Teraz jest uroczym miejscem do obserwowania codziennego życia, ruchu ulicznego i mozaiki ludzkich twarzy przeprawiających się na drugi brzeg.
Riksza rowerowa
Na północnym brzegu rzeki usytuowany jest dawny cesarski pałac. Niegdyś była to perła architektury. Był na tyle cenny że nawet w czasie ostatniej wojny obydwie strony zgodziły się nie prowadzić działań zbrojnych na jego terenie. Tak było do lutego 1968 roku, do czasu słynnej ofensywy Tet, w czasie której na parę tygodni miasto zostało zajęte prze komunistów i niemal zniszczone przez Amerykanów w trakcie jego odbijania. Niewiele zostało z cesarskiej cytadeli. Niektóre pawilony są obecnie w trakcie odbudowy i renowacji. Ale nawet pomimo względnej pustki miejsce ma jakąś specyficzną atmosferę. Spędziliśmy tam parę godzin, siedząc głównie na stopniach wysokiej bramy i rozmawiając o historii Wietnamu oraz snując plany na ostatni etap naszej podróży. W drodze powrotnej przeszliśmy się wzdłuż rzeki, odwiedziliśmy bazar, posiedzieliśmy trochę na ławce w parku obżerając się mango i patrząc na codzienne życie mieszkańców. Ogólnie cieszyliśmy się piękną pogodą i końcówką naszej wyprawy. Niestety półtora dnia to za mało by odwiedzić cesarskie groby położone w pewnej odległości od miasta. Cóż, będzie pretekst aby tu wrócić następnym razem. Późnym popołudniem siedzieliśmy już w autobusie do Hanoi.
Informacje praktyczne:
- open tour w agencji An Phu Tavel w Sajgonie na trasach:
Sajgon - Mui Ne - Nha Trang - Hoi An - Hue - Hanoi - 16 USD
Sajgon - Nha Trang - Hoi An - Hue - Hanoi - 14 USD
Sajgon - Mui Ne - Dalat - Nha Trang - Hoi An - Hue - Hanoi - 22 USD
Sajgon - Dalat - Nha Trang - Hoi An - Hue - Hanoi - 17 USD
- najtańsze noclegi znajdują się w okolicy Hoang Huong GH na rogu Le Loi i Pham Ngu Lao. Ładne dwójeczki od 6 USD
- Internet 6000 dong / godzinę
- wstęp do Cytadeli 55 000 dong
- na bazarze Dong Ba można kupić tanie podróbki zegarków już od 5 USD. Bardzo duży wybór.
- autobus do Hanoi 90 000 - 100 000 dong; my musieliśmy zapłacić 135 000 dong bo ceny świąteczne - nowy rok Tet, czas przejazdu około 12 godzin