piÄ…tek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Wat Pu Champasak
Zbudziły nas nagle zapalone światła i puszczona głośna, tajska, ckliwa muzyka. Zbliżaliśmy się do Pakse. Za oknem świtało. Nie mieliśmy zamiaru zostawać w Pakse lecz tego samego dnia chcieliśmy ruszyć jeszcze dalej na południe Laosu, do Champasak. Niestety, konieczność zakupienia w Vientiane droższego niż planowaliśmy biletu sprawiła że byliśmy prawie kompletnie bez kasy. W portfelu zostało nam niewiele więcej niż równowartość 15 USD. Postanowiliśmy zatem poczekać na dworcu 2,5 godziny i po otwarciu banku wymienić w nim pieniądze i dopiero później ruszyć dalej.
Cóż, w podróży najczęściej jest tak, że jednego dnia kraj pozwala abyśmy coś zaoszczędzili, tylko po to, aby następnego dnia odebrać to z nawiązką. Do tej pory podróżowanie po Laosie było całkowicie bezproblemowe. Nikt nawet nie próbował nas na niczym oszukać a i o targowaniu się właściwie nie było mowy bo po miłej rozmowie dochodziliśmy zawsze do porozumienia. Niestety, tak było do momentu gdy opuściliśmy Vientiane. Południe Laosu jest widać nieco bardziej wyrachowane i tu zwyczajnie trzeba bardziej mieć się na baczności.
Stojąc tak sobie na przystanku, co raz podchodził do nas ktoś oferując przejazd czy to na południowy dworzec, czy to do Si Pan Don czy też Champasak. Każdemu grzecznie odmawialiśmy ale po pewnym czasie stwierdziliśmy, że nie ma sensu czekać do otwarcia banku.
Sprzedawcy na promie na Mekongu
Za to co mieliśmy w kieszeni bez problemu dostaniemy się do Champasak i dopiero tam spróbujemy coś wymienić. Gdy tylko tak pomyśleliśmy podszedł do nas facet i pokazując na odjeżdżający autobus powiedział że jedzie on właśnie do Champasak. Przewodnik pisze że przejazd tam powinien kosztować 1 USD / os ale informacje widać często się dezaktualizują więc uznaliśmy że 3 USD które chce kierowca jest ceną prawdopodobną, tym bardziej że mieliśmy zaoszczędzić 1USD na tuk-tuku którym musielibyśmy pojechać na południowy dworzec. Trochę tak od niechcenia potargowaliśmy się z kierowcą. Spuścił ostatecznie cenę do 2,5 USD / os. Zadowoleni z siebie wsiedliśmy do autobusu. Podroż miała zająć 2 godziny. Ruszyliśmy i niemal natychmiast zasnęliśmy. Pół godziny później obudził nas pomocnik kierowcy oświadczając że jesteśmy na miejscu. Wysiedliśmy, nasze graty leżały już wypakowane z autokaru. Dookoła był tylko las, kilka przydrożnych sklepików i dwa tuk-tuki. Zanim zorientowaliśmy się co się dzieje autobus odjechał. Okazało się, że to nie był autobus do Champasak lecz kursowy autobus do Si Pan Don i wysadził nas na skrzyżowaniu z drogą do Champasak oznaczonym dziwnym kodem Ban Lak 30. Do celu pozostało nam 5km. Normalnie to niedużo ale znajdowaliśmy się po złej stronie Mekongu co oznaczało konieczność przeprawienia się na drugą stronę.
Wat Pu Champasak
Kierowca tuk-tuka chciał 10 USD za przejazd. 10 USD !!! Ostatecznie daliśmy mu 1,2 USD i kazaliśmy mu spadać na drzewo. Dowiózł nas do przeprawy promowej na Mekongu. Od razu złapaliśmy malutki prom. Przewoźnik chciał początkowo po 5000 Kip od osoby. Zgodziliśmy się, ale gdy dowiózł nas na drugi brzeg daliśmy mu w sumie 4000 Kip dodając że więcej nie dostanie. Nie protestował. Gdy myśleliśmy że jesteśmy na miejscu okazało się że to jeszcze 1km. Zatem kolejny tuk-tuk i kolejna opłata. Byliśmy wściekli i agresywni. Do tego wszystkiego bank w Champasak wymieniał dolary po jakimś śmiesznie niskim kursie. Na szczęście złość nam przeszła kiedy znaleźliśmy piękny domek w którym mogliśmy zamieszkać za jedynie 2 USD. Była to taka mała, drewniana altanka w ogrodzie z dołączoną łazienką i werandą. Naprawdę piękne miejsce na nocleg.
Champasak to nic więcej jak jedna droga, piejące koguty, przechadzające się krowy, 2 - 3 wiejskie sklepiki, bank i kilka hotelików. Nie byłoby powodu aby tu przyjeżdżać gdyby nie oddalone o 8 km ruiny kompleksu świątynnego Wat Pu Champasak zbudowane przez Khmerów między VIII a XIII wiekiem. Stylem nawiązują do oddalonego o zaledwie 130 km na południe Angkor Wat w Kambodży. Zdaniem ekspertów z UNSECO obiekt jest na tyle cenny i ważny że wpisano go na Światową Listę Dziedzictwa, a cenę biletu wstępu wywindowano do 3 USD (najdroższy bilet wstępu z jakim się spotkaliśmy w Laosie).
Osobowy prom na Mekongu
W gruncie rzeczy nie ma tam aż tak wiele do zobaczenia. Całość położona jest na zboczu wzgórza i składa się z trzech wyraźnych poziomów. Na najniższym znajdują się najlepiej zachowane pozostałości dwóch budynków mających niegdyś służyć rytuałom religijnym. Wyżej, poza fundamentami budynków nie ma dużo do zobaczenia, ale antycznymi schodami dociera się w końcu na najwyższy poziom gdzie znajduje się całkiem nieźle zachowana świątynia. Jest niemal mniejszą kopią świątyń z Angkoru z dobrze zachowanymi wizerunkami bóstw, zdobieniami ścian i płaskorzeźbami. Co więcej, można stamtąd podziwiać szeroką panoramę, płaskiej jak stół okolicy.
Odwiedzenie Wat Pu Champasak, połączone z podróżą rowerkami w obie strony i przytulnym noclegiem na wsi bardzo przypadło nam do gustu. Jeżeli ktoś dociera już na południe Laosu lub jest w drodze do / z Kambodży lub Si Pan Don powinien zatrzymać się tam przynajmniej na jeden dzień. Naprawdę fajne miejsce.
Informacje praktyczne:
- autobusy i sawngthaew do Champasak odjeżdżają często w godzinach rannych z południowego dworca autobusowego w Pakse - 15 000 Kip
- jeżeli z Champasak podróżuje się na południe należy wcześnie rano złapać sawngthaew jadące do Pakse i wysiąść na skrzyżowaniu z drogą nr 13 (Ban Lak 30). Zaoszczędzi to walki z kierowcami tuk-tuków i przewoźnikami przez Mekong. Cena 10 000 Kip / os.
- przeprawa przez Mekong - 2000 Kip / os. Cena dla mieszkańców, normalnie żądają 5000 Kip
- przejazd tuk-tukiem z Lak 30 na przystań, około 4km, cena negocjowana, my zapłaciliśmy po 6000 Kip
- wstęp do Wat Pu Champasak 30 000 Kip
- wypożyczenie roweru na cały dzień 10 000 Kip
- wypożyczenie motoru 100 000 Kip na cały dzień, 50 000 Kip na pół dnia
- z Champasak do Si Pan Don można dostać się też łodzią.