piątek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Plaża Victory
Nie planowaliśmy odwiedzić wybrzeża Kambodży, myśleliśmy raczej o poleżeniu chwilę na jakiejś plaży w Wietnamie, ale obchody Chińskiego Nowego Roku zmusiły nas do kolejnej modyfikacji planów. Byliśmy bardzo zmęczeni. Wykończyło nas intensywne zwiedzanie Angkoru, Krzysiek borykał się z niezaleczonym przeziębieniem i generalnie nie mieliśmy już siły ani ochoty na zwiedzanie czegokolwiek. W Sihanoukville postanowiliśmy zwyczajnie wypocząć przed wjazdem do Wietnamu.
Sihanoukville jako miasto nie ma żadnego charakteru. Jego części położone są na stosunkowo dużym obszarze z praktycznie niezabudowanym terenem w centrum. Wszystko skupia się w okolicy kilku plaż. Transport pomiędzy plażami zapewniają motorki pełniące rolę taksówek. Zaraz po przyjeździe zdecydowaliśmy udać się na plażę "Victory" - ponoć najstarszą i najtańszą. Rzeczywiście, ceny nie były wygórowane, ale za to okolica nie wyglądała jak kurort. Co gorsza, do plaży było jakieś 200 metrów i w drodze powrotnej mocno trzeba było się wspiąć na górkę. Trochę nam to nie pasowało. Postanowiliśmy zatem pojechać na najbardziej popularną plażę. Samo miejsce wyglądało znaczenie bardziej zachęcająco, ale z kolei wąski pasek piaszczystej plaży bardziej przypominał smażalnię ryb. Wszędzie jak okiem sięgnąć smażyło się na słońcu ciało obok ciała.
Plaża Victory
W sumie nam to nie przeszkadzało, ale wszystkie okoliczne hotele były albo pełne albo cena za nocleg wyssana była z palca. Postanowiliśmy zatem wrócić na plażę Victory.
Plaże Sihanoukville, jak i cała z resztą okolica nie należą do najpiękniejszych. Plaża "Victory" przy której ostatecznie się zatrzymaliśmy z całą pewnością nie wzięłaby udziału w konkursie na "plażę roku". Jest raczej brudna, wąska, a bliskie sąsiedztwo portu nie polepsza sytuacji. Na szczęście szmaragdowa woda jest czysta i ciepła. Zatrzymaliśmy się w niewielkim pensjonacie położonym nieco na uboczu, co by mieć święty spokój i ciszę. Menadżer hotelu - Francuz, mówił tylko po francusku i co dziwne doskonale rozumieliśmy co do nas mówi a nawet byliśmy w stanie mu odpowiadać - po francusku. Nie mieliśmy pojęcia że i w tym języku jesteśmy w stanie się porozumiewać... Hotelik był całkiem przyjemny, z telewizorem, kablówką, wygodnym łóżkiem i czystą łazienką. Zaraz po przyjeździe do miasteczka odwiedziliśmy pierwszą z brzegu knajpę, w której żywiliśmy się już do samego końca pobytu bowiem kucharka naprawdę wiedziała jak obchodzić się z mięsem. Byliśmy naprawdę zmęczeni. W czasie 3 dni, aż dwa razy zmobilizowaliśmy się by wyjść na plażę. Pozostały czas leżeliśmy w łóżku, drzemaliśmy, czasem czytaliśmy książki.
Zachód słońca
Wydaje się, że nasze organizmy dokładnie tego się domagałaby, bo jawnie nam pokazały że nie mają najmniejszego zamiaru oglądać kolejnych zabytków czy świątyń.
Okolica plaży Victory to zaledwie dwie ulice z upakowanymi gęsto niewielkimi restauracyjkami oraz położonymi na pierwszym piętrze pubami. Taka zabudowa oznacza, że zaraz po zmroku na balkonach owych pubów stoją kambodżańskie nimfy nocy nawołując swoimi piszczącymi głosami turystów do wpadnięcia na drinka. Co więcej ulicami co chwila przechadzają się podstarzali europejczycy myślący że zawiązana chustka na głowie, rozpięta koszula i ręka na pupie Kambodżanki przywróci im dawno utraconą młodość. Całości dopełniają sterczący wszędzie kierowcy motorków nawołujący bez przerwy "hallo, moto?" oraz rzadziej "coś do palenia? Najlepsza jakość, dobry towar". Nie żeby nam to jakoś przeszkadzało lub szokowało. Zwyczajnie, to miejsce po zmroku nie różni się od innych tego typu miejsc w tej części świata, z tą różnicą, że wszystko tu jest jakieś takie... na kambodżański styl. Z drugiej strony jest tu zdecydowania spokojniej i kameralniej niż na popularnych plażach w sąsiedniej Tajlandii.
Trzy dni spędzone w Sihanoukville pozwoliły nam wypocząć. Czas ten głównie spędziliśmy w hotelowym pokoju. Naszym zdaniem, jeżeli chce się poleżeć na plaży to raczej trzeba wybierać te w sąsiedniej Tajlandii lub Wietnamie niż w Sihanoukville, bowiem Victory jest zwyczajnie skromna i mało egzotyczna.
Przed przyjazdem do Sihanoukville oddaliśmy nasze paszporty do agencji, aby to ona zajęła się załatwieniem nam wiz do Wietnamu. Po powrocie do Phnom Penh odebraliśmy je i przeczytaliśmy na wizach napis: "miejsce wydania: Sihanoukville"...
Informacje praktyczne:
- autobus z Phnom Penh do Sihanoukville: 4 USD, 4 godz. Bilety powrotne warto rezerwować z jednodniowym wyprzedzeniem, zwłaszcza w weekendy.
- plaża Victory jest zdecydowanie najtańszym miejscem. Noclegi już od 4 USD za pokój. My mieszkaliśmy nieco na uboczu w hotelu "La Ambasade". Ładny pokoik z łazienką, gorącą wodą, TV z kablówką i mebelkami 6 USD
- przejazd motorkiem do centrum lub na sąsiednia plażę około 1 USD. Powinno być taniej, ale trudno się negocjuje z kierowcami.
- na miejskim targu wyłącznie lokalne produkty, trudno znaleźć souveniry.
- jedzenie w restauracjach przy plaży na każdą kieszeń. Niektóre francuskie dania mięsne wyśmienite więc warto popróbować. Polecamy wieprzowinę w sosie pieczarkowym z estragonem!
- Internet 0,75 - 1 USD / h ale jest koszmarnie powolny. Szybciej jest wysłać tradycyjny list pocztą.?