piątek, 1 gru 2006 Mengla, Chiny
Targowisko
Jak dotąd bardzo podoba się nam Laos zatem postanowiliśmy ponownie zejść z utartych szlaków i odwiedzić najrzadziej odwiedzaną prowincję kraju, położoną daleko na północy, przy granicy z Wietnamem i Chinami - Hua Phan. W tym celu, z Phonsavan wyruszyliśmy w podróż do stolicy prowincji Xam Nuea (czyt. Sam Nua). Przez długie 10 godzin, autobus raz to wspinał się po krętych zboczach w górę, by z kolei później zjeżdżać w dół. W tym regionie znajdują się jedne z najwyższych pasm górskich w Laosie, przez co widoki były czasem niesamowite. Często przejeżdżaliśmy przez niewielkie wsie obserwując codzienne życie mieszkańców.
Xam Nuea jest całkowicie nieatrakcyjnym miastem. Nie ma tam chyba absolutnie nic interesującego, może poza niewielkim targiem na którym poza towarami z Wietnamu i Chin można spotkać lokalne rarytasy jak na przykład suszone tuszki wiewiórek, szczury i całą gromadę martwych, leśnych stworzeń które po raz pierwszy na oczy widzieliśmy. Tak czy inaczej, targ w Phonsavan znacznie bardziej przypadł nam do gustu. Co więcej, z powodu bliskości granic można dostrzec duże wpływy wietnamskie i chińskie. Oczywiście jesteśmy uprzedzeni do Chińczyków ale w ich zachowaniu i mentalności jest coś tak nas irytującego że z pogodnego Sabai Dii momentalnie możemy się zmienić w agresywnych białasów walczących o swoje.
Targowisko
Przykład? Do Xam Nuea dotarliśmy późnym popołudniem. Nie jest to miasto z wieloma hotelikami więc łatwo było obejść je wszystkie w poszukiwaniu miłego i taniego pokoiku. W mieście jest "hotel komunistyczny" nastrojem i wzornictwem nawiązujący do hoteli w Związku Radzieckim (ohyda i paskudztwo za 7USD/pokój ale z sympatyczną, laotańską obsługą), są 3 inne, laotańskie hoteliki ale albo były za drogie albo nie było miejsc. Został nam ostatni hotelik i jakkolwiek w pozostałych miejscach rozmowa była sympatyczna, tak w tym rozmowy nie było prawie wcale, a o targowaniu się recepcjonista nie chciał nawet słyszeć. Mieliśmy już do czynienia z takim zachowaniem& Rozejrzeliśmy się dookoła hallu. Na ścianach wisiały chińskie obleśne plakaty, stał grzejnik na wodę a w telewizji leciał CCTV 1 - pierwszy program chińskiej telewizji. Kurcze, trafiliśmy do chińskiego hoteliku. Niestety musieliśmy w nim zostać i co gorsza nic wywalczyć się nie dało w myśl zasady: zostajesz tu - dobrze, nie zostajesz - też dobrze. W mieście nie ma dużo miejsc gdzie można coś zjeść. Znaleźliśmy jakąś lokalną jadłodajnię ale w menu figurowała tylko zupa. Żywiliśmy się nią już od paru dni i na razie mieliśmy jej dosyć. Pozostała zatem jedyna, duża knajpa nastawiona na turystów. Ceny zawyżone, obsługa ślamazarna i wiecznie niedospana a żarcie& najczęściej na pograniczu jadalności. Cóż, ale to cały czas ponoć najlepszy lokal w mieście.
Xam Nuea dla turystów jest jedynie przystankiem w podróży do północnego Wietnamu lub - tak jak w naszym przypadku - przystankiem na drodze do nieodległego miasteczka Vieng Xai i jego tajemniczych jaskiń.
Położone 29km na zachód od Xam Nuea, niewielkie miasteczko Vieng Xai (czyt. Vieng Sai), po tym jak komuniści przejęli władzę w 1975 roku miało stać się stolicą Socjalistycznego Laosu, a to za sprawą jaskiń, w których to przez lata wojny mieszkali, ukrywali się przed nalotami, rządzili i planowali przyszłość przywódcy komunistycznej partii Laosu - Pathet Lao. Otwarto je dla turystów stosunkowo niedawno i obecnie tylko kilka z nich jest udostępnionych do oglądania. Ponoć z każdym rokiem liczba otwartych jaskiń zwiększa się. Każdy z 7 najwyższych przywódców Pathet Lao miał tu swoją oddzielną jaskinię w której mieszkał wraz z rodziną, swoim sztabem i ochroniarzami. W jaskiniach urządzono niezwykle proste sale obrad, sypialnie, toalety, biura. Każda z nich ma także specjalnie wzmocniony schron wyposażony w rosyjskiej produkcji aparaturę, która poza generowaniem hałasu wpuszcza do pomieszczenia oczyszczone powietrze. Jest nawet jedna, ogromna jaskinia w której urządzono teatr. Wszystko to usytuowane jest w niemal baśniowej scenerii wapiennych skał, dolin i bujnej, kolorowej roślinności. Krajobrazu dopełniają jeszcze ziejące leje po amerykańskich bombach przed wejściami do poszczególnych jaskiń.
Cały teren zwiedza się wyłącznie w asyście przewodnika. Ponoć jest tylko jeden anglojęzyczny przewodnik ale my akurat trafiliśmy na czas gdy zastępował go student z uniwersytetu w Phonsavan. Ładnie mówił po angielsku ale w każdym wypowiadanym przez niego zdaniu słychać było jakiś drażniący nas szacunek do komunistycznych przywódców. Pan Kaysone zrobił to, Pan Kaysone zrobił tamto& Jakoś tak dziwnie się tego słuchało. Chłopak był bardzo młody więc nasuwa się pytanie: czy szacunek do Pathet Lao płynął z jego własnych przekonań, czy też został narzucony przez "górę" aby we właściwy sposób przekazywał informację imperialistycznym gościom.
Wizyta w Vieng Xai generalnie nam się podobała, głównie za sprawą pięknej scenerii w jakiej położone są jaskinie i dużego znaczenia historycznego tego miejsca. Jest to jednak chyba tylko miejsce dla osób konkretnie zainteresowanych historią konfliktów indochińskich bo w przeciwnym wypadku miejsce jest to nazbyt oddalone od utartych szlaków turystycznych w Laosie i dotarcie tam zwyczajnie zabiera zbyt dużo czasu. Na szczęście ta mała mieścina ma bardzo dobre połączenia z resztą kraju więc nie jest trudno się tam dostać ani stamtąd wydostać.
Była sobie książka
Zawsze w podróż zabieramy ze sobą przewodniki Lonely Planet. Traktujemy je jak trzeciego towarzysza wyprawy. Niestety, z chęci oszczędzenia pieniędzy i miejsca w plecakach postanowiliśmy tym razem zakupić przewodnik "Azja Południowo - Wschodnia" wydawnictwa Pascal. Już wtedy wiedzieliśmy że będziemy tego żałować ale nie było nikogo kto by nas powstrzymał. Jest to niby "wierne" tłumaczenie z przewodnika LP "Southeast Asia on schoestring" wydanego w 2004 roku ale jedyne co można o nim powiedzieć to słynne w całej Azji zdanie: "same, same but different". Po pierwsze, Pascal wyciął z przewodnika całą Tajlandię, co by polski turysta nie pominął zakupu oddzielnego przewodnika Pascala "Tajlandia". Po drugie irytuje nas tłumaczenie z języka angielskiego. Zajmowała się widać tym osoba nie mająca nic wspólnego z podróżowaniem i geografią. Do pasji doprowadza nas odmiana nazw własnych typu "Kuala Lumpurem" lub tłumaczenie nazw rozpoznawalnych obiektów na polskie odpowiedniki. Po trzecie, z jakiegoś dziwnego powodu treść mapek została zubożona o na przykład informacje o księgarniach. Znaczy że Polak w Azji nie czyta? Ale to bylibyśmy skłonni wybaczyć bo w gruncie rzeczy wszystko to - jakkolwiek irytujące - jest do zaakceptowania. Ale jednej rzeczy darować nie możemy a mianowicie jakości wydania. Bardzo dbamy o nasze przewodniki. Nosimy je w specjalnej torbie, chronimy przed wilgocią, nic w nich nie piszemy, nie wyrywamy czy zaginamy stron. Gdy wyjechaliśmy z Chin, wydobyliśmy przewodnik Pascala z dużego plecaka, w którym dotychczas podróżował owinięty w folię. I co? I ten wielki, polski przewodnik rozpadł się trzeciego dnia użytkowania. Zwyczajnie się rozleciał. Kartki z niego wypadły i teraz wychodząc na miasto zamiast przewodnika zabieramy ze sobą 3 -4 pojedyncze strony! Bubel jakich mało. Przecież to jest książka, która w założeniu ma "dużo przejść" a nie być czytana wieczorkami przy kawie i kominku. Zatem drogi wydawco. Z całego serca życzymy Ci poprawy jakości albo zabrania się za inną działalność. Szkoda, że po raz kolejny firma dąży do maksymalizacji zysków kosztem jakości produktu.
Informacje praktyczne:
- najtańszy nocleg udało się nam znaleźć za 4 USD / pokój
- Sawngthaew do Vieng Xai odjeżdżają od 08:30 do 14:30 z dworca autobusowego w Xam Nuea - 8000 Kip, 50 min.
- wstęp do jaskiń Pathet Lao - 30 000 Kip, w cenę wliczony jest przewodnik. Nie ma dodatkowych biletów za robienie zdjęć. Tour po jaskiniach trwa 2 - 3 godziny. Anglojęzyczny tour rozpoczyna się między 9:00 a 9:30 oraz o 13:30, z tym że biorąc udział w tym drugim prawdopodobnie nie zdąży się na ostatni Sawngthaew do Xam Nuea odjeżdżający z Vieng Xai o 15:00
- codziennie z Xam Nuea odjeżdżają dwa autobusy do Vientiane. Obydwa o 08:00. Pierwszy jedzie trasą północną przez Pak Xeng, Nong Kiaw (10,5 godz), Luang Prabang (15 godz.), Vang Vieng (22 godz.), Wietniane (26 godz.). Cena do Vang Vieng 130 000 Kip, przyjeżdża o 06:00. Cała trasa bardzo ładna widokowo.
Drugi autobus jedzie krótszą trasą przez Phonsavan (10 godz.), Vang Vieng do Wietniane (17 godz.)
- codziennie odjeżdża też autobus do wietnamskiego Thanh Hoa - 12 godz. 90 000 Kip