czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
Myślałam, że deszcze już się skończyły a tu leje i leje cały czas już od czterech dni. Znowu wilgoć i wszystko mokre, na drogach kałuże i żadne buty tego nie wytrzymują. Chyba najlepsze są kalosze a ja chodzą w sandałach lub klapkach.
Mam coraz mniej czasu (niedługo egzaminy), coraz więcej się dzieje, ciągle wycieczki i wyjazdy, odwiedziny studentów no i oczywiście praca. Już 2 razy zaprosiłam po 10 osób (studentów) na kolacją a raczej obiad po polsku a teraz się rozniosło po szkole, że umiem gotować i wszyscy by chcieli przyjść. Bardzo bym chciała zapraszać więcej studentów i gotować ale przecież nie mam takich możliwości. Zrobiłam kotlety mielone (zamiast bułki dają owsianką, sezam i ziarna słonecznika), gotowane ziemniaki, marchewką, ogórki zielone i fasolką po bretońsku. Do tego jabłka i banany w cieście.
śmiać mi się chciało jak jedli kartofle pałeczkami razem z jabłkami i bananami w cieście. Zresztą tu stawia się wszystkie potrawy na stół i je potem jednocześnie nie zwracając uwagi czy to słodkie, ostre, kwaśne lub czy to deser. I tak wszystko idzie do jednego żołądka. Bardzo im smakowało i widziałam, że było to niesamowite przeżycie dla nich. Jeszcze nigdy nie mieli możliwości spróbowania europejskiej kuchni.
W poniedziałek miałam też pokaz zdjąć z miejsc, które odwiedziłam w Chinach przez ten rok. Przygotowałam ponad 800 fotek i postanowiłam im w ten sposób trochę przybliżyć Chiny, bo w ogóle nie wiedzą co jest dalej niż 100 km, nie mówiąc już o innych prowincjach. Nie znają nawet nazw krajów sąsiadujących z Chinami. Zainteresowanie było tak duże, że zaplanowałam już kolejny pokaz, ale to już w następnym semestrze. Zapomniałam dodać, że zostają tutaj na drugi rok. Teraz tak mi się tu podoba i zżyłam się z ludźmi, że żal byłoby mi stąd wyjeżdżać. Tym bardziej, że władze collegu zaproponowały mi pozostanie na drugi rok.