czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
Dobrze, że już po świętach. Zresztą czego się tu mogłam spodziewać. Mięliśmy zamiar urządzić sobie jakąś wigilię (w czwórkę) ale plan się zmienił, zresztą nawet byłam z tego zadowolona, bo ostatnio nie mam ochoty na gotowanie. W kuchni jest bardzo zimno i ciągnie od podłogi a poza tym mam mnóstwo pracy w zw. z końcem semestru i przygotowywaniem egzaminów.
W sobotę zabrano nas na kolacje do restauracji w której uczestniczyło tylko kilka najwyższą rangą osób i nasza czwórka, a wieczorem odbyły się występy studentów i tańce. Każdy z nas też musiał się "zaprodukować" więc zagrałam na organkach kilka polskich kolęd. Nick zaśpiewał "Cicha noc" po angielsku przygrywając sobie na gitarze a Bob z żoną przebrani w kostiumy zaśpiewali arie z jakiejś chińskiej opery. Cała impreza trwała 3 godziny. Poszczególne klasy i indywidualni studenci składali nam życzenia i wręczali drobne prezenty. Studenci byli bardzo przejęci tymi świętami i organizowaniem występów, ale chyba sobie nie zdają sprawy co one tak na prawdę oznaczają. Wszyscy chcieli się fotografować na tle ustrojonej choinki.
W poniedziałek wieczorem też była impreza z występami i znowu nas poproszono abyśmy coś zagrali lub zaśpiewali. Nick się wycofał, więc ja z Bobem wystąpiłam, choć wcale nam to nie było na rękę...