czwartek, 1 wrz 2005 Babu, Chiny
7 Star Park - czerwona panda
Miałam nadzieję, że spotkam jakichś Polaków w Yangshuo, ale niestety nie udało się, zresztą nie zabawiłam tam długo, spotkała mnie bowiem niesamowita przygoda.
Otóż siedząc wieczorem z moją studentką - Aidar w restauracji (ta, która wybrała się z nami w podróż), Nic poszedł spotkać się ze swoimi znajomymi też nauczycielami, poznałyśmy rodzinkę z Guilin, która szukała kogoś dla swojego syna z jez. ang. Chcieli zaprosić do siebie do domu w zamian za konwersacje w jez. ang. Właściwie to się długo nie zastanawiałam, stwierdziłam, że jest to okazja by poznać prawdziwy chiński dom, zobaczyć jak żyje zamożna rodzina itd, a do Yangshuo jeszcze mogę wrócić, jak ceny staną się normalne i nie będzie takich tłumów. Ponieważ nie chciałam zostawiać Aidar samej i bałam się, że sama będzie wracała do Hezhou, (Nic miał inne plany) oni zdecydowali się też ją zaprosić. I tym sposobem spędziłam prawie 4 dni w Guilin i okolicy.
Zwiedzanie było bardzo intensywne, od rana do wieczora, a ponieważ ojciec chłopca jest na wysokim stanowisku w Parku Siedmiu Gwiazd w Guilin nigdzie nie płaciliśmy wstępów. Wystarczył telefon i wchodziliśmy całą grupą za darmo. Każdy wstęp to 50-65Y za osobę i żadne zniżki nie są honorowane. Chyba że ma się wzrost do 1.40m w niektórych miejscach nawet 1.20m. Jeździliśmy minibusem, bo dołączyły jeszcze inne matki z dziećmi, które też uczestniczyły w tych eskapadach.
7 Star Park - czerwona panda
Na początku wszyscy byli onieśmieleni, ale juz po jednym dniu widać było efekty rozmawiania po angielsku. Syn gospodarzy (Jerry) tak sie rozgadał, że nawet pod koniec zaczął tłumaczyć innym dzieciom już bez pomocy Aidar. Chodzi do najlepszej szkoły w prowincji Guangxi, ma codziennie angielski, 2 nauczycieli, jeden z Chin a drugi z Nowej Zelandii. Niestety klasy są tak liczne, że o konwersacjach nie ma mowy a tego dzieciom brakuje. Jego szkoła kosztuje 7000Y rocznie. Rodzice mogą sobie na to pozwolić, mama jest na kierowniczym stanowisku w banku a ojciec właśnie w Parku Siedmiu Gwiazd - bardzo duży i ładny park miejski. Nazwa pochodzi od siedmiu wzniesień, które układają się we wzór przypominający konstelację Wielkiej Niedźwiedzicy. Rodzinka wcale nie chciała nas puścić "do domu", ale ja już czułam się zmęczona. Czułam się trochę jak zwierzę w klatce, bo żadnego kroku nie mogłam zrobić samodzielnie. Oczywiście nie zobaczyłabym sama tyle i za darmo w tak krótkim czasie. Wszędzie chodziliśmy razem. Wszystkie posiłki, łącznie ze śniadaniem jedliśmy w restauracjach. Mieszkańcy Guilin jedzą na śniadanie makaron z mąki ryżowej z odrobiną mięsa i ostrymi przyprawami, czasem zalanych wywarem z kości, czyli czymś co przypomina rosół.
Jednego wieczoru grillowaliśmy nad rzeką Li Jang. Dołączyli jeszcze inni znajomi z dziećmi, sama śmietanka Guilin. Chińczycy uwielbiają tego rodzaju imprezy, z rodziną i znajomymi. Przywiązują dużą wagę do jedzenia. Największą atrakcją dla mnie była wycieczka do Longsheng a właściwie do wioski DaZai i XiaoZai, gdzie mogłam podziwiać wspaniałe tarasy ryżowe i zobaczyć wioski mniejszości narodowych Zhaung i Yao.
Wszędzie mnóstwo turystów, wysokie ceny i niesamowite korki na drogach.