czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
w drodze do "mycia"
W czwartek wybieramy sie do obozu sloni - MAESA ELEPHANT CAMP oddalonego o 35 km na wsch. od miasta.
Jedziemy dobra godzinke wspaniala szosa poprzez las tropikalny. Znowu pada deszcz ale niczemu to nie przeszkadza, jest cieplo. Oboz sloni znajduje sie nad rzeka w lesie. Zostal zalozony w 1976 r i znajduje sie nawet w ksiedze Guinessa. Jest tu teraz juz 70 osobnikow, bardzo uzdolnionych artystycznie bowiem czesc z nich potrafi malowac obrazy, ktore potem sprzedawane sa turystom po 2000 B.
Mozna przejechac sie na sloniu i tak:pol godziny kosztuje 800 B dla 2 osob a 1 godzina z trasa do pobliskiej wioski 1200 B. Wstep do obozu sloni to wydatek 120 B na osobe ale jest w tym przepiekny polgodzinny pokaz artstyczny kilkunastu sloni (taniec, malowanie pedzlem, gra w pilke nozna, strzelanie do balonow etc. i zwiedzanie calego osrodka, ktory jest b.interesujacy (zlobek, myjnia dla sloni, wybiegi, szkola malowania itd.).
Na prawde warto tu przyjechac, ale indywidualenie bo agencje sciagaja straszny haracz.
Po drodze do obozu sloni sa farmy malp, mala farma wezy z kobrami na czele, ogrod botaniczny i wodospad.
Ale wstepy do tych atrakcji turystycznych sa duzo drozsze niz do Maesa Elephant Camp.
Po poludniu zajezdzamy jeszcze do wielkiego centrum handlowego w ktorym znajduje sie mnostwo jadlodajni, wszystkie na jednym poziomie a wybor jest taki, iz mam klopot na co sie zdecydowac. Wszystkie centra handlowe maja tego typu food stalls w ktorych mozna tanio i dobrze zjesc.
Wieczorem wyjezdzam juz spowrotem do BKK, tym samym autobusem z tej samej agencji. Bilet kosztuje 350 B a autobus jest pelen. Nie ma mowy o wygodnym spaniu zwlaszcza, ze kolo mnie siedzi banda rozkrzycznych Anglikow, swiecaca latarkami i szeleszczaca torebkami od chipsow.
Punktualnie o 6ej przybywamy w poblize KSR i ja od razu ide do hotelu.