czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
gorzki orzech w plasterku
Miasto juz od wczesnych godzin rannych tetni zyciem i choc mieszka tu tylko ok. 40 000 mieszkancow to ruch jest caly czas jak w ulu. Nawet przy przechodzeniu przez droge trzeba uwazac na traktory, rowerzystow i motory, ktorych jest tu wszedzie pelno i to niezaleznie od pory dnia.
Noc byla ciezka, duszna (ponad 30C) a do tego materac tak miekki, ze caly czas sie zapadalam. Po sniadaniu zjedzonym na pobliskim bazarze dalej spaceruje uliczkami miasteczka robiac zdjecia i podgladajac zycie mieszkancow. Upal w ciagu dnia jest niesamowity, ponad 40C a do tego ta straszna wilgotnosc, caly czas jestem mokra od potu. Wzorem mieszkancow krajow arabskich nosze na karku maly recznik aby pot mogl w niego splywac. Poza tym mozna nim ocierac twarz. A bez kapelusza nie da rady w ogole wyjsc na zewnatrz.
Wcale sie nie dziwie, ze ci ludzie tu ciagle poleguja i spia. W tym klimacie czlowiek staje sie bardzo powolny i nie da sie inaczej funkcjonowac. W ciagu dnia 2-3 razy jest potezna ulewa trwajaca kilkanascie minut. Przynosi chwilowe ochlodzenie. Dobrze jest miec jednak ze soba parasolke, tak jak maja to lokalsi, peleryny w ogole nie zdaja egzaminu. Jest w nich duszno i sa ciezkie, chyba, ze na motocykl.
Bedac blisko portu kupuje sobie od razu bilet na statek do Katha na srode rano. Biuro miesci sie kawalek od przystani (za biurem podrozy na przeciwko SIKH TEMPLE) i trace sporo czasu nim go znajduje.
na bazarze
Za odcinek 131 km place 4$ a bilet do Mandalay kosztuje 9$. Jest to tylko kawalek miejsca na pokladzie. Kabina 2 os. kosztuje 52$. To sa oczywiscie ceny dla bialych . Miejscowi placa za przejazd do Mandalay tylko 1500 K.
Po poludniu zamawaimy sobie bryczke konna, aby pojechac do ruin starego Bhamo, do Sampanago. Wynajecie tej bryczki to wydatek 3000 K (wiec po 1500 K/os). Jedzie sie tam pol godziny (5.5 km) przez peryferie miasteczka i wioski, mijajac liczne stupy i nawet wiezienie.
Przyjezdzamy do Pagody Shwe Kyina , gdzie rowniez miesci sie spory klasztor jednak po ruinach nie ma juz sladu. Zarosla je dzungla a w niektorych miejscach stoja domy. Jesli ktos nie dysponuje czasem to nie warto tu w ogole przyjezdzac.
Na dzisiejsza kolacje wybieramy sobie lokalna restauracje, gdzie jest spory wybor dan: warzywa, ryby, mieso i ryz. Ceny sa niskie (100-200 K za porcje) a atmosfera jest bardzo przyjemna. Dostajemy tez zupe gratis jak zawsze, mnie przypomina ona nasza szczawiowa, Helena natomiast nie gustuje w takich smakach. Siedzimy tu dluzej bowiem akurat znowu leje. Klienci obserwuja nas a my ich, robimy zdjecia, pokazujemy im i zabawe mamy na calego.
Wieczor konczymy w barze piwnym. Mozna tu dostac ciemne piwo beczkowe Mandalay po 700 K za kufel. Mocne i dobre. Przysiada sie do nas jakis mlody chlopak, opowiada o trudnej sytuacji w kraju i prosi o pomoc przy wyjezdzie. Chcialby bardzo opuscic swoj kraj ale potrzebuje pomocy z zewnatrz.
Chetnie bym mu pomogla ................