czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
I my wlasnie ladujemy w takim miejscu w Pakokku. Nie ma zadnej przystani. Lodz po prostu podplywa blisko brzegu, marynarze przerzucaja deske i po niej schodzimy na brzeg, w sam srodek cuchnacych smieci, gdzie stoja ludzie, bawia sie dzieci i buszuja swinie. Trudno jest nawet oddychac.
Zaloga zadu zwrotu naszych biletow, wiadomo, ze sprzedadza je drugi raz. Z portu idziemy na piechote do dworca autobusowego (wlasciwie to go nie ma). Ludzie staja z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami i patrza na nas a na targu jest istne poruszenie. Nie wiadomo kto tu jest bardziej egzotyczny; czy my dla nich czy oni dla nas.
Pakokku to niewielka miescina na zachodnim brzegu rzeki. Uprawia sie tu na duza skale bawelne i tyton a to ze wzgl. na zyzna ziemie tudziez orzeszki ziemne, ryz i sezam. W okolicy jest ponad 80 klasztorow buddyjskich jako, ze jest to wazne centrum Buddyzmu.
Przystanek autobusu do Mandalay znajduje sie za targiem i po krotkich poszukiwaniach znajdujemy autobus, ktory ma za chwile odjechac. Chwila, jak zawsze jest dluzsza, mam wiec okazje wypic kawe (200 K) i zjesc dobra i i ciepla bulke (150 K) i gorace nalesniki.