czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
rozladunek wagonu kolejowego
Kolejny dzien spedzam czesciowo w drodze do Kushtia (150 Tk, 150 km). Miasto polozone jest na polnocny zach. od Khulny. Jade tam by zobaczyc dom poety i noblisty R.Tagore oraz mauzoleum slynnego medrcy, spiewaka i poety Lalon Shaha osoby niemalze swietej dla kazdego Bengalczyka.
Jade tylko 4h ale za to w strasznym halasie spowodowanym nieustannym trabieniem kierowcy. Mam ochote wyrwac mu po prostu ten klakson. Czy trzeba czy nie on bez przerwy naciska na trabke.
Wlasciwie to wcale nie mialam zamiaru nocowac w Kushtia, ale poniewaz przybywam juz po poludniu to nie ma szans na zobaczenie posiadlosci Tagore, ktora znajduje sie 9 km od miasta.
Biore wiec pokoj w hotelu PADMA (1 os. z lazienka/100 Tk) kolo dw. kolejowego. Sa tu pokoje od 100 600 Tk w miare czyste i wszystkie z lazienkami. Zostawiam bagaz i od razu kieruje sie do mauzoleum
Lalona Shaha, ktore jest w odlegosci moze 2 km od hotelu. Po drodze znowu lapie mnie ulewa i przeczekuja ja w jakims odrestaurowywanym domu, ktory jak sie okazuje tez byl jedna z posiadlosci Tagore.
Mauzoleum jest b.male i juz z daleka widac jego bielutka kopule. W hali obok przez caly dzien graja i spiewaja lokalni muzykanci wlasnie piesni skomponowane i spiewane przez Lalona. Instrumenty na ktorych graja mozna kupic na okolicznych straganach co chetnie czynia przybyli tu pielgrzymi. Zostalam nawet obdarowana rodzajem tamburyna przez miejscowych nauczycieli.
Spotkalam tu tez czlowieka guru, ktory ma juz 102 lata a zapleciony warkocz siega 2 m.
Wieczorem na pobliskim przejezdzie kolejowym rozstawiaja sie sprzedawcy owocow.
po drodze na postoju
A kiedy nadjezdza pociag, ktory juz widac z daleka i jedzie b.powoli przestawiaja swoje stragany na boczny tor. W ogole dopiero wieczorem zaczyna sie tu ruch. Spacery calych rodzin (akurat jest czwartek wiec to poczatek weekendu), odwiedziny w cukierni, kotrych jest wszedzie pelno, tabuny dzieciakow i zebrakow. Nie wspomne juz o korkach spowodowanych kolorowymi rykszami, odglosow klaksonow i dzwonkow i modlitw z meczetow.
A na przeciwko hotelu znajduja sie warsztaty blacharskie, gdzie przez cale popoludnie i wieczor robotnicy wala mlotami w blache produkujac ogromne kufry.Tu nikt sie nie przejmuje zadna cisza nocna. Wzgledny spokoj jest tylko miedzy 2 a 5 w nocy.
Mam tez mile spotkanie w czasie kolacji. Poznaje chlopaka (Aroup), swietnie mowiacego po ang., ktory akurat skoczyl szkole srednia i szykuje sie do egzaminow na uniwersytet w Dace. Chce towarzyszyc mi nastepnego dnia w wycieczce do posiadlosci R.Tagore. Pomysl mi sie podoba i umawiamy sie na nastepny poranek.
Dom R.Tagore znajduje sie we wsi Shelaidaha w odleglosci 9 km od rzeki Goraj, ktora przeplywamy jak zwykle lodzia (2 Tk) a dalej jedziemy juz ryksza towarowa (50 Tk, platforma na 2 kolach doczepiona do roweru), bardzo tu popularna. Jadac tym srodkiem lokomocji moge zobaczyc prawdziwe zycie na wsi bengalskiej. Pogoda nie jest zbyt sprzyjajaca, mzy i jest pochmurno a jazda trwa prawie godzine.
Kiedy docieramy do posiadlosci-muzeum niebo wypogadza sie i wychodzi slonce.
Wstep dla mnie wynosi 100 Tk a dla mojego przewodnika tylko 10 Tk.
drugi dom R.Tagore w Kushtii, jeszcze w remoncie
Tagore przebywal w tym domu tylko 10 lat, ale sporo tu tworzyl i tlumaczyl. Po posiadlosci oprowadza nas mily kustosz rowniez wladajacy angielskim. Zachowalo sie tu calkiem sporo zdjec i mebli nalezacych do pisarza.
W niewielkiej odleglosci plynie rzeka Padma, czyli Ganges.Niestety nie plywaja nia zadne wieksze jednostki by moc poplynac np: do Daki.
W drodze powrotnej zwiedzamy jeszcze swiatynie hinduska i znowu w deszczu wracamy do miasta.
Aroup zaprasza mnie na lunch do swojego domu jedziemy wiec najpierw do hotelu po moj bagaz a potem do jego domu. Ojciec jest nauczycielem ang. w szkole wiejskiej a matka nie pracuje.
Spedzam tu kilka milych godzin a wieczorem chlopak odwozi mnie na przystanek autobusowy.
Postanawiam udac sie juz bezposrednio do Coxs Bazar nad morze nie zajezdzajac do Daki. Okazuje sie, ze jest stad bezposredni autobus az do Chittagong 500 Tk, 600 km) i postanawiam skorzystac z tej okazji oszczedzajac na czasie.
Jade az 12h, siedzenia sa dosyc wygodne, rozkladane ale moja sasiadka ma synka, kotry juz wlasciwie jest w wieku, ze powinien miec swoje miejsce ale ona uparla sie, ze go bedzie miala na kolanach. Oczywiscie tak bylo przez godzine a potem juz siedzielismy w 3 osoby na 2 siedzeniach.
Ten kierowca nie trabil ale jechal jak szalony i hamowal w ostatnim momencie. Wysiadlam, gdzies na jakiejs ulicy skad autobusem miejskim (3 Tk) i ryksza (5 Tk) dostalam sie na dworzec autobusowy.