czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
Jest to juz moj osatni lot w czasie tej podrozy (odbylam w sumie 8 lotow) i nie moge doczekac sie juz konca. Tak jak pisalam poprzednio, nie lubie latac. Do Kantonu docieramy przed 23 (lot trwal ok. 4h) a tu juz czeka na mnie Happy ze swoim szefem. Prawie pol godziny szukamy samochodu bo biedak nie pamieta, gdzie go zaparkowal. Lotnisko jest wielkie a on jest tu po raz pierwszy w zyciu. Rowniez przy wyjezdzie ma spore klopoty nawet uzywajac GPS-a. W koncu udaje mu sie znalezc wlasciwy wyjazd i po godzinie jestem juz w sluzbowym mieszkaniu Happiego.
Postanowilam zostac jeszcze w Kantonie przez niedziele i wyruszyc do Hengyang dopiero w poniedzialek. Bez problemu kupuje bilet w jednej z kas miejskich rozrzuconych po miescie na zwykly pociag (hard seat, 44Y plus 5Y oplata dodatkowa). Nie ma problemu z miejscem siedzacym mimo konczacych sie juz wakacji.
Niedziele spedzam z Happim i jego kolegami. Jedziemy do centrum miasta, gdzie dopada nas niesamowita ulewa. Oni tu jeszcze nie byli bo mieszkaja daleko na polnocy miasta. Jedziemy chyba poltorej godziny, korki sa gigantyczne i to mimo niedzieli. Akurat sa przeceny, wiec ludzi jest cala masa.
Mnie interesuja sklepy spotowe, zaliczamy kilka wielkich domow towarowych.
Wieczorem jest pyszna kolacja, chlopaki na zmiane gotuja posilki. W sumie mieszka tu 7 osob ? taka komuna (mieszkanie sluzbowe) a najlepsza jest ryba, po prostu niebo w gebie. Juz nie moglam doczekac sie chinszczyzny, choc tez lubie tajskie jedzenie.
W poniedzialek rano wsiadam w pociag i po 6 godzinach (512 km) docieram do Hengyang City. Prawie godzine jade do szkoly autobusem. Tu cisza i spokoj, campus jest pusty bowiem zajecia zaczynaja sie dopiero 7 wrzesnia ale jak zwykle na poczatku wakacji nikt nic nie wiedzial. Ja dowiedzialam sie o tym fakcie od kolegi Australijczyka a on dostal maila od jakiejs studentki.
Gdy wchodze do mieszkania to od razu szlag mnie trafia ? mieszkanie jest po remoncie i musze brac sie za sprzatanie. Keshia cos tu sprzatala zaraz po robotnikach ale nadal jest b.brudno. Miala byc remontowana tylko kuchnia a malowali tez sciany we wszystkich pomieszczeniach niszczac przy okazji podloge i zachlapujac meble. Pewnie na mysl im nie przyszlo by to czyms przykryc.
I tu konczy sie moja wakacyjna opowiesc. Moja wyprawa trwala 68 dni ale moje wkacje jeszcze trwaja
I zastanawiam sie czy by gdzies na 3-4 dni nie wyskoczyc.