czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
krawiec
Okolice hotelu maja klimaty indyjskie, jest biednie, brudno a ludzie zyja prawie, ze na ulicy. Miasto ma ponoc ponad 5 milionow ludnosci ale czy jest ich ktos w stanie policzyc? Idac do Sule Paya mijam kolejne garkuchnie i herbaciarnie, czesc z nich ustawiono bezposrednio na ulicy. Mozna tu tanio zjesc i napic sie herbaty z mlekiem bo wiekszosc mieszkancow to potomkowie Hindusow.
Dzieci bawia sie w blocie jakimis patykami lub butelkami plastikowymi.
Po drodze mijam tez opuszczony budynek ministerstwa, okazaly z czerwonej cegly. Kiedys byla to piekna budowla a teraz straszy powybijanymi oknami a mury pokryte sa wilgocia i grzybem jak wiekszosc tutejszych budynkow. Miasto jest bardzo brudne, ale tez i mnostwo tu zieleni i ma jakis, swoj urok. Sule Paya wyglada mizernie po tych wszystkich Pagodach, ktore widzialam w tym kraju.
Niedaleko Sule Paya jest tzw. dzielnica chinska. Jest tu kilka swiatyn taoistycznych i potezny bazar, malo jednak na nim dan typowo chinskich. Wiekszosc to kuchnia lokalna.
Ulubionym zajeciem mieszkancow jest karmienie golebi. Sa ich tu cale chmary. Sprzedawcy ziaren siedza na rogach ulicy, sprzedaja karme dla golebi i maja tez niezla zabawe. Albo mozna tez sobie kupic malego ptaszka wiezionego w klatce i wypuscic na wolnosc to na szczescie podobno.
Jesli o mnie chodzi to bym wszystkie te ptaki wypuscila. Zadziwiajaco duzo jest tu tez psow tzn. w ogole w calym kraju i z tego co zauwazylam nawet nie sa w strasznym stanie. Najlepiej wiedzie sie tym, ktore sa w klasztorach.
Po poludniu zaczyna lac i tak juz bedzie az do wieczora. Ciezko sie robi zdjecia trzymaja parasolke nad glowa i pilnujac by obiektyw nie zamakal. Nie mam jednak wyboru. Moze cos z tych zdjec jednak wyjdzie.
Kompletnie przemoczona wracam autobusem w okolice hotelu (nr 56, 50 K) aby sie umyc i przebrac. Nie wiem, czy to w ogole ma jakikolwiek sens przy tej pogodzie. W sumie w przerwach miedzy ulewa a malym deszczem mozna troche podeschnac.
Kawaleczek od hotelu jest tez spory supermarket Ocean, gdzie dosyc sporo mieszkancow robi zakupy a zimno tam tak, ze mozna sie przeziebic. Jest to swietny kontrast: takie wypasione centrum handlowe a obok lepianki sklecone z byle czego w ktorych mieszkaja i gniezdza sie wielodzietne rodziny.
Wieczorem juz tak strasznie leje, ze cale ulice plyna. Wszedzie pelno blota i nie da sie w ogole chodzic, auta pryskaja tym blotem na wszystkie strony. Spedzam wieczor w hotelu na rozmowie z kilkoma turytami przy lokalnym piwie.