czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
Miasteczko jest dosyc spore, bardzo glosne i wyglada jak jeden wielki bazar. Mnostwo tu owocow z Chin. Bazar jest nad sama rzeka Irawadi.Rzeka jest tu juz dosyc szeroka i plynie wartkim nurtem.
Na bazarze znajduje swoja zupe z groszku zoltego czyli cos w rodzaju kremowego tofu z przyprawami na ostro, po prostu pycha (200 K) a na deser ladujemy w kawiarni Nylon takiej samej jak w Mandalay. Podaja tu lody, koktajle i rozne desery mleczne. Palce lizac.
Helena namawia mnie tez na wizyte w polecanej przez przewodnik LP restauracji Swem Htet Tha Cafe, gdzie serwuja dim sum i dania chinskie oraz birmanskie. Ale gdy patrze na te dim sum to mi sie odechciewa i biore tylko sok z papaii i ananasa (800 K).
Miasteczko jest bardzo glosne i spory tu ruch. Czuje sie jakbym byla w duzym miescie. Halas jest prawie taki jak w Chinach. Wszedzie sa stragany i wyglada to tak jakby wszedzie byl bazar. Na stacji kolejowej tez duzy ruch, pociagi z poludnia kraju tu koncza swoj bieg, to juz jest ostatnia stacja na polnocy kraju.
Wieczorem jest wielki targ nocny z owocami i warzywami, ciuchami ale malo na nim straganow z jedzeniem.
Na koniec dnia raczymy sie piwem chinskim, ktore tu mozna dostac duzo taniej nic miejscowe (butelka 800 K).