czwartek, 24 wrz 2009 Hengyang, Chiny
widok z samolotu na okolice Yangonu
Umowiona taksowka nie przyjezdza po nas o 4ej rano w srode, czekamy kilkanascie minut i bierzemy inna taryfa za 350 B na lotnisko. Nie ma z tym najmniejszego problemu, taksowek jest w brod i kazdy chetnie pojedzie, byle tylko nie stac. Przejazd na lotnisko trwa okolo 40 minut a tu ruch jak w ulu. Jemy jeszcze nasze sniadanie zabrane ze soba z BKK ze sklepu 7eleven i odprawiamy bagaz i zaraz tez przechodzimy przez odprawe paszportowa.
Nasz samolot to AIRBUS B 737-300 na 95 miejsc i sa jeszcze jakies wolne. Bialych turystow mozna policzyc na palcach. Zaloga samolotu daje nam do wypelnienia mnostwo formularzy i tak schodzi mi polowa czasu przelotu czyli ok. 30 minut. Nie oplaca sie wiec juz spac bo za chwile ladujemy w Yangoon.
Lotnisko jest male ale wewnatrz calkiem przyzwoite. Tu rowniez odprawa paszportowa i celna przebiega szybko i sprawnie i nikt nie rozgrzebuje plecakow. W stosunku do BKK jest tu pol godziny roznicy.
Zdecydowalysmy sie pojechac od razu dalej a zwiedzanie Yangoon zostawic na koniec pobytu. Naszym pierwszym celem ma byc plaza nad Zatoka Bengalska w miejscu o nazwie Chauang Tha Beach (na zachod od Yangoon, 220 km). Kiedy opuszczamy lotnisko obstepuja nas taksowkarze i nachalnie oferuja swoje uslugi. Najpierw musimy dostac sie na dworzec autobusowy Hlaing Thar Yar, ktory znajduje sie dosyc daleko od lotniska, bowiem stamtad odjezdzaja autobusy w interesujacym nas kierunku.
Znajdujemy kierowce, albo on nas i za 6$ wiezie nas na ten dworzec.
Yangon widziany z gory
Po drodze oferuje nam zamiane pie niedzy i jezdzimy pewnie z pol godziny w poszukiwaniu czlowieka, ktory ma dokonac tej tranzakcji.
Za 1 $ dostaje 1050 K (Kyat).
Kiedy przyjezdzamy na dworzec, okazuje sie, ze najpierw musimy pojechac do Pathein (5000 K, 160 km) a dopiero tam przesiasc sie na kolejny transport. Wszystkie napisy sa tylko w lokalnym jezyku i trudno stwierdzic ile tak na prawde kosztuje bilet, ale chyba to nieco drogo za tak krotki odcinek. Dowiedzialysmy sie, ze inne ceny sa dla lokalsow a inne dla nas. Mamy chwile czasu do odjazdu, by cos zjesc i napic sie kawy. Dworzec jest bardzo kolorowy i dla nas egzotyczny: mnostwo naganiaczy, dzieci i kobiety biegaja od autobusu do autobusu oferujac jedzenie, owoce, wode.....a w licznych garkuchniach mozna sie za grosze posilic i napic herbaty lub kawy (nie takiej dobrej jak w Tajlandii czy Kambodzy).
Odjezdzamy nawet przed czasem i mamy w miare wygodne siedzenia w naturalnie klimatyzowanym autobusie. Podroz trwa 4.5h, autobus co chwile zatrzymuje sie i zbiera pasazerow a w polowie drogi jest krotki postoj na lunch, w czasie ktorego jem ostra zupe z makaronem, kolendra i cebula za 300 B. Mamy tez kontrole paszportow i nasze dane spisywwane sa chyba ze 2-3 razy.
Krajobraz bardzo przypomina mi Kambodze pola ryzowe i male, prymitywne chatki z bambusa, bawoly i krowy, depczace po polach ryzowych, swinie taplajace sie w bajorach i kozy wygrzewajace sie na drodze
no i palmy kokosowe.
miedzynarodowe lotnisko w Yangonie
Wszedzie, gdzie tylko sie zatrzymujemy podlatuja dzieciaki ze swoimi towarami a wszystkie wymalowane sa na twarzy biala rozwodniona papka thanaga zrobiona z popularnie wystepujacego tu drzewa celem unikniecia poparzenia skory przez slonce. Niektore wygladaja jak duchy.
W autobusie nie jest nawet goraco a przez pootwierane okna wieje wiaterek.
Po 4.5 godzinach jazdy przybywamy do Pathein, gdzie od razu darmowa polciezarowka przemieszczamy sie na drugi dworzec by zlapac ostatni tego dnia autobus (mini bus) do Chaung Tha Beach. Jakis facet prowadzi nas na ten niby dworzec i zada oczywiscie zaplaty. Dostaje 1000 K.. Autobus jest b.stary, w desce rodzielczej brak jakichkolwiek zegarow i juz zaladowany po brzegi i nawet na dachu siedza ludzie. Za bilety placimy az 4000 K i to tylko za 60 km, wiec pewnie nas orzneli. Jakos jeszcze znajdujemy miejsca na workach z ryzem, nasze bagaze laduja na tylach autobusu i ruszamy w droge. Poza miastem konczy sie asfalt i zaczyna sie ubita droga pelna dziur i kaluzy, jako ze codziennie padaja deszcze.
Poczatkowo teren jest zupelnie plaski i widoki sa podobne do tych, ktore widzialysmy rano a potem zaczyna sie przejazd przez dzungle, niestety juz mocno przetrzebiona na skutek deforestacji. Teren jest pagorkowaty i nasz pojazd ledwie pcha sie pod gore. Sluzy nie tylko do przewozu ludzi ale tez i roznych towarow dostarcznych ludnosci do malenkich wiosek, w ktorych wielokrotnie zatrzymujemy sie po drodze.