środa, 21 lut 2007 Sana, Jemen
Stare Miasto w Say'un
Słynne Wadi Hadamawt. Nie ma chyba nikogo, kto planując wyjazd do Jemenu i szukając informacji o tym kraju nie spotkałby się z tą nazwą. Obok Sany prawdopodobnie najpopularniejszy cel wypraw turystów. Szibam - najsłynniejsze miasto tego regionu, jest jednym z trzech miejsc w Jemenie wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (oprócz niego znajdują się na niej jeszcze starówki w Sanie i Zabidzie). Zastanawialiśmy się, czy mamy jeszcze możliwość tam jechać - do powrotu do Polski pozostało już niewiele czasu i mieliśmy wiele innych spraw do załatwienia. Jednak świadomość tego, jaką okazję byśmy stracili nie zwiedzając Wadi Hadramawt podczas pobytu w Jemenie, przeważyła: pojechaliśmy.
Wyjazd jednak nie okazał się łatwy - wyruszyliśmy z jednodniowym opóźnieniem, ponieważ na dworcu autobusowym w pobliżu Bab al-Jemen nie chciano sprzedać nam biletów... Ale po kolei...
Jak zwykle podczas wyjazdów poza Sanę, musieliśmy załatwić pozwolenia na podróżowanie po kraju w biurze policji turystycznej w dzielnicy Al-Hasaba. Trochę obawialiśmy się, że mogą być z tym problemy, ponieważ trasa do Wadi Hadramawt wiodła przez Ma'rib, którego okolice uważane są za najbardziej niebezpieczny dla turystów region Jemenu (oczywiście poza leżącą za północy prowincją Sa'da, w której aktualnie trwa rebelia przeciwko władzy centralnej).
Podczas jednego z postojów na pustyni w drodze do Say'un
W przeszłości zdarzały się tam porwania turystów zachodnich, ale zawsze kończyły się one dla nich dobrze. Należy pamiętać, że miały one zupełnie inny charakter od uprowadzeń np. w Iraku. Plemiona w okolicach Ma'rib chciały posłużyć się zakładnikami jako kartą przetargową w negocjacjach z rządem, domagając się np. budowy nowej drogi czy też szkoły. Nie były one wrogo nastawione do turystów, których traktowały bardzo dobrze (niektórzy z porwanych publicznie nawet wyrażali zadowolenie z takiej "przygody", dzięki której mogli poznać życie tubylców "od podszewki"). Obecnie rejon Ma'rib jest silnie zmilitaryzowany, na drogach jest wiele posterunków wojskowych, a niektóre osady są nawet ufortyfikowane (na obrzeżach znajdują się punkty obronne z wałami ziemnymi i z kamienia, wozami opancerzonymi i stanowiskami karabinów maszynowych). Rząd ma się czego obawiać, ponieważ w tym rejonie znajduje się większość jemeńskich złóż ropy i gazu. Lokalne plemiona oczekują, że znacznie większa niż obecnie część dochodów z ich eksploatacji będzie przeznaczana na ich potrzeby.
Z powodu zdarzających się uprowadzeń turystów, policja turystyczna nie wydaje zezwoleń na indywidualne podróżowanie w tym rejonie. Można to zrobić tylko na dwa sposoby: pojechać tam z biurem podróży (w cenę wliczona jest wówczas duża, uzbrojona obstawa), lub kursowym autokarem jednej z firm transportowych.
Krajobrazy Wadi Hadramawt...
Dla nas oczywiście w grę wchodziła - jako tańsza - druga z tych opcji. Kiedy powiedzieliśmy, że pojedziemy autokarem, oficer policji nie widział żadnych przeszkód i szybko wystawił nam pozwolenie (po arabsku "tasrich" - słówko naprawdę przydatne podczas podróży po Jemenie).
To, co nie było problemem dla dbającej o bezpieczeństwo turystów policji turystycznej, okazało się problemem dla sprzedawcy biletów i dyrektora dworca autobusowego w Sanie. Powiedzieli oni, że nie pojedziemy, ponieważ potrzebna jest dla nas ochrona i oni nie będą ponosić odpowiedzialności w razie, gdyby nam się coś stało i odesłali nas do biura firmy transportowej, której autokarem mieliśmy jechać. Tam - zapytano nas tylko, czy mamy pozwolenie i bez najmniejszych przeszkód sprzedano bilety (1500 rijali od osoby). Oczywiście tego dnia nie było już więcej autobusów i musieliśmy jechać dzień później...
Sama podróż, mimo że męcząca (przejechaliśmy prawie 600 kilometrów w około 9 godzin), była dość komfortowa. Autokary firmy YEMINCO były nowe i wygodne, z klimatyzacją. W porównaniu z tym, czego doświadczyliśmy w Etiopii, była to duża odmiana... Początkowo trasa wiodła przez wysokie Góry Jemenu, jednak po dość krótkim czasie wjechaliśmy na płaskowyż i przez całą dalszą trasę, aż do samego Wadi Hadramawt, oglądaliśmy monotonny, pustynny krajobraz, najpierw pustyni kamienistej i żwirowej, a za Ma'ribem już piaszczystej.
Centrum Say'un
Bardzo zaskoczyła nas ilość punktów kontrolnych na trasie. W sumie pozbyliśmy się około 20 kopii pozwoleń, a kiedy nam ich zaczęło brakować, pomógł nam kierowca autokaru kłamiąc na niektórych posterunkach, że w środku nie podróżują żadni turyści...
Kiedy wyjeżdżaliśmy z Sany, panowała tam naprawdę przyjemna pogoda, było słonecznie, około 30 stopni. Dalej jechaliśmy w klimatyzowanym autokarze, więc nie odczuliśmy zmiany do momentu, kiedy mieliśmy pierwszy postój - w Ma'rib. W miejscowości położonej w pustynnej okolicy było jak w piekarniku. Natychmiast przypomniała nam się Sokotra, jedyna różnica polegała na mniejszej wilgotności powietrza, co jest - wbrew pozorom - korzystniejsze. Przy wysokiej temperaturze i dużej wilgotności powietrza człowiek momentalnie zlewa się potem, dlatego naszych przykrych wspomnień upału na pięknej wyspie ani Ma'rib, ani Wadi Hadramawt nie przebiły.
Za Ma'rib asfaltowa droga prowadziła przez piaski drugiej po Ar-Rub' al-Chali największej piaszczystej pustyni Jemenu - Ramlat as-Sab'atayn. Przez parę godzin autokar monotonnie toczył się po zasypywanej od czasu do czasu przez piasek szosie, jednolicie jadąc 100 km/h po prostej drodze. Kiedy zobaczyliśmy na horyzonie wysokie góry wiedzieliśmy, że w końcu zbliżamy się do Wadi Hadramawt. Krajobraz nieco się urozmaicił, ale niestety nie był to koniec naszej trasy: Wadi Hadramawt jest największym wadi na Półwyspie Arabskim i liczy ponad 100 kilometrów długości, a Say'un, nasze miasto docelowe, nie było na jego początku...
Droga prowadząca przez dolinę jest bardzo malownicza.
Stare Miasto w Say'un
Po drodze mijaliśmy gaje palmowe, zabytkowe miejscowości, ruiny miast zbudowanych z cegieł wyrabianych z błota, samotne, lśniące bielą grobowce na zboczach gór. Zdecydowanie najbardziej ciesząca oko była zmiana architektury. Zdecydowana większość miast w Jemenie, za wyjątkiem tych zlokalizowanych w górach (jak np. Thula), lub też posiadających zabytkowe starówki (jak Sana czy też Ibb), jest brzydka i bezbarwna. Ich zabudowa jest chaotyczna, są to zwykłe, kwadratowe bloczki, często zaniedbane. Wadi Hadramawt jest pod tym względem całkowicie odmienne dzięki wierności miejscowych budowniczych, którzy są wierni wielowiekowej tradycji i nadal jako podstawowego materiału budowlanego używają cegły z suszonego błota, zawierającej także domieszkę trzciny i traw.
Wszystkie miejscowości w tym regionie zachowały ład architektoniczny, pewne zastrzeżenia można mieć jedynie do największego miasta Wadi Hadramawt - Say'un - gdzie niestety spora część budynków jest już wybudowana z "nowoczesnych" materiałów. Jest też wyraźnie czyściej, w porównaniu z innymi obszarami, np. z Tihamą, jest znacznie mniej śmieci. No i oczywiście ludzie... Bardzo gościnni, uprzejmi i dumni ze swojej odrębności kulturowej i historycznej. Właściciel pewnego sklepu z pamiątkami praktycznie "zmusił" nas do przyznania, że to mieszkańcy Hadramawtu są najbardziej gościnni w skali całego Jemenu.
Mauzolea w Say'un
Poza tym - nie zdarzyło nam się, aby jakiś sprzedawca próbował zawyżyć dla nas cenę, oczywiście za wyjątkiem właścicieli sklepów z pamiątkami, którzy są przyzwyczajeni, że zakupy robią u nich Włosi, Francuzi, Amerykanie, a nie Polacy. Z zaskoczeniem reagowali na nasze umiejętności targowania się i często kończyło się to na sprzedaży artykułu za 1/4 pierwotnejceny... No i pierwszy, a zarazem ostatni raz przytrafiło się nam, że od razu zaakceptowaliśmy cenę zaproponowaną przez taksówkarza! Naprawdę byliśmy w szoku, bowiem kto jak kto, ale taksówkarze w Jemenie zawsze na początku proponują zawyżoną cenę.
Say'un przywitało nas trudnym do wytrzymania upałem i zajwiskiem, którego doświadczyliśmy po raz pierwszy: chmurą pyłu i piasku na pierwszy rzut oka wyglądającą jak mgła. Przez cały nasz pobyt w dolinie zjawisko to niestety utrzymywało się, co było dość przykre dla oczu. Po wyjściu z autokaru nikt się do nas nie przyczepił, nikt nie nawoływał, tylko dwóch przejżdżających taksówkarzy zoferowało swoje usługi. Były one jednak zupełnie zbędne - Say'un jest na tyle małe, że spokojnie można wszędzie dość pieszo. Wszystkie atrakcje tego miasta znajdują się w ścisłym centrum, łącznie ze słynnym pałacem. Hotel, który wybraliśmy, znajdował się najwyżej 200 metrów od niego, nazywał się Raybun i był najlepszym hotelem w jakim zdarzyło nam się nocować w Jemenie.
Cmentarz i grobowiec w Say'un
Do tego za zaledwie 2000 rijali za pokój, w którym spaliśmy we trójkę. Bardzo miła obsługa, klimatyzacja, czysto i bez gratisowych robaczków.
Za poradą naszych znajomych, którzy odwiedzili Wadi Hadramawt wcześniej, wybraliśmy Say'un jako bazę wypadową po całej dolinie. Była to bardzo dobra decyzja - jest tu najwięcej hoteli (duży wybór, zarówno tańsze jak i dość ekskluzywne), sporo sklepów, wiele połączeń do innych części doliny. W Szibam np. jest tylko jeden hotel, jak na Jemen bardzo drogi - około 25 dolarów za pokój. W Say'un znajduje się także duży i tani suk warzywno - owocowy. Poza tym, miasto oferuje wiele atrakcji, np. ładną starówkę ze zbudowanymi z błotnych cegieł budynkami, wiele bardzo ciekawych meczetów z bardzo oryginalnymi minaretami (zupełnie odmiennymi stylistycznie od tych w np. Sanie), zabytkowe mauzolea co i oczywiście słynny pałac, będący na większości folderów promujących Jemen jako cel wypraw turystycznych.
Pałac warto zwiedzić, chociaż za bilet wstępu należy zapłacić 500 rijali. Nam udało się uzyskać zniżkę: trochę dyskutowaliśmy po arabsku, argumentując, że tak naprawdę jesteśmy studentami uczącymi się w Jemenie arabskiego a nie turystami i ostatecznie weszliśmy w trójkę płacąc tylko za dwa bilety. Pałac jest wyremontowany, wnętrza prezentują się bardzo ciekawie, chociaż wiele sal jest niewykorzystanych.
Opuszczone domostwa zbudowane z błotnych cegieł
Jeśli kogoś nie interesują eksponaty i architektura obiektu, niewątpliwie powinien on docenić przynajmniej wspaniały widok jaki roztacza się z tarasu na dachu budynku. Zaskakują nieco godziny otwarcia tej głównej atrakcji Say'un - można ją zwiedzać wyłącznie od 8 rano do 13 po południu.
Wyprawa do Szibam przebiegła nam bardzo gładko i przyjemnie. Obok naszego hotelu zatrzymaliśmy taksówkę, której kierowca zaproponował nam zawiezienie do słynnego "Manhattanu pustyni" za 500 rijali. Byliśmy mile zaskoczeni, trasa liczyła 20 kilometrów i niewątpliwie była to dobra oferta, więc nawet się nie targowaliśmy. Szibam jest niedużym miastem zbudowanym na planie kwadratu, zamkniętym w starych murach miejskich zbudowanych oczywiście z błotnych cegieł, których zresztą kolejne partie suszące się na słońcu widzieliśmy w wielu częściach Wadi Hadramawt. Architektura robi faktycznie duże wrażenie, szczególnie kiedy sobie uświadamiamy, że te wysokie budynki (najwyższe mają po 7-8 pięter), zostały wybudowane na drewnianym szkielecie i wzmocnione tylko cegłami z suszonego błota. I stoją tak od kilku wieków... Metody ich budowy i reparacji pozostają niezmienne od tysięcy lat.
Miasto, z zewnątrz wyglądające na dość duże, można zwiedzić w najwyżej dwie godziny. Uliczki wewnątrz są oczywiście prawdziwym labiryntem, ale wystarczy odrobina wyczucia, aby zobaczyć wszystko co najciekawsze.
Krajobrazy Wadi Hadramawt
Wyjątkowo interesujących wrażeń dostarcza spacer wewnątrz miasta wzdłuż murów miejskich. Otóż Szibam posiada specyficzny, niezmienny od setek lat system kanalizacyjny. W każdym budynku znajduje się swoisty "zsyp", posiadający swoje zakończenie na samym dole w postaci niewielkich szczelin. Są one używane także współcześnie, więc spacer wzdłuż całej "serii" zsypów jest dość męczącym przeżyciem węchowym... W okresie deszczowym wszystko to spływa widocznymi w murach miejskich otworami.
Najciekawiej jednak miasto prezentuje się ze znajdującej się na południe od niego góry. Ścieżkę tam prowadzącą jest dość trudno znaleźć, trzeba dojść do Nowego Szibam i albo samodzielnie pobłądzić, albo poprosić o pomoc dzieci, które pojawią się błyskawicznie. Ta druga opcja oczywiście nie jest bezpłatna... Punkt widokowy nie znajduje się na szczycie góry, ale mniej więcej na 1/3 wysokości. Wejście tam jest strome, ale krótkie, podołają mu nawet osoby o słabej kondycji. Gorąco polecamy to miejsce - fantastyczny widok rozciąga się tam nie tylko na Szibam, ale także na rozległe Wadi Hadramawt.
Pewną ciekawostką w Szibam (chociaż napotkamy je także w innych rejonach Wadi Hadramawt) są ciekawe architektonicznie niewielkie, bielone budyneczki z kranikami, w których można napić się wody. Jest ona czerpana ze złóż podziemnych i dzięki temu jest przyjemnie zimna, ale w smaku niestety nieco słonawa, co jest efektem wzrastającego zasolenia wód podziemnych w tym regionie (prawdopodobnie z powodu ich nadmiernej eksploatacji).
Jeden z meczecików na starówce w Say'un
Dla tych, którzy wahaliby się z niej skorzystać: my piliśmy jej naprawdę dużo i nic nam się nie stało.
Trzecie najciekawsze miasto Wadi Hadramawt - Tarim - słynie przede wszystkim z niesłychanej liczby urokliwych meczetów. Jego starówka nie zachwyca, ale pojawiające się niemal za każdym zakrętem malutkie, stare i bielone wapnem meczeciki są bardzo piękne. Cechą charakterystyczną tej miejscowości są ślady panowania rodu Al-Kaf, który przybył do Hadramawtu z Dalekiej Azji. Wybudowane pałace, aktualnie niestety wszystkie w fatalnym stanie, są bardzo ciekawym przykładem dalekowschodnich wpływów architektonicznych. Główną atrakcją Tarimu jest jednak meczet z najwyższym w ?ołudniowej Arabii minaretem, mającym około 50 metrów wysokości.
Wróciliśmy do Sany zadowoleni. Według nas Wadi Hadramawt jest regionem, który trzeba odwiedzić bedąc w Jemenie. Na każdym kroku czuć jego odmienność od reszty kraju: nieco inni są jego mieszkańcy, inna jest architektura. Podczas jego zwiedzania czuliśmy, że praktycznie każda miejscowość jest warta obejrzenia... No i meczety - prawdziwe perełki na tle surowego, pustynnego krajobrazu i "błotnej" architektury.
Więcej o pobycie w Jemenie znajduje się na oryginalnej stronie wyprawy pod adresem:
http://www.jemen.ovh.org/
Zapraszamy też do sklepu z rękodziełem orientalnym i afrykańskim.