środa, 21 lut 2007 Sana, Jemen
Ponownie w drodze do Ar-Ar: północno-wschodnie wybrzeże wyspy
Na ostatnie dwa dni na Sokotrze nie mieliśmy już pomysłu. W zasadzie obejrzeliśmy wszystko, co ona oferuje i byliśmy już zmęczeni niewiarygodnym upałem oraz drożyzną. Jej przykład: na wyspie jest jedna kawiarenka internetowa, w Hadibu. Internet kosztuje 20 rijali za minutę, czyli po przeliczeniu około 18 złotych za godzinę... Ale jednocześnie nie chcieliśmy spędzić tych dni w nieciekawej stolicy, dlatego podjęliśmy decyzję: następnego dnia jedziemy do źródła Ar-Ar, gdzie na jedną noc rozbijemy namioty.
Byliśmy jednak pewni co do jednego: nie chcemy mieć już nic do czynienia z naszym samozwańczym przewodnikiem. Tymczasem oczywiście z samego rana zjawił się on w naszym hotelu i zaoferował swoje usługi. Wywinęliśmy się jednak twierdząc, że chcemy jechać innym samochodem i znaleźliśmy innego kierowcę. Kiedy jednak doszło do konkretów, nowy kierowca stwierdził, że cenę musimy uzgodnić z naszym "przewodnikiem"! Mieliśmy tego dość, zaczęliśmy podejrzewać, że w Hadibu panuje swoista "zmowa" i turyści są zmuszani do korzystania z usług jednej tylko osoby. Kilka kolejnych rozmów niestety zdawało się potwierdzać tę teorię... Sytuacja wydawała się bez wyjścia: za zawiezienie do Ar-Ar i odbiór dnia następnego nasz przewodnik życzył dla siebie i nowego kierowcy 14 tysięcy. Łaskawie zaproponował nam, że jeśli pojedziemy tylko z nim i jego samochodem, weźmie jedynie 12 tysięcy...
Tego było za wiele: wyszliśmy do centrum miasteczka i pytaliśmy każdego kierowcę, czy zechce nas zabrać do Ar-Ar i za ile.
Ten rekin jest wart około 60 tysięcy rijali...
Po mniej więcej godzinie targów z różnymi osobami znalazł się mężczyzna gotowy zabrać nas i odebrać dnia następnego za 8 tysięcy rijali. Podjechał pod hotel i zaczęliśmy pakować bagaże. Nasz "przewodnik" był wyraźnie zdenerwowany, przeprowadził krótką, ale ostrą dyskusję z kierowcą, który jednak zupełnie nim się nie przejął. Z ogromną satysfakcją obserwowaliśmy wściekłą minę tego natrętnego faceta, czując się tak, jakbyśmy rozbili gang spiskowców chcących maksymalnie wykorzystać przybywających na Sokotrę turystów...
Z radością jechaliśmy znajomą drogą w kierunku Ar-Ar. Kierowca zgodnie z obietnicą zawiózł nas i odebrał następnego dnia. Nocleg przy szemrzącym strumyku to prawdziwa rzadkość w Jemenie... Następnego dnia rano spotkało nas ostatnie już interesujące wydarzenie: z wioski Irsil jechali do Hadibu rybacy wiozący na pace samochodu terenowego mniej więcej 2,5-metrowej długości rekina. Ponoć uzyskają za niego na miejscu 60 tysięcy rijali! Z bliska to prawdziwy olbrzym, choć jeszcze nie największy z rekinów, jakie można spotkać w tutejszych wodach.
Czekała nas już tylko ostatnia upalna noc w hotelu (w hałasie pracującego pod sufitem wiatraczka) i rankiem wylot do Sany. Szczerze mówiąc, mieliśmy już dość Sokotry, tydzień czasu to nieco za dużo na tę wyspę. Wynajmując samochód można zobaczyć wszystkie ciekawe miejsca w 4-5 dni. Ale wspomnienia krajobrazów a szczególnie plaż, pozostaną nam długo w pamięci. Tym bardziej, że jeszcze rzadziej zdarza się oglądać takie widoki na pustkowiu bez towarzystwa innych turystów...
Więcej o pobycie w Jemenie znajduje się na oryginalnej stronie wyprawy pod adresem:
http://www.jemen.ovh.org