lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Rijad  
Święty MeczetMekka, Arabia Saudyjskaźródło: Stock.XCHNG
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Wieści z Jemenu



2mar
2007

Wadi Milh

1 13 0  
  Wadi Milh, Jemen

Jedna z chatek w Wadi Milh Budzik w telefonie komórkowym nastawiłem na godzinę 5.15. Byliśmy świadomi tego, że wobec upałów panujących w ciągu dnia na marsz musimy wykorzystywać przede wszystkim poranki oraz późne popołudnia. Świtało już około 6.00, więc każdego dnia mniej więcej o tej porze byliśmy już w drodze. Rano Arek jeszcze pokarmił kraby kawałkiem sera, a ja pestkami daktyli i maszerowaliśmy w przyjemnym chłodzie 20 stopni ze słabym słońcem nisko nad horyzontem. Około 8 było już duszno, o 9 pot lał się z całego ciała, ale szliśmy szybko świadomi tego, że najgorsze zacznie się mniej więcej po 11 i do tego czasu musimy przejść pustynię i dotrzeć do jakiegoś schronienia. Po drodze mijaliśmy kolejne szałasy dla rybaków, a przy jednym z nich zauważyliśmy bardzo ciekawą łódź-tratwę, służącą zapewne do połowów przybrzeżnych. W pobliżu wypasał się (zjadając suche krzaki półpustyni)... wielbłąd. Zaskoczyło nas to, ponieważ na horyzoncie wciąż nie było widać ludzi ani zamieszkanych zabudowań. Ale przednie kopyta miał związane, więc niewątpliwie był to wielbłąd hodowlany. Z początku z zainteresowaniem przyglądał nam się żując suche badyle, ale kiedy spróbowałem się do niego zbliżyć zaczął nieporadnie (z powodu związanych przednich kopyt) i w panice uciekać, więc zostawiłem go w spokoju, ciesząc się z posiadanej funkcji zoomu w aparacie fotograficznym. Chatka, w której spotkaliśmy 'Abdul Yahyę Usiediśmy koło tratwy-łodzi i ze spokojem oglądaliśmy zwierzaka. On też w końcu się z nami oswoił i pozwolił sobie nawet na załatwienie się w naszej obecności, czego nie omieszkałem sfotografować...

Około 10 zobaczyliśmy na horyzoncie palmy i zabudowania wioski. Zanim do niej dotarliśmy, mijając przybrzeżne bajorko zauważyliśmy kilka flamingów spokojnie stojących sobie w wodzie. Niestety ptaki te okazały się jeszcze bardziej płochliwe niż spotkany wcześniej wielbłąd, więc musiałem zadowolić się zdjęciami z dość dużej odległości. Po chwili spostrzegliśmy pierwszych na drodze naszego marszu ludzi, oczywiście rybaków. Zdecydowana większość napotkanych przez nas w ciągu tych dni osób zajmowała się właśnie połowem ryb lub krabów. Byliśmy bardzo ciekawi ich reakcji na nasz widok, ale nieco się zawiedliśmy - rzucali tylko w naszym kierunku zaskoczone spojrzenia, ale nie przejawiali najmniejszej ochoty na kontakt werbalny... No cóż, szliśmy więc dalej. Od leżących na plaży łodzi rybackich prowadziła w głąb lądu piaszczysta droga, którą podążyliśmy oddalając się nieco od brzegu morza. Po chwili doszliśmy do nasypu, którym przebiegała bardzo mało uczęszczana droga z Mokki do Al-Chauchy. Tuż za nim rozciągała się dość duża wioska, którą jednak postanowiliśmy ominąć - nie wyglądała szczególnie zachęcająco, a zapasy wody i żywności mieliśmy cały czas duże. W nocy nie byliśmy sami... Wspięliśmy się na nasyp i szliśmy parę kilometrów w pełnym słońcu licząc na rychłe dotarcie do większej grupy palm. Po drodze napotkaliśmy kolejną grupę ludzi z wioski, którzy tym razem okazali się bardziej kontaktowi: pozdrowili nas przyjaźnie i zapytali dokąd idziemy. Oczywiście byli zszokowani słysząc, że naszym celem jest Al-Chaucha i zamierzamy tam dotrzeć pieszo. Powtarzali "ba'id, ba'id" ("daleko") i kręcili głowami. My oczywiście wiedzieliśmy że to daleko, więc nie przejmowaliśmy się ich reakcjami.

W oddali widzieliśmy już gaj palmowy i postanowiliśmy zakończyć tam nasz poranny marsz. Tuż przed nim jednak zobaczyliśmy po lewej stronie, nad brzegiem morza dość dużą chatkę z trzciny i gałęzi. Ponieważ wiedzieliśmy już, że jest to schronienie dla rybaków i prawdopodobnie nikogo tam nie ma udaliśmy się w jej kierunku. Ostrożnie przedzieraliśmy się przez niskie zarośla, w których mogły kryć się skorpiony i węże i kiedy dotarliśmy na miejsce byliśmy zauroczeni: widok jaki nam się ukazał, z powodzeniem mógłby zdobić okładkę magazynu podróżniczego: chatka z trzciny, piaszczysta plaża, niewielka zatoczka a w tle lazurowe morze i ani jednego turysty! Do tego jakieś 200 metrów za nami spory gaj palmowy. Nie wahaliśmy się ani chwili, na miejscu nikogo nie było, więc padliśmy zmęczeni w cieniu chatki upajając się otaczającą nas okolicą.

Morze było tak zachęcające, że postanowiliśmy pierwszy raz się wykąpać. Charakterystyczne dla Tihamy łodzie rybackie Tu niestety czekał nas zawód: zatoczka była bardzo płytka, woda ledwo sięgała do kolan. Musielibyśmy iść około 200 metrów w morze aby popływać, ale zniechęciły nas do tego obawy przed rekinami. Arek dostrzegł w wodzie dużą płaszczkę, a potem kolejne, więc zaczęliśmy je podchodzić aby zrobić jak najlepsze zdjęcie. Nasz zapał osłabł dopiero, kiedy przyjrzeliśmy się martwej sztuce: jej ciało kończyło się dość długim ogonem, ten zaś - 5 centymetrowym kolcem. Arek przyomniał sobie historię słynnego autora programów o niebezpiecznych zwierzątach, który igrał z krokodylami i jadowitymi wężami a zginął niedawno podczas kręcenia programu o płaszczkach - jedna z nich pechowo ukłuła go prosto w serce. Postanowiliśmy więc dać spokój płaszczkom i uważaliśmy, aby przypadkiem na jakąś nie nadepnąć...

Około południa zauważyłem w oddali postać idącą wzdłuż plaży. Po kilkunastu minutach zbliżyła się ona do nas i po krótkim "as-salam 'alejkum" bez słowa usiadła obok mnie w cieniu przy wejściu do chatki. Był to mężczyzna, w wieku 50-60 lat, Arab, o wyraźnych cechach afrykańskich. Spędził z nami ponad dwie godziny, podczas których udało nam się porozmawiać z nim na niektóre dość ograniczone tematy (jak wszyscy napotkani przez nas podczas tej wyprawy ludzie, nie znał języka literackiego i posługiwał się wyłącznie dialektem). W oddali często widzieliśmy pustynię piaszczystą Dzięki niemu właśnie upewniliśmy się co do przeznaczenia napotykanych przez nas małych chatek nad brzegiem morza - faktycznie służyły one za schronienie rybakom, którzy czasami nie powracali po połowach do domu tylko nocowali na plaży. Przy okazji zaprosił nas na godzinę 17 tego samego dnia, kiedy to zbiorą się tutaj okoliczni rybacy i będą zjadać owoce morza, przede wszystkim kraby i małże. Nasz gość nazywał się 'Abdul Yahya i tego dnia szedł pieszo z rodzinnej wioski Wadi Milh, która była przed nami do osady którą niedawno mijaliśmy. On sam nie zajmował się rybołóstwem - był zbieraczem daktyli, których, o czym niebawem mieliśmy się przekonać, było w Wadi Milh mnóstwo.

Zapytaliśmy 'Abdul Yahyę ile nam jeszcze zostało do końca naszej trasy, czyli Al-Chauchy. Spodziewaliśmy się odpowiedzi w kilometrach, tymczasem nasz rozmówca bez wahania odpowiedział, że przed nami 7 godzin marszu. Stało się dla nas oczywiste, że lokalni mieszkańcy nigdy nie mieli do czynienia z mapą - całe życie spędzili wędrując pieszo z wioski do wioski, mierząc czas tylko położeniem słońca na niebie. Później nie pytaliśmy już o odległości w kilometrach, a jedynie o godziny marszu. Zresztą same odpowiedzi nie były zbytnio miarodajne - nasze tempo chodzenia nie odpowiadało kondycji tubylców. Np. 'Abdul Yahya, mimo ukończonych niewątpliwie 50 lat, był chudziutkim, gibkim mężczyzną, bardzo szybko przemieszczającym się po plaży. Początkowo goniliśmy uciekające płaszczki... Biorąc jeszcze pod uwagę jakieś 15 kilogramów, jakie każdy z nas miał na plecach, było dla nas oczywiste, że chodzimy znacznie wolniej. Co nas zaskoczyło w 'Abdul Yahyi to to, że szedł on boso... Nie mogliśmy sobie tego wyobrazić, ponieważ krzywiliśmy się z bólu wchodząc tylko do wody przy brzegu (z powodu leżących wszędzie stwardniałych i ostrych szczątków rafy koralowej), nie mówiąc o wielokilometrowym marszu.

Był moment podczas naszej rozmowy, kiedy wszyscy uśmialiśmy się serdecznie. Otóż poruszyłem temat ogromnego upału na zewnątrz, który skłonił nas do przeczekania najgorszego okresu w cieniu, na co nasz rozmówca odparł, iż dla niego jest w zasadzie nieco chłodno. W Tihamie była aktualnie zima, lato miało rozpocząć się dopiero za miesiąc. 'Abdul Yahya wyjaśnił, że okoliczni mieszkańcy czekają na ten moment, ponieważ gdy zrobi się cieplej, w wodach przybrzeżnych pojawi się więcej ryb, wkrótce też rozpoczną się zbiory daktyli (mniej więcej w czerwcu).

Spotkanie z sympatycznym panem pomogło nam także poszerzyć naszą wiedzę na temat męskiej garderoby w Jemenie. Do tej pory zwykliśmy nazywać wszystkie chusty, którymi mężczyźni okrywali się w pasie, terminem futa. Tymczasem są dwa ich typy, drugi z nich nosi nazwę muktab i jak się okazało, właśnie go miałem na sobie. Podstawowa różnica między nimi jest taka, że muktab posiada frędzle, jest też z grubszego materiału.

Podzieliliśmy się z wędrowcem wodą, zjedliśmy razem fasolę z puszki wraz z niezbyt już świeżym chlebem. Flamingi to płochliwe ptaki Uparcie jednak nie miał ochoty spróbować zrobionej po europejsku herbaty bez cukru. Na koniec 'Abdul Yahya zaskoczył nas całkowicie i później długo jeszcze zastanawialiśmy się nad tym, co się właściwie stało. W pewnym momencie wstał, podszedł do wyjścia z chatki, popatrzył przez dłuższą chwilę na morze i bez słowa poszedł. Myśleliśmy, że może chciał coś wziąć z zewnątrz, więc nie zareagowaliśmy, ale po jakimś czasie wyszliśmy zobaczyć co on robi i w okolicy nie było już nikogo. Najwyraźniej poszedł swoją drogą, a my długo rozmyślaliśmy, dlaczego wyszedł bez słowa pożegnania...

Zaczęliśmy szykować się do wyruszenia w dalszą drogę, aby nie natknąć się na rybaków, którzy mieli zjawić się około 17-ej. Jednak kiedy byliśmy już ponownie spakowani, zjawiła się trójka młodych chłopców, w wieku 12-15 lat. Podobnie jak 'Abdul Yahya przybyli z Wadi Milh, specjalnie na ucztę krabowo-małżową. Krótko z nimi porozmawialiśmy, podzieliliśmy się wodą i nauczyliśmy, gdzie jest nasz kraj - Polska, ponieważ żaden z nich tego nie wiedział. Powiedzieli nam, że następna wioska,czyli ich rodzinne Wadi Milh, jest oddalona o jedną godzinę marszu.

Mniej wiecej dwa kilometry przed Wadi Milh uzyskaliśmy wyjaśnienie, skąd wzięła się tak oryginalna nazwa tej miejscowości (w języku arabskim "milh" oznacza sól). Zatoka w Wadi Milh Po prawej stronie od nas, kilkadziesiąt metrów od brzegu morza, teren został wyrównany, wykopano w nim idealnie okrągłe doły i zapełniono wodą morską. Dzięki działaniu słońca i bardzo wysokiej temperaturze, wodą wyparowywała i w dołach pozostawała sama sól. Mieszkańcy Wadi Milh wydobywali ją usypując obok małe kopczyki soli, z których następnie formowano większe górki tego minerału. Pozyskiwanie soli było, obok rybołóstwa i zbioru daktyli, ich głównym zajęciem.

Tuż przed osadą musieliśmy przebrnąć przez dość ciekawy rodzaj flory - zarośla namorzynowe (roślinność słonowodna, porastająca tereny bezpośrednio przy morzu). Zajmowały one olbrzymi obszar, w którym zgubiliśmy naszą ścieżkę i musieliśmy mozolnie brnąć przez te niegościnne, podmokłe tereny. Trudy te wynagrodził nam jednak widok ptactwa, dla którego środowisko to było bardzo sprzyjające. Niestety moja wiedza na temat gatunków ptactwa nie jest zbyt szeroka, dlatego nie jestem w stanie określić precyzyjnych nazw ptaków, które widzieliśmy. Dla zainteresowanych - zamieszczam zdjęcia niektórych z nich.

Wadi Milh było najpiękniejszą miejscowością na trasie naszej wyprawy. Położone wśród setek palm daktylowych, w 90% składało się z kojarzących się raczej z Afryką niż Półwyspem Arabskim chat zbudowanych z liści i gałęzi palm. W oddali ujrzeliśmy Wadi Milh Do tego przepiękne położenie nad niewielką, lazurową zatoką, przy której cumowały drewniane łodzie rybackie. Sądząc po reakcjach jej mieszkańców i po rozmowie z szejchem wioski, prawdopodobnie byliśmy pierwszymi od wielu, wielu lat białymi którzy do niej zawitali. Część osób uciekała na nasz widok, tylko pewna starsza kobieta, ubrana w czerwone szaty i z odsłonięta twarzą (rzecz bardzo rzadka w Jemenie, chociaż częściej spotykana na terenach wiejskich), podeszła do nas sztywnym krokiem, z dumnie uniesioną głową i bez słowa wyciągnęła rękę na powitanie. Przez chwilę myślałem, że jednak znaleźliśmy się w Afryce, ale na szczęście mieszkańcy rozmawiali po arabsku i po zadanym przez nas pytaniu wskazali drogę do sklepu, który znajdował się na drugim końcu wioski, w głębi lądu.

Za przewodnika posłużył nam pewien starszy pan, który wydawał się tak wniebowzięty naszym przybyciem, że nie był w stanie odpowiadać na jasno sformułowane pytania i cały czas się uśmiechał pokazując białe zęby. Zamiast jednak do sklepu, zaprowadził nas pod zadaszenie, gdzie na kilku łóżkach przesiadywał, jak to się okazało podczas rozmowy, szejch wioski wraz z dwoma synami, z których młodszy (około 15 lat) patrzył na nas nieprzyjaźnie. Okazali się oni jednak ludźmi dość beznamiętnie podchodzącymi do życia, zapewne w efekcie żucia katu, i dość rozbawionymi faktem, że biali turyści, do tego wędrujący pieszo wzdłuż wybrzeża podczas gdy te trasę można pokonać biegnącą równolegle do morza drogą, odwiedzili ich wioskę. Ptak drapieżny w gaju palmowym Okazało się, że w pobliskim baraku prowadzili "sklep", więc z chęcią zakupiliśmy w nim po dwie butelki napoju podobnego do coca-coli i zasiedliśmy do obowiązkowej w takiej sytuacji rozmowy.

Nie wniosła ona jednak niczego nowego do naszej wiedzy na temat Jemenu. Zadawano standardowe pytania o to skąd jesteśmy, co robimy w Jemenie, dlaczego wędrujemy pieszo wzdłuż wybrzeża. Osobiście nie spodobali mi się ci ludzie i nie miłem ochoty rozwijąc dyskusji, tym bardziej że zbliżał się zmierzch i byliśmy już zmęczeni całodniową wędrówką. Zapytaliśmy więc uprzejmie czy możemy rozbić namiot na terenie ich wioski, na co uzyskaliśmy zgodę i po krótkim pożegnaniu ruszyliśmy ponownie w stronę wybrzeża. Rozbiliśmy namiot na piasku pod palmami i podziwialiśmy zachód słońca, walcząc z atakującymi zewsząd komarami, które były dla nas sporym zaskoczeniem - poprzedniej nocy nie było ani jednego.

Komary to temat wymagający poświęcenia kilku zdań, jako że znajdowaliśmy się na terenach teoretycznego występowania malarii. Ponieważ wiedziałem przed wyjazdem, że tam się znajdziemy, zacząłem profilaktycznie zażywać najlepszy chyba aktualnie środek - Malarone. Byłem więc trochę spokojniejszy czując ugryzienia wrednych owadów. Humor poprawił nam się jeszcze bardziej kiedy przyjrzeliśmy się im z bliska - nie był to gatunek roznoszący malarię, tylko zwykłe, znane u nas komary. Groźna odmiana tego owada charakteryzuje się tym, że kiedy siedzi, jego odwłok jest uniesiony w górę pod kątem mniej więcej 45 stopni.

Więcej o pobycie w Jemenie znajduje się na oryginalnej stronie wyprawy pod adresem:
http://www.jemen.ovh.org

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Mocha, Jemen): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

2mar
2007

Galeria (13)

 
  Wadi Milh, Jemen
 
  • Opublikuj na:
2mar
2007

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1 13
1. Podróż do Jemenu Sana, Jemen
środa, 21 lut 2007
Sana, Jemen Podróż do Jemenu, Sana, Jemen
1 14
2. Pierwsze dni w Sanie... Sana, Jemen
środa, 28 lut 2007
Sana, Jemen Pierwsze dni w Sanie..., Sana, Jemen
1 8
3. Tihama Mocha, Jemen
czwartek, 1 mar 2007
Mocha, Jemen Tihama, Mocha, Jemen
1 13
4. Wadi Milh Wadi Milh, Jemen
piątek, 2 mar 2007
Wadi Milh, Jemen Wadi Milh, Wadi Milh, Jemen
1 8
5. Wadi Milh ololice Al Khawhah, Jemen
sobota, 3 mar 2007
ololice Al Khawhah, Jemen Wadi Milh, ololice Al Khawhah, Jemen
1 6
6. Al-Chauchy Al Khawkhah, Jemen
niedziela, 4 mar 2007
Al Khawkhah, Jemen Al-Chauchy, Al Khawkhah, Jemen
1 1
7. Jemeński Ghandi Sana, Jemen
niedziela, 4 mar 2007
Sana, Jemen Jemeński Ghandi, Sana, Jemen
1 1
8. Nowa znajomość - Abdul Bari Sana, Jemen
środa, 14 mar 2007
Sana, Jemen Nowa znajomość - Abdul Bari, Sana, Jemen
1 1
9. Wizyta u Ramadana Sana, Jemen
czwartek, 15 mar 2007
Sana, Jemen Wizyta u Ramadana, Sana, Jemen
1
10. Wycieczka w góry: Kawkaban, Thula, Al-Mahwit Al Maḩwīt, Jemen
sobota, 17 mar 2007
Al Maḩwīt, Jemen Wycieczka w góry: Kawkaban, Thula, Al-Mahwit, Al Maḩwīt, Jemen
1 1
11. Zaczęła się pora deszczowa! Sana, Jemen
piątek, 23 mar 2007
Sana, Jemen Zaczęła się pora deszczowa!, Sana, Jemen
1 1
12. O panu Alim słów kilka... Sana, Jemen
wtorek, 27 mar 2007
Sana, Jemen O panu Alim słów kilka..., Sana, Jemen
1 15
13. Sklepy, hotele, gastronomia (przykładowe ceny) Sana, Jemen
piątek, 30 mar 2007
Sana, Jemen Sklepy, hotele, gastronomia (przykładowe ceny), Sana, Jemen
5
14. Al Ḩudaydah, Jemen czwartek, 12 kwi 2007 Al Ḩudaydah, Jemen Al Ḩudaydah, Jemen
3
15. Zabīd, Jemen czwartek, 12 kwi 2007 Zabīd, Jemen Zabīd, Jemen
1 32
16. Samochodem po górach i Tihama po raz drugi Mocha, Jemen
czwartek, 12 kwi 2007
Mocha, Jemen Samochodem po górach i Tihama po raz drugi, Mocha, Jemen
1
17. Samochodem po górach i Tihama po raz drugi Sana, Jemen
piątek, 13 kwi 2007
Sana, Jemen Samochodem po górach i Tihama po raz drugi, Sana, Jemen
1 11
18. Czego nie lubimy w Jemenie... Sana, Jemen
piątek, 20 kwi 2007
Sana, Jemen Czego nie lubimy w Jemenie..., Sana, Jemen
1 1
19. Dzieci Sany Sana, Jemen
środa, 25 kwi 2007
Sana, Jemen Dzieci Sany, Sana, Jemen
1 5
20. Wycieczka na Sokotrę Tamrida, Jemen
piątek, 4 maj 2007
Tamrida, Jemen Wycieczka na Sokotrę, Tamrida, Jemen
1 9
21. Półwysep Irsil Półwysep Irsil, Jemen
sobota, 5 maj 2007
Półwysep Irsil, Jemen Półwysep Irsil, Półwysep Irsil, Jemen
1 7
22. Powrót do Hadibu Tamrida, Jemen
niedziela, 6 maj 2007
Tamrida, Jemen Powrót do Hadibu, Tamrida, Jemen
1 6
23. Południowe wybrzeże Mahfirihin, Jemen
poniedziałek, 7 maj 2007
Mahfirihin, Jemen Południowe wybrzeże, Mahfirihin, Jemen
1 9
24. Zachodnie wybrzeże Qulansiyah, Jemen
wtorek, 8 maj 2007
Qulansiyah, Jemen Zachodnie wybrzeże, Qulansiyah, Jemen
1 5
25. Ostatnie dwa dni na Sokotrze Tamrida, Jemen
czwartek, 10 maj 2007
Tamrida, Jemen Ostatnie dwa dni na Sokotrze, Tamrida, Jemen
1
26. Wyprawa do Etiopii Adis Abeba, Etiopia
niedziela, 13 maj 2007
Adis Abeba, Etiopia Wyprawa do Etiopii, Adis Abeba, Etiopia
1 16
27. Wadi Hadramawt Seiyun, Jemen
wtorek, 5 cze 2007
Seiyun, Jemen Wadi Hadramawt, Seiyun, Jemen
14
28. Tarīm, Jemen środa, 6 cze 2007 Tarīm, Jemen Tarīm, Jemen
19
29. Shibām, Jemen czwartek, 7 cze 2007 Shibām, Jemen Shibām, Jemen
1 14
30. Wracamy Sana, Jemen
sobota, 23 cze 2007
Sana, Jemen Wracamy, Sana, Jemen

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:23 cze 2007  (17 lat temu)
pierwszy wpis:21 lut 2007  (17 lat temu)
  
liczba tekstów:26
liczba zdjęć:238
liczba komentarzy:2
odwiedzone kraje:2
odwiedzone miejscowości:16

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone