Grobla na polach ryżowych
Wreszcie budzą nas nie mgły a piękna słoneczna pogoda. Jakie szczęście, iż Francuzi nauczyli Wietnamczyków piec bagietki. Pozwala nam to na śniadania ze świeżym i chrupiącym pieczywem. Ciuchy nam się powoli kończą więc oddajemy sporą już siatkę do pralni. Całe 1$ za 1kg prania. W recepcji zmieniła się pani i usilnie namawia mnie na garnitur na miarę. Człowiek przyjeżdża na wakacje a tu mu wyjeżdżają z takimi tematami :).
Za kolejnego dolara wynajmujemy na cały dzień rowery. Wczoraj po drodze do Hoi An mijaliśmy rozległe pola ryżowe, teraz chcemy tam wrócić i troszkę się po nich rozejrzeć. W miarę gładko dołączamy do ruchu miejskiego, ale strach przyspieszać bo rowery pozbawione są klaksona (który używany jest tu na drodze niemalże co sekundę i znaczy mniej więcej - "uwaga, jadę") a z hamulców najlepiej działa szuranie klapkiem o asfalt. Po przebiciu się przez zatłoczoną starówkę już na szerszej drodze powoli opuszczamy miasto. Przed nami jak okiem sięgnąć rozciągają się pola, na których w pełnym słońcu pracują ludzie. Nie jest łatwo w nie zjechać, ryż sadzony jest w wodzie tak, że wchodząc do niej brodzi się po kolana. Znajdujemy groblę, którą wjeżdżamy na pola. Słońce daje się niemiłosiernie we znaki, jak tylko schodzimy z roweru, by zrobić zdjęcie, siodełko rozgrzewa się w oka mgnieniu tak, że parzy nas w wiadomym miejscu. Po jakiejś godzinie decydujemy się wrócić, jako że dochodzi południe i upał staje się nieznośny.
Już po 13 wracamy znów na rowery, tym razem kierujemy się na południowy wschód, odszukać rybaków. Po przekroczeniu dwóch mostów jesteśmy w miejscu, gdzie już nie idzie spotkać białego człowieka. Odbijamy z głównej drogi w stronę wybrzeża, Czasem musimy troszkę pokluczyć bo droga nieoczekiwanie kończy się to w lesie, to w czyimś domu. Już nad brzegiem spotykamy rybaków rozplątujących sieci, którzy prowadzą ze sobą ożywioną dyskusję. Na nas w ogóle nie zwracają uwagi. Robimy im zdjęcia i powoli zawracamy. Przy takiej pogodzie jazda na rowerze jest bardzo męcząca. Jeszcze troszkę odpoczywamy w cieniu nabrzeżnej promenady i wracamy do domu na zasłużony prysznic. A wieczorem będziemy szli szlajać się po knajpach w przepięknie oświetlonym nocą Hoi An.