Port rybacki
Po wczorajszym maratonie po Hue padliśmy jak muchy. Budzik dzwoniący o 7:30 (na szczęście już się przestawiliśmy na wietnamską strefę czasową) mamy ochotę rozbić o ziemię. Ale trzeba wstawać. Dziś dzień wyprawy z Hue do Hoi An. Wynajęliśmy dwóch prywatnych kierowców. Będziemy jechać na motorach przez góry.
Przed 9 wyjeżdzamy z miasta, ruch jest jak zwykle duży, choć z perspektywy motoru nie wygląda to już tak strasznie jak na piechotę. Monika jedzie z wygadanym i sympatycznym Wietnamczykiem. Mój po angielsku potrafi tylko kilka wyuczonych słów. Okazuje się, iż jazda jest mega przyjemna i wogóle nie straszna (oglądając wcześniej jak Wietnamczycy jeżdżą mieliśmy lekkie obiekcje). Jedziemy przyjemnym tempem, wreszcie wyszło słońce, smaga nas cieplutki wiatr. Na to czekaliśmy.
Nasz pierwszy przystanek to malutki ale za to bardzo malowniczy port za miastem. Widok niesamowity. Następnie mijamy kolejne pola ryżowe. Zasiany jest tu każdy dostępny kawałek ziemi. Mimo niedostępności parku Bach Ma próbujemy szczęścia. docieramy do wejścia, gdzie na nic nasze prośby, byśmy choć na 10 minut mogli przejść za bramę zrobić kilka zdjęć. Dopiero interwencja naszych kierowców pomaga. Sam park musi być naprawdę niesamowitym miejscem, dookoła rozciągają się widoki zielonych wzgórz porośniętych lasem tropikalnym. Jaka szkoda, iż partia rządząca nie zdecydowała się otworzyć parku w szczycie sezonu.
Ruszamy dalej. Trasę przez góry, którą normalnie podróżuje się wydrążonym w skale tunelem, my pokonamy przez szczyty. Nasze motory z rykiem wspinają się pod górę. Widoki z jednej strony na otaczający nas las tropikalny, z drugiej na zatokę i wybrzeże w dole są zapierające dech w piersi. Na szczycie robimy przystanek, znajduje się tu bunkier po wojnie amerykańskiej. Są też i lokalne sprzedawczynie różnych ręcznych wyrobów, które dopadają nas od zejścia z motoru. Gdy kupuję sobie rzemyk na rękę u jednej z nich, inne nie odpuszczają (więc kupuję jeszcze dwa). Uff, teraz droga w dół. W tle widać już jedno z większych miast - Da Nang. Zatrzymujemy się w mieście przy plaży, wreszcie czujemy wakacyjny klimat. Plaża jest mega szeroka, a słońce wreszcie świeci. Następny przystanek to już Hoi An. Do miasta prowadzi droga przez kolejne malownicze pola ryżowe. Nasz hotelik mieści się przy samej rzece. Starówka wydaje się być naprawdę ładna. Miasto swego czasu było jednym z większych portów w regionie, gdzie zatrzymywali się kupcy z Europy. Szwędamy się po mieście i wracamy do hoteliku wreszcie troszkę odpocząć.