wtorek, 21 lip 2015 Dżakarta, Indonezja
Przyjechaliśmy do Kalibukbuk (centralna miejscowość dla Loviny, na północnym wybrzeżu Bali) wczesnym przedpołudniem. Kierowca zwyczajowo przywiózł nas pod hotel, od którego spodziewał się dostać prowizję za nasz pobyt. To normalna tu sprawa. Nikt się z tym tu nie kryje. Hotel który nam pokazano był ładny. Niczego mu w zasadzie nie brakowało, a i cena była bardzo atrakcyjna (pomimo prowizji). Normalnie byśmy w nim zostali, ale znowu odezwał się wewnętrzny dzwonek alarmowy, przypominający, że kiedyś zawsze oglądaliśmy przynajmniej 2-3 miejsca przed ostatecznym wyborem.
Aga i Darek zostali z bagażami, ja natomiast ruszyłem na poszukiwania. Wyszedłem dosłownie za winkiel posesji i nie wiedzieć czemu ruszyłem w kierunku plaży. Parę kroków dalej zobaczyłem wielką bramę prowadząca do jakiegoś dużego kompleksu hotelowego położonego w pierwszym rzędzie zabudowań przy plaży. Prowadziła do niego przystrzyżona, trawiasta aleja. Gdzieś dopiero w oddali widać było pierwsze zabudowania. Jeszcze parę lat temu nie śmiałbym nawet tam zajrzeć, ale teraz coś mi nakazywało wejść i się rozejrzeć. Podszedłem do recepcji, zapytałem o wolne pokoje. Ktoś z obsługi zaproponował mi że mnie oprowadzi. I zaczęło się... Szliśmy przez cały obiekt w kierunku głównego budynku. Wszędzie przystrzyżona trawa, estetyczne chodniki usłane kwiatami plumerii, co parę kroków kamienne misy wypełnione płatkami innych, świeżych kwiatów. Do tego liczne kamienne ozdoby, oczka wodne i kamienne murki. Przeszliśmy kolejną bramę i zobaczyłem basen, chwilę później dostrzegłem jacuzzi. Doszliśmy do głównego budynku. Cały otoczony był kanalikiem, czymś na kształt fosy wypełnionej wodą, w której dodatkowo pływały rybki. Weszliśmy na piętro. Otworzyły się drzwi do pokoju. Piękny, duży, jasny, z podwójnym łóżkiem na środku i wieloma dodatkowymi meblami (co jest rzadkością w hotelach w których się zatrzymujemy). Na całej ścianie znajdowały się okna, przesłonięte bambusowymi roletami. Człowiek z obsługi dokładnie wiedział co robi. Poczekał aż obejrzę pokój, wyczuł najlepszy moment, po czym rozsunął drzwi prowadzące na balkon. Nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu na twarzy. To było Bali z moich wyobrażeń. Pan z obsługi - nadal z kamienną twarzą, pewnością w głosie i dokładnie wiedząc co myślę - powiedział tylko 1 zdanie: poproszę Pana paszport celem zameldowania...
PS
Cena za cały pokój, za 1 noc, razem ze śniadaniem dla naszej trójki: 70zł.