wtorek, 21 lip 2015 Dżakarta, Indonezja
O Borobodur pierwszy raz usłyszałem wiele lat temu, jako małe dziecko. Do tej pory mam w domu książkę z obrazkiem przedstawiającym przekrój tej budowli. Cieszyliśmy się na myśl, że za parę chwil staniemy przed największą - zdaniem wielu przewodników - buddyjską budowlą świata. Pierwszy widok przywołał jednak oczywiste pytanie: czy faktycznie Borobodur jest największy? Spodziewaliśmy się bowiem czegoś zdecydowanie większego i bardziej monumentalnego. Poczuliśmy rozczarowanie, potęgowane jeszcze nieprzebranym tłumem miejscowych zwiedzających.
Azjaci ostatnim czasem zachorowali na punkcie robienia sobie selfie. Zawsze byli na tym punkcie pokręceni, ale od kiedy ktoś wymyślił teleskopowy kijek do "wydłużania własnej ręki" Azjaci zwyczajnie oszaleli. Wspinając się na kolejne tarasy świątyni, co chwila przedzieraliśmy się niemal przez istne zasieki tworzone przez kijki do "wydłużania ręki" będące w ciągłym użyciu. I nic to, że selfie robione w ten sposób jest pod słońce, ale na tle kosza na śmieci, betonowej ściany lub w zupełnie przeciwnym kierunku niż nakazywałaby logika - ważne jest że się robi zdjęcia. Niestety nie to było najgorsze.
- Mister? foto foto? - to zdanie przyczepiło się do nas zupełnie jak wypluta guma do żucia przyczepiona do podeszwy buta. "Foto-foto", "mister-mister" i tak bez końca. Wydaje się, że Indonezyjczycy nadużywają słowa "mister", zupełnie jakby było to dla nich słowo klucz, mające niemal magiczną moc przełamywania gigantycznej bariery językowej. "Mister" - użyte często w odniesieniu do Agi wzmagało tylko frustrację. Jaki jest sens w fotografowaniu się z mijanym obcokrajowcem, tak samo zmęczonym upałem i tak samo nieświeżym i ociekającym potem jak oni sami. Po co komu takie zdjęcie? Jakie są dalsze losy takiej bezsensownej fotki robionej telefonem na wysięgniku.
Na szczęście Borobodur jest faktycznie potężną budowlą, a lokalni zwiedzający - nie wiedzieć czemu - zainteresowani są wyłącznie wdrapaniem się na sam szczyt, celem okupacji wierzchołka i zrobienia tam sobie tysiąca selfie na tle innych osób zajmujących się tą samą czynnością, w tym samym czasie.
Dla nas to jednak oznaczało możliwość niezakłóconego rozkoszowania się widokiem jednych z najpiękniejszych płaskorzeźb jakie do tej pory widzieliśmy. Były doskonale zachowane, wyraźne, bogate, różnorodne i opowiadające całe historie. Nie jestem przekonany o tym, że Borobodur jest największą, buddyjską budowlą na świecie. Może według jakiejś klasyfikacji jest tak w istocie, ale największą wartością Borobodur są właśnie jego płaskorzeźby, a do zdania "mister, foto-foto" trzeba przywyknąć..