wtorek, 21 lip 2015 Dżakarta, Indonezja
Yogyakarta, ulica Malioboro. Wczesny, parny wieczór. W podcieniach kamienic zniszczonych monsunowi deszczami, czasem i niedbałością tętnią życiem dziesiątki straganów. Gwar, ścisk, hałas. Człowiek przeciska się mozolnie w morzu przechodniów. Każdy w podobny sposób umęczony, zapocony, jednak brnący przed siebie, do kolejnego stoiska, do kolejnego sklepu, do kolejnej przecznicy. Co chwila słychać nieśmiałe "hallo mister" będące nienatarczywą zaczepką kierowcy "becak" - rikszy rowerowej, której Yogyakarta ma z całą pewnością nadpodaż. W zasadzie to te pokraczne, trójkołowe pojazdy, będące połączeniem roweru i kosza na dwójkę pasażerów umieszczonego z przodu, stanowią tło każdej ulicy w mieście.
Stragany na Malioboro uginają się pod ciężarem towaru. To głównie tekstylia: koszulki, tanie batiki, bluzki, torebki. Asortyment jest ogromny i nie jest to bynajmniej najtańsza tandeta. Główną ofertę stanowią tshirty. Doskonała bawełna, staranne, barwne wzory, ciekawa stylistyka, bardzo wysoka jakość wykonania, a nawet opakowania. Cena: 8zl za sztukę. Nigdy nie spotkałem się z taką relacją ceny do jakości. Zatraciliśmy się w poszukiwaniach kolejnych wzorów i kolorów.
Stragany w podcieniach to zaledwie wstęp do dalszych zakupów. Wystarczy bowiem przejść przez jedne z szeroko otwartych, acz niepozornych drzwi by opuścić przepoconą ulicę Malioboro i dostać się do jednego z rozległych, klimatyzowanych centrów handlowych, a tam zakupy mogą nie mieć już końca.
Weszliśmy - niby na moment - do wielkiego sklepu z zegarkami. Jak okiem sięgnąć wszędzie zegarki. Całe morze zegarków. Setki, a pewnie i tysiące modeli. Męskie, damskie, sportowe, eleganckie, na rękę, ścienne, wskazówkowe, elektroniczne. Wszystkie znane nam i nieznane marki. Casio, Timex, Tissot - wszystkie w szklanych gablotach , ze sprzedawcami ochoczo okazującymi wybrane modele. Pierwsze nasze skojarzenie - chińskie podróbki, ale okazuje się że nie. To firmowe produkty, sprzedawane z paragonem i gwarancją! A ceny... ułamki tego co w Polce. Dzięki wizycie w tym sklepie nasz Junior ma na ręku swój pierwszy zegarek i zaczyna poznawać znaczenie słowa czas.
Jedni docierają do źródeł prawdy, inni źródeł rzek, my w Yokyakarcie ostatecznie dotarliśmy do źródeł dżinsu! Wielkie sklep sprzedający głównie dżinsowe spodnie. Męskie, damskie, długie, krótkie, w wersji slim i regular, czarne, granatowe, niebieskie, wytarte, podziurawione, z ozdobami i bez. Na każdym piętrze dżins. Do tego krzykliwe napisy informujące o niskich cenach. Jak niskich? Za normalne, męskie, niebieskie dżinsy trzeba było zapłacić 31zł.
Malioboro nie może być celem samym w sobie, ale odnoszę wrażenie, że tak właśnie jest w istocie. Myśląc Yogyakarta, ma się na myśli Malioboro. Myśląc Malioboro ma się na myśli Yogyakatę.