niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
Tydzień spędzony w Babu bardzo nam pomógł. Oderwaliśmy się na chwilę od chińskiej, turystycznej codzienności i poznaliśmy ułamek Chin jakich nie znaliśmy. W drodze powrotnej do Guilin, mijając Yangshuo zastanawialiśmy się, czy będziemy mieli jeszcze chęci i fundusze by się tam zatrzymać w drodze powrotnej. Czas pokaże...
Do Guilin dotarliśmy całkowicie wyluzowani. Z uśmiechem odpowiadaliśmy setkom naganiaczy na autobusy do Yangshuo że nie chcemy tam jechać teraz. Co więcej, bez najmniejszych problemów kupiliśmy bilety na poranny pociąg do Kunming i spędziliśmy miły wieczór w parku dwóch pagód. Niestety, już rankiem następnego dnia Chiny postawiły na baczność naszą lekko wygaszoną czujność po tym, gdy w sklepie przy stacji kolejowej, za 4 zupki w proszku i napój sprzedawczyni zażądała 28Y (właściwa cena - 13Y). Cóż, nic się nie zmieniło przez ten tydzień. Chińczycy to nadal Chińczycy...
22 godziny w pociągu do Kunming upłynęły szybko. Na miejscu byliśmy przed 7 rano i bardzo szybko udało się nam kupić bilety na poranny autobus do Mengla - ostatniego, dużego miasta oddalonego o 1,5 godziny od granicy z Laosem. Podróżowaliśmy autobusem sypialnym i jakkolwiek sama "instytucja" autobusu sypialnego bardzo nam się podoba o tyle w warunkach chińskich oznacza to spędzenie wielu godzin w śmierdzącym potem pojeździe, pośród spluwających i palących bez przerwy papierosy pasażerów. Podróż początkowo miała trwać 13 godzin ale po upływie tego czasu byliśmy jeszcze bardzo daleko od docelowego miasta. Do Mangla dotarliśmy o 4 nad ranem i chyba po raz pierwszy w Chinach doświadczyliśmy przejawów zdrowego rozsądku pośród obsługi autobusu. Otóż zamiast wyganiać wszystkich pasażerów do zaspanego i ciemnego miasta w środku nocy, kierowcy otworzyli drzwi i pozwolili pospać na pryczach do wschodu słońca. Drobna rzecz a cieszy prawda? Zaskoczyła nas także obsługa samego dworca autobusowego. W maleńkiej klitce zwanej kasą biletową, trzy siedzące tam panie ze wszelkich sił próbowały rozmawiać z nami po angielsku w taki sposób abyśmy wszystko zrozumieli. Więc jak zatem wytłumaczyć fakt, że w malutkim Mangla, na malutkim dworcu autobusowym są anglojęzyczne osoby a na wielkim dworcu kolejowym w Pekinie lub Xi'an nie ma? Czy to zafajdane społeczeństwo naprawdę aż tak sobie wzięło do serca słowa Mao że cały świat będzie mówił po chińsku?
Jeszcze przed świtem siedzieliśmy w mikrobusie mknącym do granicznego Mohan. Przed godziną 9 byliśmy na granicy Chin a jak się później okazało na granicy dwóch światów.
Chiny, jakkolwiek ciekawy a czasem pasjonujący kraj, nam wydały się trudne i niewdzięczne do podróżowania. Niewiele udało się nam zrozumieć z mentalności Chińczyków. Wielu rzeczy nie ogarniamy. Nie rozumiemy na przykład dlaczego w pociągach nie mogą zwisać z półek paseczki od plecaków, dlaczego wchodząc na dworce trzeba każdy bagaż przepuszczać przez rentgena podczas gdy nie są do niego podłączone monitory, dlaczego trzeba okazywać bilet wychodząc ze stacji kolejowych i dlaczego wszystko w tym kraju jest "me yo" (w dosł. tłumaczeniu "nie ma"). Nie rozumiemy tego i nie rozumiemy setek innych rzeczy ale nie chcemy już ich zrozumieć, chcemy wyjechać z tego "mlekiem i miodem płynącego kraju".
Parę dni przed przekroczeniem granicy przeczytaliśmy na LP thorn tree o ogromnych nieprzyjemnościach i problemach jakie spotkały turystę przekraczającego granicę do Laosu ze strony chińskich pograniczników. Byliśmy zatem gotowi na wszystko co najgorsze. Ładnie się ubraliśmy i mieliśmy zamiar być mili i uprzejmi aż do bólu. Ale nie wiedzieć czemu wszystko poszło bezproblemowo, szybko i bardzo przyjemnie. Po 10 minutach byliśmy na ziemi niczyjej oddzielającej obydwa państwa. Na pace ciężarówki przejechaliśmy 3 km odcinek drogi do posterunków laotańskich, by po kolejnych piętnastu, przyjemnych minutach znaleźć się w Laosie. Było to chyba nasze najszybsze i najmniej problemowe przekroczenie granicy w Azji. Zatem Sabai dii Laos !
W tym miejscu kończy się ta część bloga. Rozpoczynając zupełnie nowy etap naszej wyprawy - Indochiny - postanowiliśmy kontynuować jego opisywanie w nowym blogu: "Tak daleko jak to możliwe - cz.II - Azja Pd-wsch." Zapraszamy do lektury.
Informacje praktyczne:
- pociąg z Guilin do Kunming - najtańszy, nr. 2055, czas przejazdu 22 godz. hard seat: 74Y, hard sleeper 156Y, wyjazd z Guilin 08:52
- autobus z Kunming do Mengla - 2 dziennie 10:30 i 13:30; sleeper 184Y; 17 godz.
- minibus z Mengla do Mohan - 14Y, 1,5 godz, od 7 rano.
- przejazd 3 km ziemi niczyjej do Laosu - 3Y
- z Kunming do Jinghong autobusy co 30 min. Cena około 170Y, 11 - 12 godz.
- z Jinghong i z Mangla jeżdżą bezpośrednie autobusy do Luang Namtha w Laosie
- jest też autobus z Luang Prabang do Kunming. Cena 40USD co jest niemal ceną identyczną z ceną przejazdu łączonego.
- wiza laotańska na granicy na 30 dni w ceni 30USD, nie ma już wiz 15 dniowych
- wiza laotańska wyrabiana w konsulacie w Kunming, na 30 dni, 190Y, czas oczekiwania 3 dni.