niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
Klasztor Magicznego Wzgórza
Emei Shan, jedna z czterech chińskich świętych, buddyjskich gór była naszym następnym przystankiem w prowincji Syczuan. Położona około 2 godzin jazdy na południe od Chengdu jest miejscem często odwiedzanym przez turystów za sprawą niezwykłej scenerii i panującej tam atmosfery. Niegdyś była to dla buddystów najświętsza ze świętych gór i wędrówka na jej szczyt zarezerwowana była wyłącznie dla pobożnych pielgrzymów. Jej zbocza usiane były licznymi klasztorami w których mieszkały setki mnichów. Niestety okres wojny z Japonią a zwłaszcza rewolucja kulturalna nie oszczędziły Emei Shan i wiele spośród klasztorów zostało zniszczonych. Pod koniec lat siedemdziesiątych, po odwilży religijnej w Chinach wiele klasztorów zostało odnowionych i wrócili do nich mnisi. Niestety od tego czasu Emei Shan dosyć mocno zmieniło swój charakter przekształcając się z celu pielgrzymek w kolejny turystyczny obiekt w południowych Chinach.
Dosyć długo zastanawialiśmy się czy pojechać na Emei Shan. Dostawaliśmy szereg głosów, że nie warto, że jest to kolejny przereklamowany obiekt na chińskiej turystycznej mapie, że jest drogo i wszędzie panoszą się głośne grupy chińskich turystów. Co więcej był już początek listopada, my świeżo wróciliśmy z lodowatego Tybetu i nie mieliśmy najmniejszego zamiaru po raz kolejny marznąć i obcować ze śniegiem.
Kolejka linowa na szczyt Emei Shan
Z drugiej jednak strony szalenie podobała nam się myśl spędzenia 2 - 3 dni na zalesionych zboczach świętej góry. Ostatecznie postanowiliśmy spróbować.
W górę czy w dół?
Cały problem z Emei Shan to fakt że jest to wysoka góra. Najwyższy jej wierzchołek mierzy 3099m. n.p.m podczas gdy miasteczko Emei położone jest na mniej niż 500m. n.p.m. Oznacza to, że aby dostać się pieszo na szczyt trzeba co najmniej dwa dni wspinać się po niekończących się schodach. Na to nie mieliśmy najmniejszej ochoty. Ostatecznie wybraliśmy ponoć najłatwiejszy ale rzecz jasna przez to najdroższy sposób odwiedzenia Emei Shan. Postanowiliśmy wjechać na sam szczyt autobusem i kolejką linową a dopiero później w ciągu dwóch dni, spokojnie, pieszo zejść do miasteczka Emei.
Jesteśmy chińskimi studentami
Wstęp na Emei Shan jest koszmarnie drogi. Normalny bilet kosztuje 120Y. Na szczęście chińscy studenci mają za okazaniem legitymacji 50% zniżkę. Nie bylibyśmy w Chinach gdybyśmy nie spróbowali znowu podać się za studentów i do tego chińskich... Tym razem wyzwanie było większe bo stojąc w kolejce do kasy zauważyliśmy, że kasjerka wygląda na taką co to zna język angielski. Nie pomyliliśmy się. Podchodząc do kasy, zdecydowanym głosem poprosiliśmy dwa bilety studenckie. Kasjerka kiwnęła głową i poprosiła o nasze legitymacje.
Bóstwa na szczycie Emei Shan
Zaczęła je dokładnie oglądać. Niestety znalazła datę ważności i płynną angielszczyzną oznajmiła:
- Te legitymacje są nieważne
- Tak, student, student - oznajmiliśmy przybierając tępawy wyraz twarzy
- Są nie ważne, data - zaczęła pokazywać
- Tak, tak, student - szliśmy w zaparte
I szczęście się do nas uśmiechnęło, zrezygnowana kasjerka machnęła tylko ręką, po czym sprzedała dwa ulgowe bilety. Dobrze że nie chciała wiedzieć gdzie studiujemy w Chinach, choć to bez znaczenia bo i tak usłyszałaby - tak, student, student...
Szczyt
Wczesnym rankiem, autobus wolno wspinał się serpentynami po zboczach Emei Shan by po dwóch godzinach jazdy dotrzeć do dolnej stacji kolejki linowej, którą to później wjechaliśmy na sam szczyt. Ku naszemu zniesmaczeniu zachowaliśmy się jak rasowy chiński turysta korzystając z astronomicznie drogiej kolejki linowej. Podróż nią na szczyt musi być pięknym doświadczeniem pod warunkiem że ma się na tyle szczęścia aby wiecznie pogrążony we mgle szczyt Emei Shan był akurat powyżej linii chmur. My rzecz jasna tyle szczęścia nie mieliśmy i 10 minutowa przejażdżka kolejką bardziej przypominała nurkowanie w butelce mleka niż atrakcję turystyczną. Na szczycie Emei Shan znajduje się duży klasztor oraz coś w rodzaju wysokiego pomnika czy statui w kolorze złota co to musi pięknie wyglądać w słońcu ale we mgle efektu nie ma żadnego.
Wierni na szczycie Emei Shan
Co więcej zamglenie było na tyle duże że nie dość że nie było widać połyskującego w słońcu koloru to właściwie nie było widać całej górnej połowy budowli. Cóż, spodziewaliśmy się takiej sytuacji więc przynajmniej nie byliśmy zaskoczeni. Najczęściej tu jest właśnie taka pogoda. Jako że było naprawdę paskudnie zimno, mglisto i wilgotnie to znowu zdecydowaliśmy się zapłacić mały worek "smutnych Mao" i zjechać kolejką linową 3,5 km w dół bowiem w przeciwnym wypadku prawdopodobnie nie zdążylibyśmy wrócić w dwa dni do miasteczka Emei. Ktoś zaraz powie że schodził jeden dzień... Oczywiście że można zejść w jeden dzień ale my zwyczajnie nie mieliśmy ochoty z miłej wycieczki do lasu zrobić obozu przygotowującego do olimpiady w Pekinie.
Psotne małpy
Emei Shan jest naturalnym siedliskiem małp. Generalnie, w chińskiej kulturze i mitologii małpy odgrywają duże znaczenie więc na świętej górze nie może zabraknąć świętych małp. Na naszej mapie w wielu miejscach zaznaczone były miejsca gdzie można spotkać - jak to określa mapa - "psotne małpy". Naszym zdaniem to nie jest dobre nazewnictwo bo "psotne" to one może były kiedyś a teraz są zwyczajną mafią ściągającą haracz na przechodzących turystach. I nie jest to bynajmniej zabawne i urocze lecz całkiem niebezpieczne. Parę metrów po wyjściu z kolejki linowej obserwowaliśmy scenkę, kiedy to jedna z małp bez skrupułów dokładnie i powoli obejrzała zawartość torebki jednej chińskiej turystki, zabierając co bardziej przydatne rzeczy by na koniec zdzielić łapą Chinkę po twarzy.
Wierni na szczycie Emei Sha
Zupełnie jakby małpy naoglądały się filmów instruktarzowych rodem z Moskwy czy Warszawy. Jest chyba z tym dość źle, bo na odcinku pomiędzy dolną stacją kolejki a parkingiem chodzą pracownicy parku uzbrojeni w proce nie wahający się celować kamieniami pomiędzy cwane małpie oczy. O wredności małp przekonaliśmy się na własnej skórze. Otóż tuż przy parkingu Agnieszkę napadły dwie "psotne" małpy chcące dobrać się do kieszeni polara. Wyglądało to bardzo groźnie bo to silne i całkiem duże zwierzęta uzbrojone w ostre zęby. Na szczęście Aga trzymała statyw fotograficzny i nie zawahała się go użyć waląc z całych sił małpy po głowach. Dodatkowo jeszcze Krzysiek odnalazł w kieszeni gaz i potraktował nim małpie oczy. Pomogło, ale od tego czasu, przez dwa dni Aga nie rozstawała się ze statywem a Krzysiek trzymał palec na spuście gazu. Hmm, miła wycieczka po lesie to już nie będzie - pomyśleliśmy. Ale z drugiej strony jak może być inaczej, jeżeli Chińczycy kupują specjalne żarcie dla "psotnych" małp i ich karmienie traktują jako kolejną atrakcję Emei Shan. Co więcej, następnego dnia widzieliśmy jak strażnicy parku celowo drażnią małpy prowokując je do ataku po czym z całej siły kopią je butem po pyskach. Ot, mają taką rozrywkę...
Z górki na pazurki...
Emei Shan to niekończące się schody.
Wierni na szczycie Emei Sha
Bez względu czy się wchodzi pod górę czy też schodzi w dół pokonuje się miliony kamiennych stopni. Chińczycy zabetonowali dziesiątki kilometrów leśnych duktów tworząc łatwy do nawigacji szlak, a jako że zbocza są strome nie było innej możliwości przygotowania szlaku jak wybudowanie niekończących się schodów. Odwiedzenie Emei Shan każdemu kojarzy się ze schodami i ciągłym wrażeniem chodzenia po klatce schodowej. Za każdym drzewem, za każdym rogiem i zakrętem pojawiają się kolejne dziesiątki stopni przyprawiające o drżenie łydek i nadwerężenie kolan. Co parę kilometrów dochodzi się jednego klasztorów. Można w nich przenocować, coś zjeść czy zwyczajnie odpocząć. Klasztory mają piękne nazwy jak: "Klasztor Magicznego Wzgórza", "Klasztor Długiego Życia", "Klasztor Kucającego Tygrysa" czy "Pawilon Czystego Dźwięku" i niekiedy leśna sceneria w jakich są położone potrafi zrobić duże wrażenie. Schodzenie wydało się nam całkiem męczące i byliśmy bardzo zadowoleni z siebie że zdecydowaliśmy się nie wchodzić pieszo pod górę. Pogrążony w delikatnej mgle las wydawał się niezwykle tajemniczy i urokliwy. Efektu dopełniały gęste chmury sunące po pionowych zboczach do góry zupełnie jakby były pielgrzymami zmierzającymi do szczytu. Pierwszego dnia szliśmy rzecz jasna dłużej niż zakładaliśmy i już po ciemku dotarliśmy do Klasztoru Magicznego Wzgórza.
"Oświecony" we mgle
Dostaliśmy nocleg w prymitywnej wieloosobowej salce. Byliśmy w niej sami i tylko dlatego pozwolono nam na wspólne nocowanie. Normalnie panuje tam ścisła segregacja płci. Wszak to klasztor. Warunki były naprawdę spartańskie. Wygląd salki niejednego mógłby przerazić. Do tego pościel była całkiem wilgotna a temperatura spadała z każdą godziną. Po 21 było już tak zimno, że zaczęliśmy dygotać nawet leżąc pod kołdrą. To całkiem ciekawe przeżycie nocować w klasztorze, parę metrów od ołtarza ze złotymi figurami bóstw. Następnego dnia wcześnie rano opuściliśmy klasztor by mieć pewność że zdążymy przed nocą do Emei, chociażby po to by noc spędzić już w pociągu jadącym w stronę Yunnanu.
Czy było warto?
O Emei Shan można mieć różnorakie zdania. Z jednej strony to piękne, religijne miejsce, położone w fenomenalnym lesie, upstrzone licznymi klasztorami i świątyniami. Z drugiej jednak strony to kolejny typowy turystyczny punkt na chińskiej mapie, przygotowany pod chińskiego turystę. I właśnie gdyby nie Ci chińscy turyści Emei Shan mógłby wydawać się ideałem. Gdy przybywa się tu poza sezonem i opuści się rejon szczytu lub nie dotrze się jeszcze do Pawilonu Czystego Dźwięku (łatwo osiągalnego z dolnego parkingu) ma się wrażenie że las jest niemal prywatny. Niestety, wcześniej czy później dochodzi się do miejsca, gdzie dzikie ryki chińskich turystów, łączą się z dźwiękami smarkania, spluwania, pokrzykiwania i nawoływania się. Tak czy inaczej - nam Emei Shan przypadł do gustu.
Informacje praktyczne:
- wstęp na Emei Shan - 120Y, 60Y ISIC (teoretycznie tylko dla studentów chińskich). Od 1 grudnia do 1 lutego wstęp 100Y, 50Y ISIC
- autobus z Emei do parkingu pod szczytem - 40Y, w dół 30Y. Czas przejazdu - prawie 2 godz.
- autobus z Emei do Wuxiangang - 30Y, w dół 20Y
- kolejka linowa z parkingu pod szczytem na szczyt - 40Y, w dół 30Y
- noclegi w klasztorach - od 15Y do 40Y w dormitoriach zależnie od klasztoru, sezonu i wielkości sali.
- taksówka z Baoguo na dworzec kolejowy w Emei - 15Y
- pociÄ…g z Emei do Panzhihua - 71Y hard seat, 89Y - 99Y hard sleeper, 11 godz.
- prowizja za załatwienie biletu w hotelu Teddy Bear - 40Y / billet, można stargować do 30Y.