niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
Black Dragon Pool
Zgiełk, tłumy ludzi, morze świateł w nietypowej jak na Chiny atmosferze kurortu, kolorowe witryny sklepowe, setki elegancko podświetlonych domków, a pomiędzy nimi równie pięknie podświetlone alejki i uliczki - w taki sposób powitało nas jedno z najbardziej rozpoznawalnych miast południa Chin - Lijang (czyt. Lidziang).
Trudno nam jest w jednoznaczny sposób określić swój stosunek do tego miejsca. Z jednej strony Lijang to nic innego jak kolorowy, komercyjny do granic możliwości "lunapark", przygotowany właściwie tylko i wyłącznie pod turystów ale z drugiej strony to miasteczko niemal żywcem przeniesione z kolorowych folderów jakimi karmieni są ludzie na całym świecie marzący o odwiedzeniu Chin. To miejsce jest tak samo chińskie jak chiński jest Wielki Mur czy Zakazane Miasto i tak samo jednoznacznie kojarzy się z państwem środka.
Ale czym właściwie jest Lijang? W istocie to dwa zupełnie różne miasta. Jedno nowoczesne, typowo współczesno-chińskie, praktycznie nie odwiedzane przez turystów oraz drugie niegdyś będące starym miastem. I właściwie tylko w nim skupia się ruch turystyczny. Mało kto zagłębia się w dzielnice nowego miasta - bo jaki byłby tego sens... Stare miasto to plątanina wąskich uliczek, wyłożonych kamiennym brukiem, poprzecinanych urokliwymi kanałami wypełnionymi wodą. Przy nich, w niezwykle zwartej zabudowie stoją drewniane budynki niemal żywcem wyjęte z innej epoki, wszystkie bogato zdobione, upstrzone przeróżnymi lampionami, emblematami, herbami, ozdobnymi okiennicami i całą masą detali sprawiających że mona włóczyć się godzinami po uliczkach starego Lijang próbując sobie wyobrazić jak życie wyglądało tu epoki temu.
Architektura Lijang
No właśnie. Ale czy życie wyglądało tu tak jak teraz? Raczej nie. Współczesny "stary" Lijang bardziej przypomina lunapark. Każdy budynek w jakiś sposób związany jest z działalnością turystyczną. W każdym znajduje się hotelik, restauracja, kawiarenka lub przynajmniej mniej lub bardziej ekskluzywny sklep. Ale to co nas zaskoczyło to atmosfera tego miejsca. Pozbawione jest bowiem - jak nam się wydaje - natarczywości i zaciętości handlarzy z jaką obcujemy od tylu tygodni. Sprzedawcy ograniczają się co najwyżej do symbolicznego "hallo". Wiele produktów ma atrakcyjne, ustalone i jawnie podane ceny co niejako kładzie kres wymuszeniom i oszustwom.
Lijang to także mniejszość etniczna Naxi (czyt. Naszi). Okolice te zamieszkują od stuleci i właściwie to ich miasto. Często, zwłaszcza kobiety, ubierają się w swoje tradycyjne stroje i starają się kultywować obyczaje i niezwykle cenny alfabet. Niestety co by o nich nie mówić to w obecnych czasach są Chińczykami. Zachowują się jak Chińczycy i do złudzenia ich przypominają w postępowaniu i stosunku do turystów. Oto jeden z wielu przykładów.
Uliczki Lijang są wiecznie zatłoczone. Każdy każdemu robi zdjęcia i przechodzi się często w błyskach fotograficznych flashy. W pewnym momencie Krzysiek dostrzegł niezwykle ładny widoczek który koniecznie chciał sfotografować. Była to malownicza uliczka, mostek na kanale, kilka sklepów i w oddali trzy kobiety Naxi ubrane w swoje oryginalne stroje. Widoczek mógłby być pierwszorzędny. Ale gdy tylko panie zobaczyły wcelowywany - niby w ich kierunku - aparat jedna z nich się odwróciła, wypięła gruby zad i ostentacyjnie zaczęła pokazywać co Krzysiek ma sfotografować. Nawet nie mieliśmy już ochoty z nimi dyskutować, choć z perspektywy czasu myślimy że trzeba było babsztyla kopnąć w tłusty tyłek co by wpadła do kanału i przemyślała co i komu pokazuje...
Informacje praktyczne:
- opcji noclegu jest tak dużo na starym mieście, że można coś znaleźć już od 15Y za dwójkę. Za 40Y otrzyma się dwójkę o wysokim standardzie ze wszystkimi udogodnieniami
- wstęp do Black Dragon Pool Park - 60Y, ISIC 30Y
- autobus z Panzhihua do Lijang - 76Y, 8 godz. Autobusy w Panzhihua odjeżdżają z dworca autobusowego (3Y autobus z dworca kolejowego) ale czasem autobus do Lijang można spotkać na dworcu kolejowym. Bilet wtedy kosztuje 79Y.
- autobus do Dali - 40Y, 3godz.