niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
Ilekroć wracaliśmy do Ulan Bator zwykliśmy mówić: "wszędzie dobrze, ale w Ulan Bator najlepiej". I było dużo prawdy w tych słowach. Przywykliśmy bardzo do tego miasta, coraz lepiej się w nim czuliśmy i dawaliśmy sobie radę. Jednak przyszedł najwyższy czas by pojechać dalej - w Kitaj.
Przejazd do Chin wydawał się prostą sprawą w porównaniu chociażby z wjazdem do Mongolii. Dwa dni przed wyjazdem kupiliśmy sobie na stacji bilet do Zamen Uud - granicznej stacji w Mongolii. Zdecydowaliśmy się tym razem na wagon plackartę by nie stoczyć kolejnej walki z mongolskimi zawodnikami o miejsce w wagonie. Ponadto, jeszcze w Ulan Bator zakupiliśmy sobie coś w rodzaju "wycieczki" z Zamen Uud do Erlian po drugiej stronie granicy. Ponoć to najtańszy sposób wydostania się z Mongolii pozwalający zaoszczędzić pieniądze, nerwy i czas w negocjacjach z taksówkarzami już na granicy.
Do Zamen Uud dotarliśmy bez problemów. W wagonie kupiliśmy sobie pościel i spaliśmy jak zabici. Na miejsce dotarliśmy po 7 rano. Na naszych biletach "wycieczkowych" widniała godzina 9 przez co uznaliśmy że mamy mnóstwo czasu na ogarnięcie sytuacji, wymianę pieniędzy i porobienie zdjęć. No i jak to często bywa sprawy szybko się skomplikowały. Porobiliśmy zdjęcia, wymieniliśmy tugriki na juany, kupiliśmy ostatniego siksika (oj będzie go nam brakowało), nawet kupiliśmy przyprawy do mongolskich potraw firmy ziołopekex z Polski i ruszyliśmy na parking gdzie spodziewaliśmy się zobaczyć nasz autobus do Erlian.
Dworzec kolejowy w Zamen Uud
Gdy byliśmy na miejscu jakieś autobusy właśnie odjeżdżały, na ale przecież nasz autobus miał być o 9! Gdy tak sobie już staliśmy na pustym parkingu, co raz podchodzili do nas taksówkarze oferując "tani" przejazd do Erlian. No ale my przecież mamy nasze bilety - powtarzaliśmy. Oni na to że bilety są nie ważne i musimy jechać taksówką. Ileż my razy takie teksty słyszeliśmy w Indiach& Postanowiliśmy czekać. Z każdym upływającym kwadransem liczba zaczepiających nas taksówkarzy rosła i co gorsza wszyscy twierdzili to samo. Sytuacja przestała się nam podobać. Na szczęście zaczepił nas młody Mongoł pięknie mówiący po polsku udający się tak jak my do Pekinu. Mieszka od 10 lat w Łodzi i teraz studiuje prawo. Pomógł nam ogarnąć sytuację. Okazało się że nasz bilet już w tej chwili jest nie ważny bo autobusy wyjechały na granicę a dokładnie rzecz ujmując pojechały na drugą stronę miasta gdzie przyjmują kolejnych pasażerów i skąd udadzą się dopiero na granicę. Dodatkowo zaproponował że wraz z jego kumplem podrzucą nas bezpłatnie na ten drugi przystanek gdzie może uda się jeszcze złapać autobusy. I rzeczywiście. Gdy zbliżaliśmy się do przystanku minęły nas 4 z 5 autobusów do Erlian. Piąty na szczęście jeszcze stał. Szybko się do niego upakowaliśmy i po chwili jechaliśmy już na granicę.
Tkwiąc w kolejce na granicy znowu obserwowaliśmy sceny znane nam z kolejki do granicy w Kjachcie, przepychanki samochodów, wyginane blachy samochodów, jakąś bójkę kierowców z żołnierzami i inne, podobne obrazy. Zanim wjechaliśmy na granicę minęły 4 godziny. Na szczęcie sama odprawa zarówno po stronie mongolskiej jak i chińskiej przebiegła sprawnie i bez problemów. Jeszcze 10 minut jazdy autobusem i znaleźliśmy się w Erlian na chińskiej ziemi.
Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. O ile Zamen Uud to zapadłe miasteczko wiecznie zasypywane piaskami z Gobi o tyle Erlian to wielkie betonowe, eleganckie miasto, z szerokimi arteriami, bez przerwy nawadnianymi parkami i pasami zieleni, kolorowymi elewacjami budynków i jakimiś ogromnymi rachunkami za oświetlenie ulic, placów i parków. Może rolą tego miasteczka jest robienie wrażenia na wjeżdżających. Jeżeli tak to działa to bez pudła.
Już parę minut po dotarciu do centrum zetknęliśmy się z ichnią rzeczywistością i tym co będzie nas czekało przez najbliższe tygodnie. Otóż jeszcze przed dworcem dopadli nas naganiacze autobusowi. Każdy z nich chciał abyśmy to jego właśnie autobus wybrali i aby to on skasował solidną prowizję. Chcieliśmy jak najszybciej dostać się do Pekinu. Pewnie najtańszą opcją byłby pociąg ale przecież nie zawsze wszystko trzeba robić "jak najtaniej" więc wybraliśmy sypialny autobus. Jako że odjeżdżał dopiero za parę godzin a my musieliśmy jeszcze nabyć więcej banknotów ze smutnym Mao na awersie więc wybraliśmy się jeszcze na poszukiwaniu Bank of China. Kurcze, bez rozmówek trudno coś tu zdziałać& Cofnęliśmy jeszcze zegarki o godzinę i o 15:30 leżeliśmy już w pościeli na swoich pryczach w autobusie do Pekinu. Podróż miała zająć 15 godzin.
Informacje praktyczne:
- bilet na pociąg z Ulan Bator do Zamen Uud ok. 5040T (obszczi), 7050T (plackarta), ok. 10100T (kupe) + dopłata 400T za kupno biletu w terminie większym niż 2 dni.
- przejazd przez granicę autobusem - 5050T (kupowane w UB)
- przejazd przez granicę negocjowany w Zamen Uud - od 6500T
- pościel w pociągu - 500T
- autobus sypialny z Erlian do Pekinu - 180Y, 12h