Moja fascynacja kontynentem azjatyckim zaczęła się od podróży do Państwa Środka. Wrzucona w oko cyklonu, na własne życzenie zamieszkałam w mało znanym mieście w Północno-Wschodnich Chinach. Tocząc codzienną batalię z przeraźliwym mrozem (początkowo temperatura sięgała -26C), trudnościami w komunikacji, tęsknotą za domem, rodziną, starymi przyzwyczajeniami, starałam się pojąć zasady jakimi rządzi się "tamten" świat.
Tym razem o bagaż się nie martwię, leci ze mną na pokładzie samolotu. Jeszcze tylko kilka filmów do obejrzenia, parę drinków do wypicia i ląduję w Bangkoku, skąd dalej wyruszam do Singapuru. Na pokładzie samolotu wita nas steward/essa, osobnik nieokreślonej jeszcze płci, w trakcie transformacji.
Wszystkie atrakcje w Singapurze to sztuczne twory, dzieła ludzkich rąk, nierzadko urzeczywistnienie szalonych pomysłów światowych architektów. Hotel Marina Bay Sands z 150 metrowym basenem w kształcie żaglowca na dachu, futurystyczne ogrody Gardens by the Bay, most w kształcie helisy DNA, boisko na wodzie czy Universal Studios na wyspie Sentosa to tylko nieliczne z atrakcji, które oferuje Singapur.
Około godziny 7.30 docieramy nocnym pociągiem do Kuala Lumpur (120,77 MYR/ os.). Na dworcu zostawiamy plecaki i ruszamy dalej, w kierunku Batu Caves- centrum pielgrzymek dla miejscowych hindusów (pociąg Malaysian Railways KTM Komuter do Batu 8 MYR/ os.). http://www.shorttraveltips.com/how-to-get-to-batu-caves-in-kuala-lumpur Jest wcześnie rano, oprócz nas zaledwie kilka osób podąża stromymi schodami w kierunku największej jaskini.
Być w Malezji i nie widzieć Petronas Tower, to jak wypoczywać w Tajlandii i nie spróbować Changa ;) W czasie krótkiego wyjazdu, chcąc przejechać przez trzy kraje, musieliśmy zrezygnować z odwiedzenia wielu ciekawych miejsc po drodze. Tak było w przypadku Malezji. Kraj, wciąż nieodkryty dla backpackerów, ma wiele do zaoferowania.
Odwiedzamy największą ptaszarnię na świecie- Bird Park w Kuala Lumpur (wejście 48 RM/os.). Obiekt zajmuje powierzchnię 8,5 hektara i gromadzi ponad 200 gatunków ptaków. Raj dla ornitologa (biologa molekularnego również ;) ) Obiad jemy w restauracji Hornbill Restaurant & Café, na terenie parku.
Kojarzycie program Rozbitkowie, polską wersję amerykańskich Robinsonów? Jestem fanką tego typu programów survivalowych. Jedną z konkurencji, z którą musieli się zmierzyć uczestnicy, było zjedzenie duriana- najbardziej śmierdzącego owocu na świecie. Pamiętam swoją reakcję, widząc kolejne osoby, które nie były w stanie tego zrobić.
W podróży liczą się momenty. Moment, ulotna chwila, która szybko przemija, ale na długie lata zapada w pamięć, np. uśmiech dziecka spotkanego gdzieś, po drodze. Moment, w którym spontanicznie musisz podjąć decyzje, od których zależy powodzenie dalszej wyprawy, np. do którego autobusu wsiąść, który właśnie odjeżdża. Moment "tu i teraz", w którym wiesz, że chwila, którą właśnie przeżywasz nie mogła wydarzyć się w innym miejscu jak w tym, w którym jesteś.
Wiedziałam, że pierwszym miejscem, które chcę odwiedzić po przekroczeniu malezyjsko-tajskiej granicy będzie Półwysep Railay. Dotrzeć do niego wcale nie było tak łatwo... Podróż nocnym pociągiem z Malezji do Tajlandii minęła szybko (dzięki poznanym osobom). Pamiętam uczucie jakie towarzyszyło mi po przebudzeniu.
Pierwsza myśl po dopłynięciu na wyspę? Gdybym wygrała w lotka, ściągnęłabym tu na wakacje całą rodzinę i znajomych! Mieszkalibyśmy w uroczych biało-niebieskich domkach przy plaży, budziłabym ich świeżym sokiem ananasowym a wieczorami, w blasku księżyca zapraszała na kolacje serwując owoce morza i drinki z parasolką.
Są miejsca na mapie podróży, do których podążamy z jednego względu. Są bardzo popularne wśród turystów i stanowią główną atrakcję miejsca, które odwiedzamy. Na nic niskie oceny poprzedników, po prostu sami na własnej skórze musimy przekonać się czy oby na pewno najpiękniejsza plaża w okolicy nie jest oblegana przez masy namolnych turystów, woda w jeziorze nie pachnie uryną a ruiny zamku nad przepaścią nie są tylko stertą gruzu i omszonych kamieni.
Maria (potocznie zwana marychą), to znana postać (atrakcja) na Ko Lancie- wyspie, na którą właśnie płyniemy (prom z Ko Phi Phi 1 h, 200 bahtów). Decyzja o spędzeniu kolejnych kilku dni na tej właśnie wyspie zapadła spontanicznie. Leżąc na plaży na Long Beach, zapragnęliśmy przedłużyć sobie rajskie wakacje, pływając po okolicznych wyspach (kosztem podróży do Kambodży).
Coś w tym jest, że pierwsze wrażenie jest tak silne, że na jego podstawie budujesz całą opinię na dany temat. Do Bangkoku przyjeżdżamy wczesnym rankiem, około godz. 5.00 (przejazd autokarem z Ko Lanty 850 bahtów). W strugach deszczu targujemy się z kierowcą tuk tuka i podążamy w okolice Soi Rambuttri.
Kilka słów na temat zakwaterowania na wyjeździe. Pierwsze pytanie, które musimy sobie zadać przed podróżą to czego oczekujemy od miejsca noclegowego i jakie chcemy ponieść z tego tytułu koszty. Wbrew pozorom przy szukaniu noclegu, wcale nie obowiązuje zasada im drożej, tym lepiej. Oczywiście nie możemy spodziewać się luksusów w wieloosobowym dormie po 30 zł za noc.
Czy może być w Tajlandii bardziej chińsko niż w Chinach? Okazuje się, że może! W samym sercu Bangkoku, w China Town. Dzielnica jest bezkonkurencyjna w porównaniu z innymi, wcześniej odwiedzanymi. Bardziej neoniaście już chyba być nie może (tego stwierdzenia użył T.Michniewicz). Gdybym była producentem filmowym, to właśnie tu zaprosiłabym Jackie Chan'a :) Te same zapachy, smaki, klimat...
Z pływającym targiem było trochę tak jak z wizytą na Niebiańskiej plaży. Atrakcja- wabik, nie miała nic wspólnego z tradycyjnym targowiskiem na wodzie, "opływała" natomiast w pamiątki rodem made in China. Chcieliśmy odwiedzić targ mniejszy od tego w Damnoen Saduak, mniej popularny wśród turystów, ale wciąż pełniący swoją funkcję.
Wyznaję zasadę jeżeli sama nie przygotuję dania, które lubię, w restauracji go nie dostanę. Zasada ta obowiązuje na terytorium RP. To co uwielbiam w Azji to mnogość miejsc, w których można dobrze zjeść. Jedzenie samo cię znajduję, szukać go specjalnie nie musisz. Tuż za rogiem znajdziesz zarówno wykwintne restauracje jak i głośne garkuchnie.
O tym, że pogoda w tropikach zmienną jest, przekonaliśmy się pierwszego dnia podróży. Singapur przywitał nas deszczem, który równie szybko przyszedł, co odszedł. Śniadanie jedliśmy w strugach tropikalnej ulewy, chwilę później byliśmy już w ogrodzie botanicznym i cieszyliśmy się piękną pogodą.
Zważywszy na fakt, że odwiedziłam jedynie cztery państwa azjatyckie (spośród 50), pozostaje kilkanaście krajów, które chciałabym zobaczyć (wykluczyłam pobyt w takich państwach jak Liban, Libia, Iran, Irak, Sudan, Kuwejt, Korea Południowa itd.). Z racji zawodu jaki wykonuję, moje podróżowanie muszę ograniczyć zaledwie do kilku tygodni w roku.
ostatni wpis: | 24 cze 2014 (10 lat temu) |
pierwszy wpis: | 16 kwi 2014 (10 lat temu) |
liczba tekstów: | 19 |
liczba zdjęć: | 242 |
liczba komentarzy: | 4 |
odwiedzone kraje: | 4 |
odwiedzone miejscowości: | 11 |
strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl
transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.