poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
lampart pospolity
Załamanie pogody osiągnęło chyba apogeum. Chmury są już absolutnie wszędzie, a deszcz uniemożliwia jakiekolwiek posunięcia. Dalej jest zimno, a wewnątrz chmury jeszcze zimniej. Powtarza się sytuacja sprzed 2 lat, kiedy to tkwiliśmy 5 dni w nepalskiej Pokharze, czekając na odsłonięcie się masywu Annapurny. Widzieliśmy go w sumie godzinę, natomiast fragment masywu Khangchendzonga tutaj 2 - 3 minuty.
Zaledwie kilkanaście kilometrów na północ od Darjeelingu przebiega granica terytorium Sikkimu. Było to niegdyś jedno z 3 himalajskich królestw (obok Bhutanu i Nepalu), a w 1975 roku stało się kolejnym stanem Indii. Przez wielu uznawany jest za najpiękniejszy ze stanów. Sikkim jest w całości położony w wysokich Himalajach z masywem Khangchendzongi widocznym niemal z każdego miejsca. Jednak z powodu bliskości Chin każdy obcokrajowiec zmuszony jest do posiadania pozwolenia na wjazd. W Indiach jest kilka miejsc, gdzie takie pozwolenie można uzyskać, między innymi w Darjeelingu. W ostatnim czasie procedura została mocno uproszczona i, przynajmniej w Darjeelingu, nie wymaga się zdjęć paszportowych i ksera wizy.
Aż trudno uwierzyć, jak wiele przeciwności może się skumulować w jednym czasie...
Do Darjeelingu dotarliśmy w czwartek późnym popołudniem i już w piątek rano, nauczeni doświadczeniem z Orrisy, zabraliśmy się za załatwianie formalności i biletów na dalszą podróż.
sprzedawczynie wokół Placu Chowrasta
Załatwienie permitu na Sikkim jest bezsensowne, ale stosunkowo proste. Wystarczy jedynie wyjść poza centrum miasta do odpowiedniego urzędu, wypełnić stosowny formularz, podbić pieczątkę. Następnie zabrać papiery i pomaszerować kilkaset metrów w górę do centrum miasta, do Biura Rejestracji Obcokrajowców, w celu otrzymania kolejnych kilku pieczątek. Z tak przygotowanym kompletem dokumentów udać się ponownie do pierwszego biura, gdzie w ciągu pół godziny otrzymuje się ważny 15 dni permit. Prawda, że łatwo?
Tak więc, pełni nadziei, w piątek, w samo południe, we wspomnianym wcześniej biurze... pocałowaliśmy klamkę! Dlaczego? Nie, tego się naprawdę nie spodziewaliśmy, nie tutaj!!! Biuro zamknięte, bo ten piątek to akurat WIELKI PIĄTEK!!! W kraju hinduistycznym, w regionie z dominującym buddyzmem, chrześcijańskie święto jest równie dobre, by zrobić sobie wolne. Ręce nam opadły. W sobotę i niedzielę biuro oczywiście jest zamknięte, więc sposobność wyrobienia permitu nadarzy się dopiero w poniedziałek, a wyjazd do Sikkimu najwcześniej we wtorek. Dla nas za późno - tak myśleliśmy wtedy.
W przewodniku wyczytaliśmy, że istnieje możliwość zdobycia dwudniowego pozwolenia na wjazd na granicy z Sikkimem. Jednak musieliśmy to zweryfikować. Udaliśmy się do informacji turystycznej, ale tam wisiała tylko kartka "dzisiaj jest święto".
kolonialna architektura miasta
Więc utknęliśmy. Najgorsze w tym było to, że bez permitu nie mogliśmy planować wyjazdu do Sikkimu, a tym samym nie wiedzieliśmy, na kiedy chcemy mieć bilet kolejowy do Patny lub Varansasi. Tak więc dzień straciliśmy.
Darjeeling to wspaniałe miejsce na zakupy. Zazwyczaj nigdy ich nie robimy pierwszego dnia. Chcieliśmy wstrzymać się z tym do wyjazdu. A tu kolejny cios. Dowiedzieliśmy się, że w sobotę wszytsko będzie pozamykane, gdyż tego dnia wypada tym razem hinduskie święto Holy, polegające na posypywaniu wszytskich i wszystkiego kolorowymi proszkami... Co za kraj... A mówią, że to w Polsce jest dużo świąt.
W sobotę na szczęście działała informacja turystyczna i potwierdziliśmy możliwość zdobycia permitu na granicy. Postanowiliśmy więc, do Gangtoku, stolicy Sikkimu, wyjechać w niedzielę rano. Następny etap - stacja kolejowa.
Z Siliguri do Darjeelingu jeździ miniaturowa kolejka, jednak na stacji można zarezerwować bilety na pociągi odchodzące z New Jalpaiguri. I tu kolejna niemiła niespodzianka: najwcześniejsze terminy na miejca do Varanasi były na 25 kwietnia!!! To jakiś koszmar, przecież to za 30 dni. Próbowaliśmy bezpośrednio do Delhi najecześniejszy termin był na 6 kwietnia, ale w I klasie za 1600Rs za miejsce, Kolkata - 4 kwietnia... Jako że musimy się stąd jakoś wydostać, kupiliśmy bilety na 1 kwietnia do Patny. W prawdzie to zaledwie połowa drogi do Varanasi, ale przynajmniej kierunek się zgadza. Co gorsza, dotrzemy tam o 3 w nocy i będziemy musieli pomyśleć, jak dostać się do Varansasi, a myślenie w środku nocy, w stolicy biednego Biharu może nie być takie proste. Tak więc chcemy, czy nie chcemy, do 1 kwietnia tkwimy w tym regionie Indii.
Z kalendarzem w ręku rozwązaliśmy różne sposoby wyrwania się z Darjeeligu. Przez pare godzin mieliśmy nawet bilety na autobus do Jaigon, na granicy z Bhutanem, gdyż wyczytaliśmy, że istnieje możliwość wjechania na terytorium Bhutanu na jeden dzień bez opłat i formalności wizowych. Doszliśmy jednak do wniosku, że w ten sposób przeczekamy 3 dni spędzając czas głównie w autobusach. Na szczęście udało się nam bez problemów oddać bilety.
Cały czas zwlekamy z podjęciem decyzji, co dalej. Prawdopodonie we wtorek rano pojedziemy do Gangtoku.