poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
czyściciel uszu
Niemal w każdym hotelu, w którym mieszkaliśmy były mrówki. W Varkala zjadły nam cukier, pare razy zabierały się za ciastka. Pare dni temu, czekając na autobus do Bhubaneswaru, z nudów rozsypaliśmy na łóżku okruszki ciastek i obserwowaliśmy mrówczy spektakl. Setki tych małych owadów dwiema scieżkami maszerowały pomiędzy pościelą a listwą podłogową. Jedne dźwigały okruchy, a drugie szyły po kolejną partię.
Identyczne przedstawienie obserwowaliśmy dzień później w Kolkacie, spacerując po jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów w mieście - stalowym moście Howrah na rzece Hoogly. Obserwowaliśmy jak tysiące kilogramów przeróżnych towarów jest transportowanych pomiędzy dwoma brzegami. Jedyna różnica polegała na tym, że w roli mrówek występowali najbiedniejsi mieszkańcy Kolkaty. W przepoconych, brudnych, podartych ubraniach, boso, z kraciastymi chustami zawiązanymi na głowach przemierzali prawdopodobnie setki razy w ciągu dnia ten most.
Jak pisaliśmy wcześniej, mieliśmy problemy z wyrwaniem się z Bhubaneswaru. Jednyną szansa był prywatny, nocny autobus do Kolkaty, odjeżdżający z nowego dworca autobusowego. Cała podróż była dość specyficzna. Zaczęło się od riksiarza, który nadkładając kilka kilometrów, zrobił nam objazd całego miasta i na dworzec wiózł nas 40, a nie 20 minut.
Dakshineswar Kali Temple
Dziwne to, tym bardziej, że cena była uzgodniona z góry, a dla nas było denerwujące, bo się spieszyliśmy. Druga sprawa to autobus, który nas przywiózł do Kolkaty. Prywatny środek transportu okazał się pojazdem półcargo i poza kilkunastoma pasażerami wiózł na dachu i w tylnej części worki z towarami, wyładowując je po drodze, co swoje trwało. Współpasażerowie obserwowali nas bacznie i znowu czuliśmy się jak kosmici, a z 12 planowanych godzin zrobiło się 14.
Kolkata wydaje się przyjemnym i przyjaznym turyście miastem. To co najbardziej rzuciło się nam w oczy, to brak naciągaczy i zaczepek. Doceniliśmy to już w Mumbai, gdzie poza okolicami Gateway of India nikt sie nami nie interesował i nie zaczepiał proponując byle g... Wydaje się, że Kolkacie taksówkarze traktują turystów bardziej jako zło konieczne, niż jako źródło zarobków.
Kolkata położona jest na dwóch brzegach rzeki Hoogly. Nie ma w niej jakichś imponujących zabytków związanych z dawnymi dziejami, gdyż jej historia związana jest z brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską i nie przekracza 300 lat. Miejsca warte odwiedzenia rozsiane są po całym obszarze miasta, są to bardzo ciekawe świątynie (na przykład świątynia Kali) lub kolonialna architektura, bedąca pozostałością po brytyjczykach.
Po raz kolejny zdecydowaliśmy się skorzystać z organizowanego przez Stanowe Biuro Turystyki "City Tour", głównie po to, by zaoszczędzić na kosztownych przejazdach taksówkami.
estakada przy moście Howrah
Tym razem nie zawiedliśmy się. Wygodny, czysty autokar i sympatyczny, anglojęzyczny przewodnik.
Kolkata w godzinach szczytu jest niesamowicie zakorkowanym miastem, ale stanie w ulicznych korkach ma tę zaletę, że można obserwować jej mieszkańców.
Wspominaliśmy o mrówkach. Nie są one jedynymi owadami w tym kraju. Od przyjazdu do Kolkaty mamy swoje... pchły. Już na samym początku zostaliśmy dotkliwie pogryzieni, ale nie mogliśmy ustalić sprawcy. Dopiero wczoraj złapaliśmy taką jedną na gorącym uczynku i sprawa się wyjaśniła. Pocieszamy się jednynie tą myślą, że większość turystów, którzy zatrzymali się w tej dzielnicy co my, jest tak samo pogryziona. Problem jest dość duży, ponieważ czas w Kolkacie dzielimy pomiędzy zwiedzanie a drapanie. A co będzie jeśli pchły pojadą z nami dalej?
W kwestii dalszej podróży. Kolkata, jak i Mumbai, jest dużym węzłem kolejowym z tysiącami pasażerów, opuszczającymi codziennie dwa główne dworce. Na szczęście i tu znajduje się kasa biletowa tylko dla turystów zagranicznych i tym sposobem już od dwóch dni mamy bilety na dzisiejszy nocny pociąg do New Jalpaiguri. Dotrzemy tam jutro rano i jeszcze tego samego dnia postaramy się dojechać do Darjeelingu. Z braku czasu i z ciężkim sercem zdecydowaliśmy się zrezygnować z wyjazdu do Bangladeszu. Uznaliśmy, że stracimy zbyt dużo dni i pieniędzy tylko po to, by spędzieć dwa dni w Dhakkce.
Kiedy byliśmy w West Bengal Tourism Development Corporation LTD, znaleźliśmy bardzo ciekawe oferty zorganizowanych wyjazdów. Najciekawszy i, wydaje się, warty rozważenia jest ośmiodniowy wyjazd do Bhutanu za jedyne 168 USD. Rownież atrakcyjny jest dziesięciodniowy wyjazd do Sikkim za 200 USD. Organizowane są także tygodniowe wyjazdy do Bangladeszu.