niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
zabudowania Zakazanego Miasto
Którędy do hotelu?
Czy osoba która nie widzi, słabo słyszy i ogólnie chyba ma poważne zaburzenia w kodzie genetycznym może otrzymać prawo jazdy? Okazuje się że w Chinach jest to możliwe. Wszystkie wyżej wymienione cechy wykazywał bowiem nasz kierowca taksówki, z usług którego skorzystaliśmy po przyjeździe do Pekinu.
Nasz autobus z Erlian, który miał przybyć do Pekinu o 7 rano, nie wiedzieć czemu przyjechał o 3 w nocy. Normalnie byłoby to przyjemnym zaskoczeniem, gdyby nie fakt że noc nie jest najlepszym czasem na przybycie do wielkiego miasta a do tego stolicy kraju. Co więcej autobus nie zatrzymał się na dworcu autobusowym lecz skończył bieg przed... jedną z setek olbrzymich galerii handlowych Pekinu. Byliśmy zmuszeni skorzystać z taksówki. Zatrzymaliśmy kursową, czerwoną taksówkę, lecz jej kierowca nie umiejąc się z nami dogadać odjechał lekko zirytowany. Po nim zatrzymał się prywatny samochód chcący pretendować do miana taksówki. Zaczęliśmy mu tłumaczyć gdzie chcemy się dostać, pokiwał głową że rozumie, ustaliliśmy stawkę i ruszyliśmy. Pekin w nocy wydaje się pusty, przejechaliśmy dookoła Placu Tiananmen, przed wejściem do zakazanego miasta i po kilku innych pustych arteriach. Kierowca krążył i coraz głośniej stękał. Staraliśmy się mu pokazać gdzie jechać wskazując mapę w przewodniku ale nawet gdy z niej korzystał sprawiał wrażenie że nić do niego nie dociera.
Brama Niebiaskiego Spokoju
Co gorsza ilekroć chciał skorzystać z mapy zapalał długie światła, wysiadał z wozu, stawał przed maską i w blasku świateł, przykładając mapę do samych oczu starał się znaleźć kierunek w którym ma jechać. Najbardziej dobiło nas gdy po paru okrążeniach Placu Tiananmen wjechał na parking jakiegoś biurowca i powiedział że to tu. Na szczęście widzieliśmy czynny McDonald więc od biedy będzie gdzie posiedzieć do świtu. Ostatecznie, po kolejnych paru okrążeniach Tiananmen i przy widocznej uldze na twarzy kierowcy dotarliśmy przed hotel. W hotelu nie było miejsc, ale dzięki temu udało się nam znaleźć polecany wcześniej przez Grzesia Leo's Hostel gdzie ostatecznie się zatrzymaliśmy.
Miłość i sraczka
Miłość i sraczka przychodzą znienacka. O pierwszym przekonaliśmy się parę lat temu ale w szczegóły nie ma co się wdawać, a co do sraczki to nie powinniśmy wdawać się w szczegóły ale jednak.... Bardzo oczekiwaliśmy kuchni chińskiej. Wyobrażaliśmy ją sobie jako bezkresną studnię smaków, zapachów i kulinarnych doznań. I nawet pierwsze wrażenia były zgodne z naszymi oczekiwaniami. Obiad w autobusie z Erlian był niezły, poranne pierożki w Pekinie niemal doskonałe a i kolacja w nastrojowej knajpce całkiem wyborna. I na tym koniec. Trzeciego dnia pobytu w Pekinie Aga była już struta.
Brama Niebiaskiego Spokoju
Cały dzień spędziła dzieląc czas na leżenie w łóżku łykając węgiel i środki na obniżenie temperatury oraz sprawdzanie czy od ostatnich 15 minut wygląd toalety nie uległ zmianie... W miarę szybko doszła do siebie ale od tego czasu mamy duży uraz do kuchni chińskiej. Co więcej dotychczasowe próby zamówienia czegoś z karty metodą "na chybił trafił" zawsze kończyły się porażką. Nic nam tu nie smakuje a i nawet zapachy ulicznych jadłodajni uruchamiają odruch wymiotny. Zastanawiamy się co tu zrobić bo przecież jeść coś trzeba... Zamierzamy podejść do tego taktycznie i nauczyć się pisowni bezpiecznych potraw i ich szukać w karcie dań. Ale to wcale nie jest takie proste jak się może wydawać...
9 milionów rowerów
Katie Melua w swojej piosence śpiewa że jest 9 milionów rowerów w Pekinie. To prawda choć czasem wydaje się że można doliczyć się na jego ulicach dziesiątego miliona a pewnie i jedenastego. Ostatniego dnia pobytu w Pekinie postawiliśmy wypożyczyć sobie rowerki i śmigać na nich po ulicach stolicy Chin. Najpierw przemknęliśmy ulicami wokół Placu Tiananmen by docelowo skierować się w hutongi - najstarsze zabudowania Pekinu, pamiętające jeszcze czasy Kubilajhana i jego następców.
Pekin to wymarzone miejsce dla rowerzystów. W całym mieście są przygotowane specjalne, wydzielone, szerokie jak nasze całe jezdnie pasy dla rowerzystów, dla nich przygotowana jest oddzielna sygnalizacja świetlna a nawet na skrzyżowaniach stoją "chorągiewkowi" których jedynym zadaniem jest naprzemienne zatrzymywanie ruchu rowerowego na jezdni.
co tam, zabytki, ciekawe co znajdÄ™ w nosie...
Trzeba tylko trochę się nauczyć radzenia sobie pośród innych rowerzystów oraz autobusów mających często swoje przystanki na ścieżkach rowerowych. Tak czy inaczej jazdę na rowerze po ulicach Pekinu traktujemy jako najwspanialszy chwile naszego pobytu w stolicy Chin. Duże wrażenie wywarły na nas same hutongi, które choć często w remoncie - rozbierane lub budowane, osnute dymem z przydomowych palenisk, mimo ich komercyjności (kawalkady riksz z napisami "Beijing Hutong Tour Agency") pozwalały na chwile zadumy i odpoczynku od biznesowego zgiełku wielkiego miasta i tysięcy Pekińczyków na każdym skrzyżowaniu. A swoją drogą jak nazwać kobietę mieszkającą w Pekinie: Pekinka, Pekinczynka...?
W pogoni za "blue sky"
W dniu naszego przyjazdu do Pekinu niebo było błękitne, idealne do robienia zdjęć - co jest zjawiskiem raczej rzadkim w tym wiecznie zasnutym smogiem mieście. Nie wiedzieć czemu postanowiliśmy pierwszy dzień naszego pobytu przeznaczyć na ogólne ogarnięcie miasta, połażenie po ulicach, wymianę pieniędzy i zorientowanie się co jest co, gdzie i za ile. Teraz, z perspektywy czasu zastanawiamy się gdzie wtedy zgubiliśmy rozum? Zamiast od razu zwiedzić Zakazane Miasto, my łaziliśmy wokoło jego murów w poszukiwaniu informacji turystycznej, zażeraliśmy się pierożkami, zrobiliśmy pieszo wiele, wiele kilometrów i...
Brama Niebiaskiego Spokoju
zjedliśmy jedne z najdroższych i najbardziej niejadalnych lodów w naszym życiu. Ale skoro chce się lodów na najdroższej, handlowej ulicy Pekinu...
Tak więc dzień z błękitnym niebem przeminął bezpowrotnie. W ciągu następnych trzech dni Pekin tonął w smogu, mgle a niebo było mleczno białe. Nici z robienia zdjęć. Codziennie nastawialiśmy sobie budzik na 5:45 - tylko po to by zerknąć w okno i ocenić stan nieba. Czwartego dnia wydawało się że coś może będzie lepiej. Zebraliśmy się i gdy dotarliśmy na Tiananmen uznaliśmy że niebo jest lepsze, ale nie na tyle by wejść do Zakazanego Miasta. Zdecydowaliśmy się zatem pojechać do Letniego Pałacu, 18 km od centrum. Rozpogodziło się !!! Niebo było błękitne i żar się z niego lał przez cały dzień. Taka pogoda utrzymała się przez kolejne dwa dni. Ale ta nasze niefrasobliwość spowodowała, że w Pekinie spędziliśmy aż 7 dni.
Zakazane Miasto
Perła Pekinu, cel milionów turystów, zabytek klasy zero, przez Chińczyków uważane za cud świata - Zakazane Miasto. Siedziba cesarzy, przez ponad 500 lat zamknięta dla zwykłych śmiertelników stała teraz przed nami otworem. A my do tego mieliśmy w końcu swój "blue sky". Najpierw tłumy przed wejściem, później 2 razy po 60 Y za wstęp i... zajebiście wielkie, gigantyczne, pokryte zieloną siatką, niemal zasłaniające nam nasze "blue sky" rusztowania.
Typowe zwięczenia dachów w Pólnocnych Chinach
Nie jedno, nie dwa, lecz kilka, niemal wszędzie!!! A największe rusztowanie pokrywało najważniejszy w tym całym grajdole obiekt - Pawilon Najwyższej Harmonii - miejsce gdzie zasiadał sam cesarz Chin. No jasna cholera !!!. Jedziemy do Agry - ściana Taj Mahal w rusztowaniu, jedziemy do Orisy - wszystkie obiekty w remoncie, jedziemy do Isfahan - Imam Mosque w rusztowaniu. Mieliśmy nadzieję, że z rusztowaniami koniec. Widać nie. Do tego z każdej dziury wychodziła wycieczka Chińczyków w czerwonych lub żółtych czapeczkach, prowadzona przez przewodnika wyposażonego w szczekaczkę i chorągiewkę lub parasol z chorągiewką. Wyobraźcie sobie teraz co się dzieje, gdy Ci wszyscy przewodnicy zaczynają używać swoich szczekaczek na raz, gdy Ci wszyscy chińscy turyści zaczynają rozmawiać między sobą, odchrząkiwać, spluwać, pokrzykiwać i walczyć o miejsce w ogonku do kolejnego pawilonu... Można zapomnieć o osiągnięciu zajebistej harmonii, czy nawet w ogóle o harmonii. Można zapomnieć o wszystkim. Aha, aby napisać coś pozytywnego o tym miejscu dodamy, że bardzo podobały się nam ogrody na tyłach Zakazanego Miasta.
Jak sprzedać Białasa.
Nie można być w Pekinie i nie zobaczyć Wielkiego Muru. W okolicach Qianmen wielu Chińczyków kręci się wokół zachodnich turystów z jakimiś zalaminowanymi kartonikami, zapisanymi wyłącznie chińskimi krzaczkami pokrzykując Badaling, Badaling - czyli nazwę miejscowości w której większość wycieczek ogląda Chiński Mur.
Bell Tower na połnoc od Zakazanego Miasta
Nie zdają sobie oni kompletnie sprawy z tego, że dla przeciętnego turysty ichniejsze krzaczki są niezrozumiałe i na nic zda się pokazywanie palcem "no to - Badaling". W hotelu to samo. Zapłać jedyne 180Y a my pokażemy Ci "tajemniczy" Wielki Mur. My postanowiliśmy oczywiście wybrać się na mur indywidualnie - bo najtaniej. Do tego zdecydowaliśmy się na mniej komercyjną miejscowość - oddalone o 90 km na północ od Pekinu - Mutianyu. Doczytaliśmy że aby się tam dostać wystarczy wsiąść w autobus numer 916 i dojechać nim do samego muru. Po wejściu do autobusu pokazaliśmy w chińskich krzaczkach gdzie chcemy jechać. Kierowca skinął głową że OK., pani sprzedającej bilety pokazaliśmy tę samą nazwę, ona też kiwnęła głową i skasowała nas po 11Y. Podróż miała trwać 2 godziny a po już po półtorej godzinie, gdy smacznie sobie drzemaliśmy kazano nam wysiąść. Co więcej autobus zatrzymał się na przedmieściach jakiegoś miasteczka i dziwnym trafem obok dwóch stojących taksówek których kierowcy najwyraźniej już na nas czekali. Ot zostaliśmy przehandlowani. Bilet na autobus powrotny z tego samego miejsca kosztował już tylko po 6Y. Cóż było robić, jedną z wynajętych taksówek podjechaliśmy pozostałe 30 km pod sam mur. Na szczęcie Mutianyu okazało się trafnym wyborem i spacerując po murze ponad 4km miło spędziliśmy dzień.
Informacje praktyczne:
Nocleg w Leo's Guest House od 45Y w dorm, od 160Y za dwójkę
Wynajęcie roweru od 20Y/dzień
Jeden przejazd metrem 3Y
Wstęp do Zakazanego Miasta 60Y (brak zniżek na ISIC)
Wstęp do Świątyni Nieba 35Y (brak zniżek na ISIC)
Wstęp do Letniego Pałacu 50Y (brak zniżek na ISIC)
Art. Performance w Lao She Teahouse od 70Y do 180Y w zależności od stolika
Wstęp na Chiński Mur w Mutianyu 40Y (45Y z CD o murze), ISIC 20Y (25Y z CD o murze)