niedziela, 13 sie 2006 Pruszków,
Plac Czerwony
Nie planowaliśmy tego postoju z Moskwie, przez co w żaden sposób do niego nie przygotowaliśmy się. Nie mieliśmy przewodnika, mapy ani nawet większego rozeznania.
Pierwsze kroki skierowaliśmy tradycyjnie na Plac Czerwony. Miejsce robi wrażenie, zwłaszcza jak się pomyśli o jego historii i wydarzeniach jakich był świadkiem. Gwarno, tłoczno, wesoło i wszystko przy "drzemiącym" wodzu rewolucji. Czyżby nie bali się go obudzić? Rosjanki jak malowane dosłownie i w przenośni. Nogi od szyi do ziemi, obowiązkowo długie paznokcie, wysokie obcasy i głęboki dekolt. Raj dla męskich oczu. Zaglądnęliśmy do GUM-u. Jak twierdzi Agnieszka inaczej wyglądał w 1989 roku kiedy była tam pierwszy raz. Sklepy takie jak u nas a ceny nieco wyższe. Wieczór spędziliśmy na moście na rzece Moskwa czekając na zmrok i odpowiednie oświetlenie Kremla. Bardzo miły wieczór.
Następnego dnia przyszedł czas na odwiedzenie Kremla. Przed Kremlem kolejki do kas. Większość informacji po rosyjsku a to co po angielsku czasem wyklucza się wzajemnie. Panie w okienkach ani słowa w innym niż rosyjski, czasem tylko spotkać można anglojęzycznych przewodników, którzy tym co mówili wprowadzali jeszcze większe zamieszanie. Była 15:30 a my nadal tkwiliśmy w kolejce. Postanowiliśmy kupić najtańszy bilet do jednego obiektu, tylko po to żeby wejść do środka i rozeznać się w sytuacji a następnego dnia zobaczyć całą resztę.
Przy kasie okazało się, że jutro (czwartek) wszystko zamknięte, a kupno pojedynczego biletu zupełnie się nie opłaca, bo niewiele drożej kosztuje bilet na wszystkie obiekty 300 RUB od osoby (podczas, gdy z rozpiski
wynikało, że powinno być to 800 RUB).
Wnętrze Kremla bardzo eleganckie. Budynki pałacowe, cerkwie ze złotymi kopułami, wnętrza, wystawy bardzo miłe dla oka. Gdyby tylko było o jeden milion turystów mniej... Jakkolwiek liczbę turystów jesteśmy w stanie zrozumieć o tyle brak anglojęzycznych opisów lub wręcz podpisów jest skandalem. Co gorsza obiekty otwarte są do 17:00 a w okienkach panie zgodnie twierdziły, że można tam być do 18-tej. Nie można...
I tyle pięknej Moskwy. Miasto jakkolwiek bardzo nowoczesne z kolorowymi reklamami, niekończącymi się placami budowy, genialnie rozwiązaną komunikacją miejską jest trudne do ogarnięcia i indywidualnego poruszania się. Podstawowym problemem jest język. Dla osoby nie czytającej w cyrylicy ani nie mającej podstaw języka rosyjskiego (Krzysiek) podróżowanie po stolicy Rosji to koszmar. Brak napisów anglojęzycznych w środkach komunikacji miejskiej, w punktach gastronomicznych czy nawet obiektach turystycznych a także brak możliwości porozumiewania się po angielsku może doprowadzić do pasji. Co więcej mentalność ludzi jest żywcem przeniesiona z filmów Barei.
Wszędzie ten "Miś" i spychologia stosowana. Próba dowiedzenie się czegoś w kasie biletowej to odsyłanie od okienka do okienka aż się okienka skończą. Parę minut przed godziną zamknięcia biura gruba Masza wstaje i kończy pracę nie zważając, że stoisz od jakiegoś czasu przed jej okienkiem. Najbardziej dobijające są okolice dworców kolejowych. Totalny chaos, nikt nic nie wie, wszędzie gra głośno muzyka, zalani w trzy dup..... przedstawiciele wszelkich byłych republik radzieckich godzinami sterczą w oczekiwaniu na cud chyba... Koszmarne miejsca. Za to na ulicach prawdziwy salon samochodowy. Niektórych marek nawet nie rozpoznajemy. W jednym tylko dniu widzieliśmy trzy rożne luksusowe Hammery. Najbardziej zabawne są sytuacje kiedy to za kierownicą luksusowego auta siedzi kierowca... w dresie. Generalnie państwo musi chyba bardzo promować wychowanie fizyczne bo bardzo dużo ludzi zwłaszcza w okolicach dworców chodzi ubranych w dresy...
Do tej pory ilekroć przybywaliśmy do dużych miast pierwsze kroki kierowaliśmy do informacji turystycznej w celu rozeznania się w sytuacji i zaopatrzeni się w darmowe mapy i plany. O ile na dworcu białoruskim czegoś takiego nie znaleźliśmy (ale bardzo się nie staraliśmy) więc uznaliśmy, że na Placu Czerwonym informacja na pewno będzie bo gdzie jak nie tam. A tu niespodzianka nie ma nic takiego. Ich namiastką jest kilka pań wyposażonych w stojak i kilka map wszystkie po rosyjsku. Tak więc mamy nędzny plan Moskwy, który czyta tylko Agnieszka.
Wreszcie internet. Wygląda na to że albo wszyscy tu mają internet w domu albo ta technologia jeszcze tu nie zagościła na stałe. Znalezienie kawiarenki internetowej graniczy z cudem a takiej z działającym portem USB jest chyba niemożliwe. A do tego jeszcze te ceny: 4,2 USD za godzinę nędznego połączenia?
W sumie fajnie, że utknęliśmy w Moskwie na 3 dni. Mieliśmy okazję w miarę spokojnie się jej poprzyglądać ale równocześnie cieszymy się, że za parę godzin będziemy już w pociągu na Syberię. Przed nami 3 doby, 4 godziny i 48 minut w wagonie. Następny przystanek Irkuck.