lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Teheran  
Zdobienia ściań wewnątrz Sheikh Lotfollah MosqueEsfahan, Iranfoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Kazachstan-Kirgizja



 cze
2017

Kanion Szaryński - Saty

1 0 0  
  Saty, Kazachstan, prowincja Almaty

Mimo, że miniony dzień był upalny, to noc okazała się bardzo zimna. Chłód zmusił mnie nie tylko do podopinania śpiwora, ale i nałożenia wszystkiego, co było w zasięgu ręki. W tym także worka na plecak. To rozwiązanie sprawdziło się już w innych miejscach, więc wprawnie wsunąłem się wraz ze śpiworem do przepastnego wnętrza i ponownie zasnąłem. Ponownie obudziłem się kiedy namiot wypełniło słoneczne światło a wraz z nim przyjemne ciepło. Zdawaliśmy sobie sprawę z konieczności szybkiego dotarcia na szosę, lecz teraz, kiedy nareszcie było naprawdę ciepło, nie mogliśmy się zmusić do opuszczenia pościeli. Kolejny powrót do rzeczywistości uświadomił nam dwugodzinne opóźnienie w stosunku do planów. Tym razem nie było mowy o ociąganiu się. Wywlekliśmy wszystko z wnętrza robiąc miejsce dla maszynki spirytusowej. Przed zagotowaniem wody likwidowanie namiotu nie było możliwe, więc czekając, spakowaliśmy wszystko, co było możliwe. Kiedy wreszcie pokazały się pierwsze oznaki kipienia, zalaliśmy owsiankę i pochłonęliśmy ją tak szybko, jak tylko było to możliwe. Kiedy dopakowywaliśmy plecaki zza grani pobliskiej skały ?wyskoczył? pionowo w górę śmigłowiec. Targając liście nad naszymi głowami zawisł na moment a potem odleciał hałasując potwornie. ?Jak w Rambo albo innym filmie akcji? - przemknęło mi przez głowę.

   Żar lał się z nieba a pot po naszych czołach i plecach, kiedy maszerowaliśmy traktem w kierunku wylotu kanionu. Widoki były równie interesujące jak z jego krawędzi, a stojąc u stóp ogromnych bloków bardziej czuło się ich potęgę i kruchość zarazem. W znakomitej większości kanion został wypłukany nie w litej skale, a sprasowanej mieszance żwiru, kamieni i czerwonej glinki. Wysychająca materia pęka tworząc głębokie bruzdy i grożąc upadkiem pod wpływem jakiegoś czynniku: wody, trzęsienia ziemi a pewnie i po osiągnięciu granicy spójności gliny. Atrakcyjności widoków dodawała świadomość, iż być może za miesiąc czy rok, ta czy inna część kanionu zniknie na zawsze. Co jakiś czas odpoczywaliśmy kryjąc się w cieniu. Na szlaku mijały nas grupki turystów. W większości Kazachowie, ale byli też Anglicy, Japończycy no i Polacy. Z daleka usłyszeliśmy znajome słowa wypowiadane przez idące z naprzeciwka dwie pary. Mijając powiedzieliśmy ?Dzień Dobry!?. Tamci przeszli jeszcze dwa, trzy metry, zatrzymali się i z niedowierzaniem zapytali: ?Polacy?? Wdaliśmy się w krótką rozmowę. W przeciwieństwie do nas przylecieli do Kazachstanu przez Rosję. Także planowali zanocować pod namiotem w kanionie. Życząc sobie na wzajem powodzenia ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Zmęczeni dotarliśmy do wylotu a potem przed bramę wjazdową. Usiedliśmy pod dachem wiaty i ciesząc się powiewami wiatru i cieniem wdaliśmy się w rozmowę ze strażnikiem. Bardzo zainteresowały go nasze zegarki. Koniecznie chciał kupić jeden z nich. Proponował jednak tak niskie kwoty, że nie braliśmy tych propozycji poważnie. Dostaliśmy od niego wodę, za co zrewanżowałem się długopisem. Zadowolony obiecał zwracać uwagę wyjeżdżających na dwóch piechurów. Podziękowaliśmy licząc na jego skuteczność i wyszliśmy na rozgrzaną, pokrytą kurzem drogę. Ruch na niej był znikomy a nieliczne samochody jechały w przeciwnym do interesującego nas kierunku. Łykaliśmy wzniecany kołami kurz i rozczarowanie. Po sześciu, może siedmiu kilometrach pogodziliśmy się z koniecznością pokonania całej drogi na nogach i wówczas zatrzymał się przy nas samochód z trójką bardzo młodych Kazachów. Pozostałe kilka kilometrów przejechaliśmy w ścisku, lecz trawestując znane powiedzenie czyż nie ?...lepiej kiepsko jechać aniżeli wygodnie iść??

 

   Co do ?kiepskości? jazdy, to wkrótce mieliśmy się przekonać, że podróżowanie małym, osobowym samochodem z plecakiem na kolanach, wcale nie jest taką złą opcją. Ledwo przeszliśmy na drugą stronę szosy prowadzącej do Kegen i granicy z Kirgistanem, zatrzymała się nieduża ciężarówka. Kierowca zadeklarował możliwość podwiezienia nas w pobliże parku Kolsai za cztery tysiące tenge. Po krótkich negocjacjach zgodził się na dwa, więc wdrapaliśmy się na pakę. To, co tam zastałem wzbudziło moje poważne wątpliwości, czy skorzystać z tej ?okazji?, ale było za późno. Samochód szarpnął i ruszył. Na deskach solidnie wysmarowanych zaschniętym łajnem leżały zwoje drutu i kratownice zbrojeniowe. Przy burcie, niczym nie zabezpieczona butla z gazem spawalniczym, a pod ścianą szoferki narzędzia, kubły. Usadowiliśmy się na tym wszystkim, jak tylko się dało. Samochód pędził na złamanie karku a my skupiliśmy całą uwagę i siły na utrzymaniu się na skrzyni ładunkowej. Momentami było tak dramatycznie, że aż ...śmiesznie. Musieliśmy wyglądać idiotycznie targani strugami powietrza i podskakując wraz z całym zalegającym pakę żelastwem. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów ciężarówka zatrzymała się gwałtownie a kierowca oświadczył, że za zdeklarowaną wcześniej kwotę powinniśmy wysiąść w tym miejscu. Staliśmy na pustej drodze pośród stepu. Tienszan majaczyły niebiesko-białą wstęgą gdzieś na horyzoncie. ?Łajdak ewidentnie usiłuje nas naciągnąć? - pomyślałem, a głośno zapytałem: ?Gdie eti ozjera? Wy dumajetie szto ja idiot?? ?Ozjera nachoditsja tam, w gorach. Wy dołżni płatit bolsze? odparł szofer i spokojnie zapalił papierosa. ?Nie ma mowy, wysiadamy?- powiedziałem wściekły i zeskoczyłem na pobocze. ?Nje wołnujetsja, ja poszutił? powiedział dowcipniś i uśmiechnął się szeroko, demonstrując kolekcję złotych zębów. Ponownie zaproponował miejsce w szoferce. Wydało mi się to rozsądne, ale przyjaciel postanowił zostać na straży naszego dobytku. Oprócz kierowcy jechał jeszcze jeden mężczyzna, mnie usadowiono po środku. Chwilę po wyruszeniu w dalszą drogę zrozumiałem prawdziwą przyczynę postoju. Ciężarówka zjechała z głównego traktu i podskakując na wybojach skierowała się w stronę widocznych wcześniej po prawej stronie gór. Do upału na zewnątrz, umieszczony wewnątrz kabiny silnik, dokładał kilka swoich stopni, co czyniło z niej saunę. Rozgrzebana buldożerami droga zmuszała do trzymania kierownicy oburącz, a mimo to kierowca pokazywał ją z dumą, twierdząc że już wkrótce będzie równie gładka, jak ta, z której zjechaliśmy. Miałem odmienne zdanie o jakości nawierzchni traktu do Kegen, lecz nie chciałem żadnych kontrowersji w tak nieistotnej kwestii. Pozostałe kilkadziesiąt kilometrów przegadaliśmy poruszając niemal wszystkie możliwe tematy. Kiedy rozmawialiśmy o naszych językach, (często Kazachowie pytali nas o język używany w Polsce i dziwiło ich, jak zaskoczony odpowiadałem, że polski) usiłowali mnie nauczyć kilku słów kazachskich. Zapamiętanie ich nie było łatwe, lecz poprawna wymowa, to dopiero było wyzwanie. Jakoś poradziłem sobie z jednosylabowymi, ale utkane samogłoskami wielosylabowe przerosły moje umiejętności. Ponownie zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu, pośród zielonych wzgórz. Kierowca pokazał drogę w lewo i powiedział: ?My tuda, w Żalanasz.? ?Tam doroga k` ozjeram? - pokazał na prawo. ?Kak eto daljeko?? zapytałem nie pomny wcześniejszych doświadczeń. ?Nie daljeko?- usłyszałem w odpowiedzi. ?Skolko ja dołżen wam płatit?? zapytałem, mając nadzieję na odstąpienie od żądania zapłaty. ?Dajtie, skolko dumajetie? odparł dyplomatycznie kierowca. ?Dwa tysiaczy dostatoczno?? - powiedziałem pamiętając negocjacje przy wsiadaniu. ?Nu pust eto budiet?. Jak to bywa w kompromisach, obaj byliśmy umiarkowanie ...rozczarowani. Ciężarówka odjechała wzniecając tumany kurzu a my zostaliśmy na poboczu drogi. Obaj wiedzieliśmy, że nic tak nie wystoimy, a jednak nie bardzo zbieraliśmy się do ruszenia z miejsca. Popołudniowe słońce swoją tarczą wyznaczało nam kierunek, jednocześnie kładąc czerwone mazy na nielicznych elementach krajobrazu. Z prawej strony widać było jakieś zabudowania, z lewej, trochę bliżej osamotnione nagrobki muzułmańskiego cmentarza. Były na tyle interesujące, że chciałem tam podejść i zrobić zdjęcie, ale Witek uznał, iż może to być źle odebrane, więc skorzystałem z ?zoom`u? i poszliśmy w kierunku zabudowań. Podchodząc wzbudziliśmy zainteresowanie psów i dzieci. Jedne i drugie otoczyły nas nie kryjąc ciekawości. Dorośli byli bardziej zdystansowani, choć ich spojrzenia czuliśmy na sobie w miarę przechodzenia między budynkami. ?Trzeba kupić chleb? - stwierdził przyjaciel. Nie oponowałem, bo i tak nic bym nie wskórał. We wskazanym nam barku chleba nie było. Podobnie w następnym, lecz zasugerowano nam, że może w sklepie na końcu wsi coś dostaniemy. Dwa sąsiadujące ze sobą sklepiki usytuowane naprzeciwko małego meczetu z niebieską kopułą oferowały podobny asortyment, lecz dopiero w drugim dostaliśmy ?lepioszkę?. Płacąc sto dziesięć tenge zapytałem jeszcze o wodę. Obsługująca nas starsza kobieta podała butelkę z wyraźnym napisem ?gazirowannaja?. Poprosiłem o ?stojaszczą?, lecz takiej nie było. Zapłaciłem więc tylko za chleb i manewrując w ciasnym pomieszczeniu, skierowałem się do wyjścia. Babuszka powiedziała coś, czego nie zrozumiałem i wyjęła spod lady pustą butelkę. Pomagający jej chłopak wyszedł na zaplecze a po chwili wrócił z pełną butelką, którą leciwa ekspedientka mi podała. ?Skolko?? zapytałem przyjmując mokrą i zaskakująco chłodny pojemnik. Machnęła lekceważąco ręką. Podziękowałem wylewnie i korzystając z okazji zapytałem jak dostać się w pobliże jezior. Kobieta zafrasowała się, po czym odpowiedziała z namysłem: ?Tiepier nikto nie pojediet. Eto daljeko. Możjet byt niekakoj Kamaz?? ? Daljeko?? zapytałem zaskoczony i zaraz dodałem: ?Kak daljeko?? ?Ja nie znaju toczno, no daljeko? - odparła. ?No fajnie. Dla jednego blisko, dla innych daleko. Diabli wiedzą gdzie tak naprawdę jesteśmy. Trzeba by wyjąć wreszcie mapę i sprawdzić? - pomyślałem. Wychodząc ze sklepu zauważyłem wysiadającego z samochodu starszego mężczyznę więc zapytałem czy nie jedzie przypadkiem w interesującym nas kierunku. Zaprzeczył, ale umiał określić odległość. Odpowiedź wcale nas nie uspokoiła. Pozostało do pokonania ?zaledwie? czterdzieści kilometrów do miejscowości Saty, a stamtąd, kolejne kilkanaście nad pierwsze jezioro. Szansa na dotarcie tam przed zmierzchem spadła do poziomu wygranej w ?toto-lotka?. ?Trzeba łapać co się da? - powiedziałem głośno, choć dla nas obu było to oczywiste. Pogryzając chleb stanęliśmy na skraju drogi przy płynącej z pordzewiałej rury strugi. Zanim się obejrzeliśmy z za zakrętu wyłonił się ogromny, żółty pojazd. Na nasze machanie zatrzymał się w tumanach kurzu. Z otworu okna szoferki wyjrzała twarz starszego mężczyzny. Przekrzykując hałas silnika i krztusząc się kurzem wykrzyknęliśmy niemal jednocześnie: ?Saty?? Kierowca kiwnął głową. ?Zabierzesz?? Ponowne kiwnięcie. ?Za ile?? Tym razem gest nie był jednoznaczny. ?Tysiacz chwatit?? usiłuję ustalić. Kiwnięcie, chyba na tak. Wspięcie się z plecakiem do tego monstrum nie jest proste. Zdejmuję go i włażę bez obciążenia. Z trudem wciągnąłem oba plecaki, zrzucając je kolejno na leżankę za fotelami a potem sam tam usiadłem robiąc miejsce Witkowi. Na ?przełamanie lodów? śmiejemy się z własnej nieporadności, dziękujemy za zabranie i chwalimy pojazd. Dopiero teraz kierowca odzywa się, klepiąc rękoma po kierownicy: ?Kitajski? i szybko dodaje: ?Mann, no zdiełano w Kitaje?. W miarę jazdy, powoli zaczyna mówić o sobie: ma pięcioro dzieci, mieszka prawie dwa tysiące kilometrów stąd. ?Czy tęskni za rodziną?? Głupie pytanie. ?Pewnie, że tęskni, ale gdzieś trzeba zarabiać pieniądze.?

Wyładowany samochód jechał w żółwim tempie, bo droga, choć asfaltowa, pięła się stromo pod górę. Pierwotne kalkulacje dotyczące czasu potrzebnego na pokonanie czterdziestu kilku kilometrów można było zapomnieć. Kiedy już się z tym pogodziłem, na poboczu zobaczyliśmy stojącą cysternę. Kierowca zatrzymał się przy niej, wysiadł i poszedł dowiedzieć się co się stało. W bocznym lustrze zobaczyliśmy jak wraz z drugim mężczyzną zakładają hol. Jeśli dotychczasową jazdę uznałem za ?żółwią?, to następne kilometry jechaliśmy w tempie żółwia paralityka. Na bardziej stromych podjazdach wydawało się, że trzeba będzie pchać oba pojazdy. W jednym z takich miejsc samochodem szarpnęło i cysterna uwolniona z zerwanego holu pozostała w tyle. Egoistycznie pomyślałem, iż pozbywamy się balastu, ale po półgodzinnym kombinowaniu obaj kierowcy jakoś się z tym uporali i powlekliśmy się dalej. Kiedy dotarliśmy na szczyt ostatniego wzniesienia, przez zakurzoną szybę Mann`a zobaczyliśmy szeroką, rozległą dolinę, przeciętą wzdłuż potężną rzeką. Trzeba przyznać, że roztaczający się widok był zaskakująco piękny. Słońce filtrowane przez chmury rozświetlało jedne partie doliny, pozostawiając inne w cieniu. Wijąca się rzeka o wysokim północnym brzegu blikowała jak kolia brytyjskiej królowej. Zjazd z pochyłości do bazy przed miejscowością też zajął sporo czasu, lecz kiedy wreszcie uwolniona od cysterny ciężarówka ruszyła na miejsce rozładunku mieliśmy wrażenie, że niemal pędzimy. Chcąc nie chcąc biernie uczestniczyliśmy w rozładunku asfaltu. W trakcie opuszczania ?wanny? kierowca usiłował zorganizować nam dalszy transport, lecz właściciel osobowego samochodu, którym mieliśmy jechać zażądał siedmiu tysięcy tenge, więc podziękowaliśmy za taką ?uprzejmość?. Opuszczając kabinę ciężarówki zastanawiałem się, czy w tych okolicznościach ustalona kwota nie zostanie zwielokrotniona, choćby tylko dwukrotnie, ponieważ nie dopytałem się wcześniej, czy dotyczy nas obu czy jednej osoby. Na całe szczęście, kierowca przyjął banknot i choć nie wywołało to u niego entuzjazmu, to także nie zgłosił dodatkowych roszczeń. Było zbyt późno, ażeby poważnie myśleć o dalszej podróży. W poszukiwaniu miejsca pod namiot poszliśmy w kierunku rzeki. Ostatni odcinek przylegających do niej łąk porasta gęsto berberys, co nie ułatwia przejścia. Znaleźliśmy małą polankę, na tyle nie zabrudzoną krowimi plackami, że bezpiecznie można było rozstawić namiot. Zastanawiająca była obecność na poboczu polnej drogi, policyjnego radiowozu. Trudno powiedzieć czy ?władza? odpoczywała po trudach dnia, czy też pełniła jakąś specjalną misję. Odczekawszy kilkanaście minut z nadzieją na pozostawienie nas samych, rozstawiliśmy namiot. Liczyłem się z tym, że któryś z mundurowych podejdzie zapytać o powód naszej obecności w tym miejscu ale najwyraźniej nie byliśmy w kręgu ich zainteresowań. Policyjny samochód odjechał po kilkudziesięciu minutach, ale jeszcze przed zapadnięciem zmroku pojawił się ponownie. Tkwił w tym samym miejscu, kiedy z latarką na głowie poszedłem umyć się w rzece. Nikt z niego nie wysiadał ani nie wsiadał. Po prostu stał. Zaakceptowaliśmy taki stan rzeczy, uznając iż w takim towarzystwie jedyne co nam grozi, to wdeptanie w trawę przez krowy idące do wodopoju. Na liście potencjalnych zagrożeń, to jednak nie było wysoko plasowane. Położyliśmy się spać, licząc na osiągnięcie celu następnego do południa.

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Kokpek, Kazachstan): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

 
  • Opublikuj na:
 

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1 1
1. Bielsko-Warszawa Bielsko-Biała,
Bielsko-Biała, Bielsko-Warszawa, Bielsko-Biała,
1 2
2. Astana-Kazachstan Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Astana-Kazachstan, Astana, Kazachstan
1 1
3. Pociąg (Astana-Ałmaty) Ałmaty, Kazachstan
Ałmaty, Kazachstan Pociąg (Astana-Ałmaty), Ałmaty, Kazachstan
1 1
4. Ałmaty-Kanion Szaryński Kokpek, Kazachstan
Kokpek, Kazachstan Ałmaty-Kanion Szaryński, Kokpek, Kazachstan
1
5. Kanion Szaryński - Saty Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Kanion Szaryński - Saty, Saty, Kazachstan
1 1
6. KOLSAI Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan KOLSAI, Gora Saty, Kazachstan
1 1
7. Kolsai Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kolsai, Gora Saty, Kazachstan
1 1
8. Kaindy II Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kaindy II, Gora Saty, Kazachstan
1 1
9. Saty po raz wtóry Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Saty po raz wtóry, Saty, Kazachstan
1 1
10. Saty-Kolsai-Kegen Kegen, Kazachstan
Kegen, Kazachstan Saty-Kolsai-Kegen, Kegen, Kazachstan
1
11. Kegen-Karakol (Przewalsk) Karakoł, Kirgistan
Karakoł, Kirgistan Kegen-Karakol (Przewalsk), Karakoł, Kirgistan
1
12. Karakol-Dżety-Ozyk Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Karakol-Dżety-Ozyk, Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
13. Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk) Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk), Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
14. Tienszan-Biszkek Biszkek, Kirgistan
Biszkek, Kirgistan Tienszan-Biszkek, Biszkek, Kirgistan
1 1
15. Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad Dżalalabad, Kirgistan
Dżalalabad, Kirgistan Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad, Dżalalabad, Kirgistan
1 1
16. Dżalalabad-Szu (Kazachstan) Chu, Kazachstan
Chu, Kazachstan Dżalalabad-Szu (Kazachstan), Chu, Kazachstan
1 1
17. Shu-Ałtyn-Emel Altynemel, Kazachstan
Altynemel, Kazachstan Shu-Ałtyn-Emel, Altynemel, Kazachstan
1 1
18. Sary-Ozk-Ałmaty Ałmaty, Kazachstan
Ałmaty, Kazachstan Sary-Ozk-Ałmaty, Ałmaty, Kazachstan
1 1
19. Ałmaty-Karaganda-Bałchasz Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Ałmaty-Karaganda-Bałchasz, Aktau, Kazachstan
1 1
20. Baktau-Ata-Tract Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Baktau-Ata-Tract, Aktau, Kazachstan
1 1
21. Bektau-Ata - Karaganda Karagandy, Kazachstan
Karagandy, Kazachstan Bektau-Ata - Karaganda, Karagandy, Kazachstan
1 1
22. Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko, Astana, Kazachstan
1 3
23. Posłowie Warszawa,
Warszawa, Posłowie, Warszawa,

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:  ()
pierwszy wpis:  ()
  
liczba tekstów:23
liczba zdjęć:23
liczba komentarzy:0
odwiedzone kraje:3
odwiedzone miejscowości:16

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone