lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Duszanbe  
Mauzoleum Sheikh'a Massal al DinaKhojand, Tadżykistanfoto: Małgorzata Maniecka
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Kazachstan-Kirgizja



 cze
2017

Kegen-Karakol (Przewalsk)

1 0 0  
  KarakoÅ‚, Kirgistan, prowincja Ysyk-Köl

<font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">Noc,jak na tę wysokość, była bardzo ciepła. Gdyby nie to, że umówiliśmy się z gospodarzem działki na ósmą, to pewnie trochę dłużej byśmy pospali. Nie wypadało jednak nadużywać gościnności, więc przed szóstą byliśmy na nogach, a o ósmej gotowi do wyjścia. Nikt się nie pojawił.Odczekaliśmy kilkanaście minut i nie będąc pewnymi szczegółów ustaleń, poszliśmy w kierunku gospodarstwa. Przed bramą napotkaliśmy starszą kobietę. Nie pamiętając imienia chłopaka,ryzykując nieporozumienie, powiedziałem, iż czekamy na syna i zapytałem czy jest w domu. Zamiast odpowiedzi usłyszałem pytanie:?Wy czaj uże pili?? Zgodnie z prawdą odparliśmy, że nie,licząc też trochę na zaproszenie. Kobieta przyjęła to do wiadomości ...i tyle. Postaliśmy chwilę przed domem, umyliśmy się w ogródku. W tym czasie nadszedł chłopak, wyprowadził na podwórko duże kombi i wskazał nam bagażnik. Zapakowaliśmy tam plecaki, sami usadowiliśmy się z tyłu wcześniej wręczając mu dwie czekolady z kolekcji Witka. Na przednim fotelu usiadła jego żona i pojechaliśmy do centrum, czyli jakieś trzysta metrów.Zatrzymaliśmy się przed bankiem. Kazach pokazał na budynek i powiedział: "Tam wy możietje obmieniat diengi".Następnie pokazując ręką na południe dodał: ?Eta dorogawiediet k` granice. Wy dołżny pojti tuda i wziat` taksi.? Na koniec, jakby w formie ostrzeżenia powiedział, pokazując jednocześnie na drogę idącą po skosie na wschód: "Tam put` w Kitaj!". Chcąc ?błysnąć? wiedzą i ogładąpowiedzieliśmy ?rahmet?, co po Kazachsku ma oznaczać?dziękuję?, a w pakiecie z głębokim ukłonem ?dziękujębardzo?. Nie wiem czy z powodu kiepskiego akcentu zostało tozignorowane. Pożegnaliśmy się zatem po rosyjsku i poszliśmy dobanku. Wewnątrz typowego, choć ciasnego wnętrza było kilkorointeresantów, strażnik i pracownica banku, którazapytała w czym może pomóc. Powiedziałem, że chcemywymienić pieniądze. Pokazała puste okienko. Stanąłem tam licząc,że ona lub ktoś inny mnie szybko obsłużą. Niestety, stanowiskopozostawało puste. Po dłuższej chwili udało mi się przechwycićwzrok panienki i wzruszeniem ramion oraz dłonią skierowaną wokienko zadałem nieme choć jak sądzę wyraźne pytanie. Odpowiedźbyła niestety dosyć enigmatyczna: ?Kto-to prijdiet?. ?Nokagda? - dociekałem już werbalnie. ?Skoro? -usłyszałem. To skoro nie było takie szybkie. Młody kasjer usiadłna stanowisku i zupełnie nie zwracając na mnie uwagi powoliprzygotowywał się do pracy: włączył komputer, wypełnił kilkadruków, przeliczył banknoty i zabrał się do liczeniarulonów z monetami. Kiedy wreszcie skończył podałem mu stodolarów i zainkasowałem trzydzieści tysięcy , stosześćdziesiąt osiem tenge. Znowu byliśmy ?bogaci?. Mijającrondo poszliśmy drogą oznaczoną napisem Quarkara. Kilkadziesiątmetrów dalej ktoś zamachał do nas z przeciwległej stronyulicy. Podeszliśmy do mężczyzny stojącego przy samochodzie. Pokilku wstępnych grzecznościach zapytał dokąd się wybieramy i odrazu zaoferował podwiezienie za pięć tysięcy. Powiedziałem, żeto za drogo i odwróciłem się. ?Pust budiet tri tysicza?- usłyszałem za sobą. ?Ja budu płatit dwie tysiaczi i wypodtwierżdajetie nas w toj`że granice. Da ili niet? Tamtenparsknął coś niezrozumiale, ale milczący dotąd drugi, starszy,zwalisty mężczyzna powiedział: ?Ja pojdu za dwie tysiaczi?.Upewniłem się jeszcze, że rozmawiamy nie o miasteczku Karkara,odległym o czternaście kilometrów, a o granicy o tej samejnazwie, do której zgodnie z mapą jest dwadzieścia osiemkilometrów i władowaliśmy plecaki do starego Nissana ipojechaliśmy ...w przeciwnym do zamierzonego kierunku. Już miałemzacząć protestować, kiedy zatrzymaliśmy się na stacji paliw.Kierowca wyciągnął rękę po pieniądze. Tak to zwykle się tuodbywa, więc bez oporów podałem mu banknoty. Po zatankowaniuminimalnej, koniecznej ilości benzyny, ruszyliśmy na południe.Znośny asfalt skończył się po kilkuset metrach. Kiepska szutrowadroga doprowadziła nas do Karkary, którą minęliśmy ledwozauważając. Ostatnie kilkanaście kilometrów było wremoncie. Nawierzchnia została całkowicie zryta, a na dodatek cojakiś czas stała jakaś maszyna. Kierowca bez zastanawiania wjechałw step i lawirując pomiędzy kępami roślin dowiózł nas podgraniczny szlaban.<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">Czytająco tym, że ?Karkara? funkcjonuje tylko w miesiącach letnich, a ito tylko od dziewiątej do siedemnastej, wyobrażałem sobiedrewniany, skrzypiący szlaban, budkę pomalowaną w biało-czerwonepasy i osamotnionego pogranicznika z utęsknieniem wyglądającegokogokolwiek, kto rozproszyłby nudę pilnowania stepu. Nic bardziejmylnego. Kompleks budynków z pełną infrastrukturą granicznąi wieloosobowa załoga po stronie Kazachstanu. Pamiętając uwagę oznaczeniu dwóch małych pieczątek na karcie migracyjnejsfotografowaliśmy je na dowód, że były i podeszliśmy dobudki. Po wstępnych oględzinach paszportów i nas samychzostaliśmy skierowani do hangaru z urządzeniem do prześwietlaniabagażu. Dwaj żołnierze pooglądali sobie zawartość naszychplecaków na monitorze a następnie kazali przyjacielowiotworzyć zamki. Głównie interesowała ich zawartośćapteczki i kosmetyczki. Skrupulatnie oglądali i obwąchiwalilekarstwa i pojemniczki. Trochę z tego żartowałem, choć było todosyć zastanawiające. Kiedy skończyli, zabrali się za mójplecak. Podobnie jak wcześniej, skupili się na kosmetyczce. Byćmoże jest tu problem z narkotykami i stąd ta nadgorliwośćpograniczników. W końcu puszczono nas dalej. W ostatnimpunkcie odebrano nam karty, podbito paszporty i pozwolono iśćdalej. Kirgizi są mniej drobiazgowi w kontrolowaniu przyjezdnych, aich zaplecze proporcjonalnie do wielkości kraju, znacznieskromniejsze od sąsiadów. Także podejście jest mniejoficjalne. Żołnierz zanim jeszcze obejrzał nasze paszporty zapytałczy jesteśmy Polakami. Potwierdziłem i zapytałem jak siędomyślił. Ze zdziwieniem usłyszałem, że teraz codziennie są tunasi rodacy. Pożartowaliśmy trochę, przepytał mnie ze znajomościpolskich sportowców, w czym wypadłem słabo i pozwolił iśćdalej. Na końcu zaproponowano nam wezwanie taksówki. Zniedowierzaniem przyjęli nasze zapewnienie, że jej niepotrzebujemy, a drogę do najbliższej osady zamierzamy przejść napiechotę. Wkraczając na teren Kirgizji nie wiedzieliśmy jak dalekobędziemy musieli maszerować, zanim znajdziemy jakiś transport, aletaksówka, jaką nam usłużnie zaoferowano, kosztowałaby zbytwiele jak na naszą skromną kieszeń. Dzień był piękny, wokółzielone łąki. <p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">Korzystającz konieczności marszu w pełnym słońcu, w jednym kierunku,rozpostarliśmy panel słoneczny a z pobudek patriotycznych małąflagę, której za maszt posłużył jeden z kijówtrekingowych. Po godzinie, może półtorej, na horyzonciepojawiły się dwa punkty świetlne. Chwilę późnijzatrzymały się przy nas dwa znakomicie wyposażone motocykle.Bliżej stojący motocyklista zapytał czy nie potrzebujemy pomocy.Podziękowałem za troskę i oświadczyłem, że mamy się dobrze.Drugi nie odzywał się, a kask uniemożliwiał przyjrzenie siętwarzy, jednak lżejsza maszyna, drobna budowa ciała idelikatniejszy kombinezon wskazywały na kobietę. Wymieniliśmyjeszcze kilka zdań i ruszyliśmy w swoje strony. Kiedy motoryodjeżdżały, zauważyłem na najbliższym litery NL oznaczająceHolendrów. Zanim zdążyliśmy skomentować to spotkanie,nadjechały dwa kolejne i ponownie stanęły. Te także byłyobładowane sprzętem i wyglądały na bardzo solidne. Kierującyjednym z nich zapytał czy potrzebujemy wody albo czegoś innego.Zaskakująco miła, wręcz wzruszająca była ta troska obcych ludzi.Gdybyśmy poruszali się podobnie jak oni, to przypisałbym tosolidarności motorowej ale szliśmy piechotą. Podobnie jakwcześniej, po krótkiej rozmowie rozstaliśmy się życzącsobie nawzajem powodzenia na szlaku. Kiedy odjechali zastanawiałemsię, czy stanowią jedną grupę z poprzednią parą, czy to tylkozbieg okoliczności. Witek twierdził, że tablica rejestracyjna byłaz Niemiec, ale w rozmowie padło słowo Francja. To mogło nic nieoznaczać, ale pozostawiało sporo miejsca na domysły.<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">Poprzejściu sześciu kilometrów, napotykając jedynieporzuconego w stepie Kamaza, dotarliśmy do ...Karkary. Nie to niepomyłka. Najbliższa osada po stronie kirgiskiej nazywa się taksamo jak ostatnia po stronie kazachskiej. Czyż nie jest to logicznei piękne? Zadowoleni z dotarcia ?do ludzi? skręciliśmy wstronę zabudowań. Minęliśmy płytkie bajorko i dotarliśmy dootwartej na oścież bramy, za którą widoczne było trawiastepodwórko, dalej mały, skromny dom. Z lewej strony murowanaszopa, a może obora. Nie wiedzieliśmy, czy możemy wejść bezzaproszenia czy choćby zgody na cudzą posesję, ale nie było kogozapytać. Zatrzymaliśmy się zatem przed bramą, licząc na czyjeśzainteresowanie. Zbliżając się widzieliśmy kilkoro dzieci, ale nanasz widok pobiegły do domu i stamtąd przyglądały się naszemuniezdecydowaniu. Byłem już gotowy zrezygnować i iść gdzieindziej, kiedy pojawił się staruszek. Zanim zbliżył się do nas,gromadka dzieci wybiegła z domu i ośmielona jego obecnością,także podreptała w naszą stronę. Chcąc uzasadnić naszą?wizytę?, przyjaciel pokazując pustą butelkę zapytał czymożemy dostać trochę wody. Mężczyzna nic nie odpowiedział, lecznajwyraźniej zrozumiał lub domyślił się o co chodzi, bo wasyście ciekawskich maluchów zaprowadził nas do płotu,wzdłuż którego płynął strumyk. Liczyłem na coś więcej.Być może jednak oni również korzystali z niego, ponieważwe wskazanym miejscu leżała szeroka deska a na niej kilka przyborówtoaletowych, jakieś kubki. Witek nabrał wody do butelki, choć byłaodrobinę mętna. Podziękowaliśmy, a w rewanżu rozdaliśmydzieciarni cukierki. Wyczerpaliśmy w ten sposób cały, choćskromny potencjał tego spotkania i trzeba było go zakończyć.Niezatrzymywani, ruszyliśmy w kierunku skrzyżowania. Szybko okazałosię, iż strumyk z którego nabraliśmy wody jest odnogąwiększego, płynącego ze wzgórz. Dzień był upalny, a poprzejściu kilku kilometrów każda okazja do przepłukania siębyła niezwykle kusząca. Nie dochodząc nawet do widocznego z dalekadrogowskazu, który miał zadecydować o kierunku naszejdalszej wędrówki, zeszliśmy z drogi, tuż przed niewielkimmostkiem. Przyjaciel zaszył się w obrastających strugęchaszczach, a ja pozbyłem się obuwia i z przyborami toaletowymiprzeprawiłem się na drugi brzeg, gdzie wypatrzyłem dogodne miejscedo mycia. Zanim jednak zdołałem namydlić ręce zauważyłem kurzzwiastujący jakiś pojazd, a potem zbliżający się samochód.Rzuciłem wszystko i potykając się o kamienie w rzece wydostałemsię na skarpę, machając rozpaczliwie rękoma. Myśląc teraz jakto musiało wyglądać z drogi, dziwię się że kierowca zatrzymałsamochód zamiast dodać gazu. Zrobił to jednak. Dopadłem go(samochód, nie kierowcę, rzecz jasna), choć stąpanie pożwirze było bardzo niewygodne. Za kierownicą siedziałpięćdziesięciokilkuletni, zwalisty mężczyzna o europejskichrysach twarz. Zapytałem czy może nas zabrać. Tamten bardzospokojnie, ale i bez entuzjazmu, powiedział: ? ...skolko wasjest?? ?Tolko dwa cziełowieka?, odparłem szybko. ?Uwas jest` mnogo bagaża? - dopytywał dalej. ?Niet, tolkodwa rukzakow? - wyjaśniłem, wskazując na brzeg, gdzie stałyz lekka rozbebeszone. ?Skażi, gdie wy sobirajets`ja??padło kolejne pytanie. ?Gdie-to na jug. K ozieru Issyk-Kull, wKarakol? - wygrzebywałem z pamięci kolejne nazwy. ?Janie sobirajuts`ja w Karakol. Michajłowka, eto primierno piatnadcatkiłamietrow do Karakoła.?- wyjaśnił. ?Możet bytMichajłowka? - szybko się zgodziłem, choć nie miałempojęcia, w którą stronę te piętnaście kilometrówjest z czy do Karakol. ?Nu, charaszo.? - skwitował tąwymianę zdań. ?Wiiiitek!, Witeeeeek!? wrzasnąłem jaknajgłośniej w stronę chaszczy, a odwracając się ponownie dokierowcy powiedziałem: ?Wy możetje podożdat nieskolko minut?Mnie nużno sozywat drug. On poszeł k rjekie, sztoby umywats`ja?.Byłem wściekły, że kumpel beztrosko pluszcze się w wodzie, kiedyjest być może jedyna szansa na sprawne przejechanie gór.Kiedy kierowca potaknął, wrzasnąłem jeszcze parę razy i kłującsię w stopy podreptałem nad rzekę. Nie bawiąc się w ubieranieskarpet, założyłem buty na brudne od piachu stopy i już miałembiec w kierunku, gdzie spodziewałem się znaleźć Witka, kiedywyszedł mi naprzeciw. ?Kurdę, człowieku! Ogłuchłeś? Mamytransport! Wrzeszczę jak opętany, a ty nic. Zbieraj się, bo facetjeszcze się rozmyśli i zostaniemy tu do usranej śmierci? -wyrzucałem z siebie nerwowo i jednocześnie upychałem swoje rzeczyw plecaku. ?Dobra, nie słyszałem. Ile on chce za to kasy??- zapytał pojednawczo. ?Nie wiem. Nie zapytałem. Nie byłoczasu, bo usiłowałem Ciebie wyciągnąć z wody? -odpowiedziałem zaczepnie. Tak szybko, jak tylko było to możliweposzliśmy w stronę samochodu. Kierowca w tym czasie otworzyłbagażnik i czekając na nas palił papierosa. Wsiedliśmy do środkai zaczynając od podziękowań, przeszliśmy do kwestii ceny.Mężczyzna spokojnie, wręcz flegmatycznie odparł: ?Ja nieznaju. Prjedłożitje szto-to sami? To zawsze jest problem. Zjednej strony chciałoby się pojechać jak najtaniej. Najlepiej zadarmo. Z drugiej strony głupio jest jakoś dopraszać się owyjątkowe traktowanie, skoro wszyscy tu wkoło oczekująwynagrodzenia i często słono sobie liczą. Zamiast odpowiedziećzacząłem możliwie plastycznie opisywać nasz sposóbpodróżowania, podkreślając konieczność oszczędzania iznaczną ilość niewiadomych, które nas czekają po drodze.Tak czy inaczej trzeba było jednak coś zaproponować. Przyjąłemza punt wyjścia drogę z Ałmat do kanionu i podzieliłem zapłaconąwówczas kwotę na pół. Nie znając przelicznikazaproponowałem pięć tysięcy tenge. Kierowca przyjął to dosyćobojętnie, mówiąc: ?Pust eto budiet?. Pierwszekilometry minęły na typowej, raczej wymuszonej okolicznościami,aniżeli zainteresowaniem wymianie zdań. Inicjatywa była po naszejstronie. Nie wprost, a poprzez szerszy kontekst chcieliśmywytłumaczyć się z niechęci do wydawania pieniędzy.Nieoczekiwanie na tej płaszczyźnie nawiązaliśmy nićporozumienia. Nasz kierowca co raz chętniej i szerzej opowiadał osobie. Kiedy go zapytałem czy jest Kirgizem, obruszył się mówiąc:?Czy ja wyglądam na Kirgiza?? Zaraz jednak dodał: Jestemobywatelem tego kraju. Istotnie, blada cera, żółte piegi irudawe włosy zdecydowanie wskazywały na europejskie pochodzenie.Było to zbyt oczywiste, żeby mieć wątpliwości, a poza tym, nieprzyszło by mi do głowy pytać o ?rasę?. Właśnie dlategozadałem to pytanie, że europejskie rysy i pojazd na kirgiskichtablicach stanowiły jakiś dysonans. Na tej kanwie rozpoczęła siędłuższa opowieść o dosyć skomplikowanych losach rodziny, któraprzyjechała tu z Mińska. W czasach zadekretowanej równościobywateli ZSSR, ci z jego europejskiej części, po przybyciu do Azjimieli lepszą pozycję. Tak też było w przypadku rodzicównaszego kierowcy. Minęły dziesięciolecia jako-takiej stabilizacji.Zaaklimatyzowali się, poczuli się ?u siebie?. Rozpad ?Sojuza?wprowadził chaos. Ci, którzy przyjechali tu stosunkowoniedawno, mieli rodziny, przyjaciół i kontakty, sprzedali comogli i wyjechali do Rosji lub republik, z których pochodzili.Pozostali, tak jak jego rodzina, nie mając gdzie wracać, zostali.Zostali na swoim, a jednak nie ?u siebie?. Znają lokalny język,często lepiej aniżeli rosyjski, mają przyjaciół, wspólnąz nimi historię, ale wyglądają na ?Ruskich? i tak sąpostrzegani. Nikogo nie obchodzi, że z dzisiejszego punktu widzeniatakże nie są Rosjanami, a w najbliższym uproszczeniu Ukraińcami,Litwinami czy Białorusinami. Kirgizi w Kirgistanie, podobnie jakKazachowie w Kazachstanie, uważani w czasach radzieckich za ludzi?drugiego sortu?. Po uzyskaniu niepodległości, stali sięgospodarzami. ?Biali?, dotychczasowi ?hegemoni? z dnia nadzień stali się pariasami. Nawet jeśli wcześniej dzielili zmiejscowymi ubóstwo i trudy życia w kraju robotników ichłopów, przez swoją fizyczną odmienność sąprzypomnieniem dawnych czasów i ponoszą konsekwencje swoich inie swoich win. Z resztą nie wszyscy Azjaci wspominają te czasyźle. Czasami wręcz przeciwnie. Średnie i starsze pokolenie,podobnie jak to jest w Gruzji, czy Armenii uważa rozpad ZwiązkuRadzieckiego za początek wszelkich nieszczęść i przyczynę ichdegradacji społecznej i finansowej. Centralnie sterowana gospodarkazapewniała zatrudnienie a dzięki temu bezpieczeństwo i równośćw nijakości. Brak kontaktu ze światem zewnętrznym pozwalał żyćw przekonaniu o skutecznej polityce metropolii w przeciwdziałaniuwrogim zakusom imperializmu zachodniego i konieczności poświęceńz tego wynikających. Samodzielność narodowa i gospodarka rynkowaobdarowały wszystkich poczuciem ?bycia u siebie?. Jednak nicwięcej. Nielicznych wywindowały gwałtownie w górę,natomiast większość uderzyły warunkami, do których niktich nie przygotował. Jadąc wolno po szutrowej drodze, słuchaliśmyjak w miarę upływu czasu stali się rolnikami, a potem, kiedyrodzice się starzeli a oni, jego rodzeństwo dorośli, nastąpiłpowolny proces degradacji rodziny. Na miejscu pozostał on, z chorążoną i ich syn z rodziną. Uprawiają dwadzieścia trzy hektaryziemi. Częściowo pod zboża, częściowo pod hodowlę pszczół.Rodzeństwo kierowcy zdecydowało się opuścić Kirgizję. Bratwrócił na Białoruś, siostra osiadła we Władywostoku.Drugi brat jest najbliżej, bo w Ałmatach, w Kazachstanie i dziękitemu, z całej trójki tylko z nim ma kontakt. Zapytałem,dlaczego nie widuje się z pozostałymi. ?Koszty? - odparłlakonicznie. Owszem, dzwonią do siebie od czasu do czasu, ale niewidzieli się już prawie dwadzieścia lat. Jakoś dziwnie siępoczułem słuchając tej opowieści. Powinienem mieć coś nakształt satysfakcji, że my na tej transformacji wyszliśmy jakoślepiej, że Rosja, Rosjanie też odczuli skutki zmian politycznych,ale zamiast tego zwyczajnie, po ludzku, było mi żal tego człowieka.Od czasu do czasu przerywał wątek rodzinny i wskazując ciekawszemiejsca za szybami samochodu, wymieniał oryginalnie brzmiące nazwy,opowiadał anegdoty. Tam, gdzie usiłowaliśmy fotografować zsamochodu, nieproszony zatrzymywał się, żeby nam to ułatwić. Wmiarę zagłębiania się w kraj, pogoda ulegała powolnemu, acznieuchronnemu pogorszeniu. Pojedyncze pasma chmur zbiły się w gęstykożuch zwiastujący rychły deszcz. Po pokonaniu kilkudziesięciukilometrów, samochód wjechał na asfalt i znacznieprzyspieszył. Za oknami pojawiły się domy, osady, całe wioski.Zbliżaliśmy się do wspomnianej na początku Michajłowki. Kierowcazapytał jakie mamy plany. Zgodnie z prawdą, powiedzieliśmy, żemusimy wymienić pieniądze i znaleźć miejsce pod namiot i tomożliwie szybko, zanim deszcz nam to uniemożliwi. Mijając jakieśniepozorne skrzyżowanie dowiedzieliśmy się, że to droga do jegowsi, ale zawiezie nas wprost do Karakoł, pokaże kantor, pomożeprzy wymianie, a potem zawiezie w miejsce, gdzie będziemy moglibezpiecznie rozbić namiot. Przeprosił też, jakby spodziewając sięjakiś pretensji, czy oczekiwań, że nie zaprasza do domu, ale niejest przygotowany na gości, a przebywająca w szpitalu żona,dodatkowo komplikuje i tak trudną sytuację. Rzecz jasna, niezamierzaliśmy go prosić o gościnę, choć trzeba przyznać, żegdyby taka propozycja padła, to przyjęlibyśmy ją z wdzięcznością.Chwilę później zobaczyliśmy rozległe jezioro o brunatnejwodzie. Kiedy jego brzeg został za nami, pojawiły się przedmieściaKarakoł. Miasto większe od Bałchasz, z bogatszą historią, takżewydało się być dosyć prowincjonalne. Samo centrum wyposażone wmiejską infrastrukturę i nieliczne blokowiska jest podobne dotysięcy miast tej wielkości w całym byłym ?demoludzie?. Niejest, ani europejskie, ani azjatyckie. Jest nijakie. Wyrosło jednakna podwalinach przedradzieckiego garnizonu dalekowschodniej, carskiejRosji. Tu i ówdzie widoczne są małe domki z typowymi dlaogólnorosyjskiej architektury, drewnianymi zdobieniami. Brakjest choćby najdrobniejszych pozostałości kirgiskich, alezważywszy, iż Kirgizi są ludem koczowniczym, a na dodatek od seteklat pod cudzą dominacją, trudno się temu dziwić. ?Wschodniość?przejawia się tam jednak w organizacji, klimacie, wyglądzie bazaru,ale do niego jeszcze wrócę, bo pomijając dwa, trzy wyjątkowezabytki architektury, jest niewątpliwie największą atrakcją tegoregionu Kirgizji. <p><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3"><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: Arial, sans-serif;" arial"="" ,="" sans-serif"="" face=""><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">Zatrzymaliśmysię na obrzeżach targowiska i poszliśmy z naszym opiekunem dowskazanego przez niego kantoru. Myślę, że deklarowana przez niegozażyłość z właścicielami była mocno przesadzona. Wprawdzie jużod drzwi usiłował dać temu wyraz, lecz zupełnie bez wzajemności.Na sugestie, żeby dać nam najlepszą cenę usłyszeliśmy, żekursy walut są takie jak widać i dotyczą wszystkich. Wymieniliśmysto dolarów i już na zewnątrz zapytaliśmy w jakiej waluciemamy mu zapłacić i czy nasze pierwotne ustalenia nadal obowiązują.Odpowiedział, że wolałby lokalną. Podał też kwotę ? tysiącsomów. Odpowiadało to pięciu tysiącom tenge, więc wypłaciłem mu pieniądze z ulgą, że nie zażądał więcej.Podziękował, lecz najwidoczniej czuł się niezręcznie, bo zaczął tłumaczyć się kiepską koniunkturą, chorobą żony, a to z koleiwywołało u nas poczucie winy, że nie zaoferowaliśmy mu więcej.Stanęło na tym, iż dla wszystkich jest to satysfakcjonujące.Opuściliśmy miasto wracając kilkanaście kilometrów wzdłużbrzegu jeziora. Ponownie zatrzymaliśmy się w małej wsi, tuż przyrozległej łące. Kierowca pokazując ją zapewnił nas, że tuznajdziemy dobre warunki do biwakowania a okolica jest bezpieczna.Zapisał nam swój adres, telefon i naszkicował plan dojazdu,zapewniając pomoc w każdej sytuacji. Trochę wbrew poprzedniminformacjom nakłaniał do odwiedzin, jeśli pogoda uniemożliwi namwyjazd w góry. Pożegnanie było bardzo serdeczne. Kiedyodjechał rozejrzeliśmy się dookoła. Piaszczysta, nierównadroga oddziela jezioro i przyległe do niego chaszcze oraz łąkę odwiejskich zabudowań z małymi ogródkami. Wiata przystankuautobusowego i wiejski sklepik dopełniały obrazu. Przeszliśmymiędzy nimi i zagłębiliśmy się w pastwisko. Na niebie kotłowałysię chmury, z których lada chwila mogło lunąć. Przy brzeguwiało więc, idąc wzdłuż linii krzaków, szukaliśmyspokojniejszego miejsca. Teren jest tam spory, lecz miejsca podnamiot niewiele. Dobrze wyglądające z daleka, przy bliższychoględzinach okazywały się być pokryte krowim łajnem. Tam, gdzienie było ?placków?, było grząsko lub zarośniętekolczastymi roślinami. Bez przekonania zdecydowaliśmy się nałączkę pomiędzy płytkim bajorem, a krzakami o cierniach długichna palec. Rozstawiliśmy wspólnie namiot, po czym poszedłemdokończyć ?toaletę?, którą kilka godzin wcześniejprzerwał mi nadjeżdżający samochód. Wróciłem nadbrzeg Issyk-kul, a dokładniej jego najbardziej na wschódwysuniętej odnogi. Nawet tu sprawiało wrażenie dużego. Dlapozbawionych morza Kirgizów, było jego substytutem, powodemdo dumy. Woda na pierwszy rzut oka nie zachęcała do kąpieli.Zamiast błękitnej tafli, jakiej się spodziewałem po wysokogórskimjeziorze zobaczyłem brunatną, mętną breję w którejpływało mnóstwo kawałków roślin, gałęzi. Szukającbardziej ustronnego i czystszego miejsca, zagłębiłem się wwysokie krzaki. Po przejściu kilkudziesięciu metrówstwierdziłem, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Zszedłem zeskarpy nad wodę i sprawdziłem jej temperaturę. Ta okazała siębyć miłym zaskoczeniem. Wszedłem po kolana ale kiedy stwierdziłem,że to co brałem za bród było efektem mieszania przez falerudego piachu i wody zanurzyłem się cały. Na koniec wyprałemwszystko, co zabrałem ze sobą i ociekając wodą ruszyłem w stronęnamiotu. W jego sąsiedztwie biwakowała grupka miejscowych?weteranów?. Na moje: ?Zdrastwuj`tie? zapytaliczy nie bylibyśmy skłonni wynająć namiot na chwilkę, bochcieliby niecnie wykorzystać pijącą z nimi panią. ?Pani?najwyraźniej taki sposób żartowania nie przeszkadzał, bośmiała się głośno, po pijacku ze wszystkimi. Dopasowując siędo ich stylu odparłem, że niestety nie, bo mamy już własne plany.Przyjęli to ze zrozumieniem i zaprosili na wódkę. Wyłgałemsię koniecznością dosuszenia siebie i wywieszenia prania. Nikt nienalegał. Przyjaciel właśnie kończył przygotowywać pureziemniaczane, które zjedliśmy ze smakiem. Resztę wieczoruzajęło nam omawianie planów na kolejny dzień, komentowaniezdarzeń z obecnego i przygotowywanie do snu. Wraz ze zmierzchempowietrze wypełniły rechot żab i ...dudnienie wiejskiej dyskoteki.Żaby, choć zdecydowanie liczniejsze przegrały z kretesem.

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Kegen, Kazachstan): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

 
  • Opublikuj na:
 

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1 1
1. Bielsko-Warszawa Bielsko-Biała,
Bielsko-Biała, Bielsko-Warszawa, Bielsko-Biała,
1 2
2. Astana-Kazachstan Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Astana-Kazachstan, Astana, Kazachstan
1 1
3. PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty) AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty), AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
4. Ałmaty-Kanion Szaryński Kokpek, Kazachstan
Kokpek, Kazachstan Ałmaty-Kanion Szaryński, Kokpek, Kazachstan
1
5. Kanion Szaryński - Saty Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Kanion Szaryński - Saty, Saty, Kazachstan
1 1
6. KOLSAI Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan KOLSAI, Gora Saty, Kazachstan
1 1
7. Kolsai Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kolsai, Gora Saty, Kazachstan
1 1
8. Kaindy II Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kaindy II, Gora Saty, Kazachstan
1 1
9. Saty po raz wtóry Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Saty po raz wtóry, Saty, Kazachstan
1 1
10. Saty-Kolsai-Kegen Kegen, Kazachstan
Kegen, Kazachstan Saty-Kolsai-Kegen, Kegen, Kazachstan
1
11. Kegen-Karakol (Przewalsk) Karakoł, Kirgistan
Karakoł, Kirgistan Kegen-Karakol (Przewalsk), Karakoł, Kirgistan
1
12. Karakol-Dżety-Ozyk Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Karakol-Dżety-Ozyk, Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
13. Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk) Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk), Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
14. Tienszan-Biszkek Biszkek, Kirgistan
Biszkek, Kirgistan Tienszan-Biszkek, Biszkek, Kirgistan
1 1
15. Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad Dżalalabad, Kirgistan
Dżalalabad, Kirgistan Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad, Dżalalabad, Kirgistan
1 1
16. Dżalalabad-Szu (Kazachstan) Chu, Kazachstan
Chu, Kazachstan Dżalalabad-Szu (Kazachstan), Chu, Kazachstan
1 1
17. Shu-AÅ‚tyn-Emel Altynemel, Kazachstan
Altynemel, Kazachstan Shu-AÅ‚tyn-Emel, Altynemel, Kazachstan
1 1
18. Sary-Ozk-AÅ‚maty AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan Sary-Ozk-AÅ‚maty, AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
19. Ałmaty-Karaganda-Bałchasz Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Ałmaty-Karaganda-Bałchasz, Aktau, Kazachstan
1 1
20. Baktau-Ata-Tract Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Baktau-Ata-Tract, Aktau, Kazachstan
1 1
21. Bektau-Ata - Karaganda Karagandy, Kazachstan
Karagandy, Kazachstan Bektau-Ata - Karaganda, Karagandy, Kazachstan
1 1
22. Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko, Astana, Kazachstan
1 3
23. Posłowie Warszawa,
Warszawa, Posłowie, Warszawa,

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:  ()
pierwszy wpis:  ()
  
liczba tekstów:23
liczba zdjęć:23
liczba komentarzy:0
odwiedzone kraje:3
odwiedzone miejscowości:16

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone