lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Thimphu  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Kazachstan-Kirgizja



 cze
2017

Saty-Kolsai-Kegen

1 1 0  
  Kegen, Kazachstan, prowincja Almaty

<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">14CZERWCA (ŚRODA) KAINDY<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Popółnocy obudziło mnie ciche postękiwanie. W ciemnościzobaczyłem sylwetkę przyjaciela. Siedział dziwnie pochylony. ?Cojest grane? Stało się coś?? - zapytałem. ?Nic, śpij.?-usłyszałem w odpowiedzi. Ton głosu, sposób mówieniawyraźnie przeczyły słowom. Włączyłem latarkę. W skąpymświetle zobaczyłem skrzywioną bólem twarz Witka. ?Dobra,mów co się dzieje!? - zażądałem. ?Nic. Nictakiego. Boli..., ....boli mnie brzuch.? ?Brzuch czy żołądek??- dopytywałem, choć sam szczerze mówiąc, nie bardzo torozróżniam. ?Żołądek. Myślę, że to ta cholernamaślanka mi zaszkodziła.?- odpowiedział po chwili. Mimokiepskiego światła, skurcze bólu wyraźnie odznaczały sięna jego twarzy. ?Brałeś jakieś lekarstwa?? - dalejdopytywałem. ?Tak, ale na razie nie pomagają? -usłyszałem w odpowiedzi. Nie bardzo wiedziałem jak mu pomóc.Kiedy mnie dopadło, Witek podjął skuteczne działania. Czas byłomu się zrewanżować, ale nie miałem pojęcia cozrobić. ?Słuchaj, tutaj jest ośrodek zdrowia, to i jakiślekarz też się znajdzie. Pójdę popytać?. -zaproponowałem. ?Daj spokój, nie ma takiej potrzeby. Toprzejdzie. Wiesz, że mam nadwrażliwość jelit. Przerabialiśmy jużto w Turcji. Muszę tylko odczekać, aż pastylki zaczną działać.?- powiedział cicho. Faktycznie. W Kapadocji mieliśmy już podobnąsytuację więc może rzeczywiście nie należy panikować.Postanowiłem odczekać z pół godziny. W moim przypadku tylewystarczyło na zadziałanie medykamentów. Istotnie, pokilkunastu minutach przyjaciel powiedział, że jest lepiej.Niestety, u mnie przerwy pomiędzy falami bólu były prawiedwunastogodzinne. U niego nawroty były co kilkadziesiąt minut.Ostatecznie położyliśmy się, kiedy świt zaróżowiłkrawędzie górskich szczytów. Na szczęście wyznaczonespotkanie było o dziesiątej, a odległość praktycznie żadna.Udało nam się bez pośpiechu wstać, zjeść śniadanie i spakowaćnamiot.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Wdrodze na miejsce spotkania, już z daleka było widać, że losponownie postanowił sobie zakpić. Stary UAZ, który miał naszawieźć stał na podnośniku, a nasz wczorajszy gość, z rękamiumazanymi smarem walił młotkiem w piastę koła. Ustaliliśmy, żejeśli znajdzie się, ktoś, kto nas wywiezie z tej pechowej okolicy,to nie czekamy. Jedyny samochód jaki się przy nas zatrzymał,przywiózł pozostałych uczestników wypadu: blondynkęo krągłych kształtach, mężczyznę z brodą i delikatnej łysinieoraz ładną dziewczynę z długimi dredami. Kierując sięstereotypami, pomyślałem, że to małżeństwo z dorastającącórką. Rysy europejskie, rozmawiali po rosyjsku. Nawetwykombinowałem, iż zapewne pochodzą z Moskwy lub Petersburga.Mężczyzna jest naukowcem, może lekarzem. Dziewczyna zapewne kończyliceum, ewentualnie zaczęła studia. Przy udziale kilkuprzypadkowych osób, nie wiedzieć kiedy, koło trafiło namiejsce, a my do pojazdu. Przyjacielowi przypadło miejsce wbagażniku, mnie koło sympatycznej dwudziestokilkolatki. W szóstkę,pięcioosobowym gruchotem wyjechaliśmy z Sat, żeby po chwiliznaleźć się na wyboistej, porytej przez spływającą wodę,drodze. Telepało strasznie, ale to dodawało uroku jeździe.Znacznie mniej przyjemne były kłęby spalin, które wpadałydo kabiny. Jeśli pierwszy odcinek drogi zaliczyłem do przyzwoitegodoświadczenia w jeździe ?off road?, to wjeżdżając w rwącystrumień odruchowo podniosłem nogi i położyłem rękę na klamce.&nbsp;<p>
<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Kilkudziesięcioletni pojazd, w którego wnętrzu pozostałyjako-tako sprawne tylko absolutnie niezbędne elementy, radził sobieniezwykle dobrze. Początkowo usiłowałem zrobić jakąśdokumentację trasy, lecz później skupiłem się nautrzymaniu siedzenia na fotelu, a żołądka wewnątrz organizmu. Zniepokojem myślałem o przyjacielu siedzącym na kole zapasowym.Jeśli dla mnie było to trudne do zniesienia, to co musiał czućktoś, kto kilka godzin wcześniej cierpiał na rozstrójżołądka? Przekrzykując hałas zapytałem: ?Jak się czujesz? Zżołądkiem wszystko w porządku? Ku mojemu zdziwieniu i uldzeusłyszałem, że tak. Widok budki kontrolnej przyjąłem z radością.Załatwienie formalności takich, jak poprzednio, dawał nam chwilęna zaczerpnięcie czystego powietrza i powrót organówwewnętrznych na swoje miejsce. Zaskoczeniem było, że z grupyjadącej z nami, to nie ?głowa rodziny? poszła kupować bilety,a dziewczyna. Co więcej, była dobrze do tego przygotowana. Papieryw koszulkach, pospinane, posegregowane. Wracając do samochoduzastałem przyjaciela rozmawiającego z naszym towarzyszem podróży...po polsku. Kiedy się zbliżyłem powiedział: ?Pan jest zGrudziądza.? Okazało się, że wszystkie moje domniemania byłyzupełnie chybione. Cała trójka poznała się dopiero wAłmatach. Tomek wykupił w kazachskim biurze turystycznymwycieczkę, na którą przyleciał z Warszawy, przez Kijów.Kobieta jest Rosjanką, byłą stewardesą, natomiast ?córka?,wprawdzie także Rosjanka, jest przedstawicielką biuraturystycznego, przewodnikiem i fotografem pozostałej dwójki.Byłem ciekaw, ile kosztuje tak ekskluzywna forma zwiedzania. Tomekpowiedział, że za dziesięć dni zapłacił sześćset dolarówi ta kwota obejmuje wszystko, włącznie z transportem, noclegami,jedzeniem, rozrywkami, zwiedzaniem, obsługą fotograficzną i całąresztą. Ich bogaty program zwiedzania, także wyglądał imponująco.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;<div data-blogger-escaped-style="margin-bottom: 0cm;" style="margin-bottom: 0cm;" align="JUSTIFY"><p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Pojazdzatrzymał się na małej łące graniczącej z małym jeziorkiem.?To ma być Kaindy?!? Spodziewałem się manipulacji wkolorystyce widzianych wcześniej zdjęć ale to, co zobaczyłem, w niczym nie przypominałowidzianych w sieci widoczków. ?Gdzie u licha, tenzatopiony las? Drewno nie jest zbyt trwałe w wodzie, ale nie mogływszystkie się zawalić? - myślałem nerwowo. Na domiar złego,pogoda po nocnej ulewie nie była najlepsza. Chmury wisiały niskoczyniąc wszystko w wokół przygasłe, wypłowiałe. ? Jakpech, to pech. Jezioro zjawiskowo ...nijakie, podobnie jak aura.? -żułem niezwerbalizowane pretensje. Kierowca pokazał na zegarkuczternastą, a ręką słabo widoczną wyrwę w niskich krzakach.?Jeszcze tego brakowało? wkurzyłem się nie na żarty.?Była mowa o czterdziestu minutach, godzinie a nie trzech.??Co my tu mamy robić tyle czasu?? - myślałem zdziwiony, żenaszych przypadkowych współtowarzyszy podróży wcaleto nie zmartwiło. Co było robić? Wyjazdy łączone są tańsze,lecz mają też i wady. Większość decyduje kiedy się wraca.Zniechęcony powlokłem się we wskazanym kierunku.&nbsp;<p>
<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Krzaki byłygęste, więc akwamarynowa tafla wody uderzyła mnie swoim dziwacznymkolorem zupełnie znienacka. Z wody wystrzeliwują ku niebu nagie,poszarzałe pnie potężnych sosen. Wokół każdego z nich,tuż pod powierzchnią wody, widać ciemniejszy pierścień, jakbygęsto rosnące gałęzie ze świeżymi igłami okalały słupymartwego drewna. Stałem oniemiały, zaskoczony. Spektakl dopiero sięrozpoczynał. Po uwerturze, niebiański reżyser rozsunął kurtynychmur i włączył główny reflektor. Wszystko wokółstało się wyrazistsze, barwy się nasyciły, zapachyzintensyfikowały. Wystające pnie zajaśniały a woda przybrałajeszcze bardziej nierzeczywisty kolor. Gdyby obok zarżał jednorożeca nad taflą jeziora zawisłyby elfy, nie czułbym się bardziejzdziwiony. Jak bajka, to bajka.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Do następnego brzegu w tym miejscujest niewiele. Może kilkadziesiąt metrów. Po lewej stronie,w głębokiej wyrwie jest ujście wody, która grzmiąc staczasię strumieniem w dół wzgórza. Z prawej jest kilkadopływów, a dalej stroma skarpa. Na przeciwległym, bliższymbrzegu, jezioro łączy się z urwiskiem. Mniej dociekliwi poochłonięciu wrócą usatysfakcjonowani. Dla tych, którzysłusznie dojdą do wniosku, że tak piękne miejsce musi trzymaćcoś w zanadrzu właściwym kierunkiem będzie gruntowa droga poprawej stronie. Chwilę postaliśmy pochłaniając oczaminiecodzienny widok. Potem jedząc obficie owocujące poziomki,przeszliśmy tak daleko, jak tylko było to możliwe do ujścia wody.Wracając, skierowałem się w stronę błotnistej drogi. Mójprzyjaciel postanowił zostać nad jeziorem. Umówiliśmy się,że zobaczę, czy można dostać się w okolice widocznego stądzwężenia skał i wrócę. Po kilkuset metrach natknąłem sięna ?naszą rodzinkę?. Dołączyłem do grupy, jak się wkrótceokazało, słusznie zakładając, iż ładna przewodniczka zna tereni wie dokąd iść. Przecinając strumień i wspinając się w górę,trzeba wypatrzeć niepozorne, choć strome zejście w lewo.Przedzierając się przez podmokły grunt i gęste krzewy można(choć nie jest to oczywiste) dojść do kamienistej ?plaży?.Kończą ją dwie wysokie skały, przez które przeciska siępłytka w tym miejscu rzeka. Za skalnym zakrętem ponownie roztaczasię widok na widziane wcześniej drzewa. Są jednak w zasięgu ręki.Woda jest koszmarnie zimna, co nie odstrasza śmiałków odkąpieli. Ku zaskoczeniu chyba wszystkich tam obecnych, jadący znami samochodem mężczyzna zdjął ubranie i ...popłynął w stronępni. Na sam widok krew ścięła mi się w żyłach. Późniejwyjaśnił, że kiedyś ?morsował?, co tłumaczyło postępek inie zmniejszało mojego podziwu. Byłem pewien, iż Witek niewybaczyłby mi, gdybym go nie sprowadził w to miejsce. Jego koszulkamajaczyła mi gdzieś pomiędzy wystającymi z wody pniami, lecznawoływanie nie przyniosło efektu. W tym czasie panie rozsiadły sięna kamienistej ?plaży? i wyciągnęły wiktuały. Zostałemprzez nie zaproszony, ale podziękowałem, tłumacząc siękoniecznością znalezienia kolegi. Dzielił nas spory kawałekdrogi, więc szedłem jak najszybciej, a tam gdzie było to możliwe,częściowo biegłem. W miejscu, gdzie ostatni raz widziałemprzyjaciela hałasowała liczna grupa młodzieży. Rozdawano jakieśdyplomy, nagrody. Witka dostrzegłem dopiero po dłuższej chwili, nasamym końcu dostępnej części brzegu. Machnąłem, żeby szedł zamną i dopiero po drodze opowiedziałem mu o miejscu, w którympozostawiłem resztę grupy. Kiedy dotarliśmy, przewodniczkakończyła pleść wianek z polnych kwiatów. W tym otoczeniubył fantastycznym dopełnieniem jej sympatycznej, uśmiechniętejtwarzy. Towarzysząca im kobieta oczywiście też go przymierzyła, apotem urządziły pławienie go w rzece. Dowcipkowaliśmy w męskimgronie na ten temat narażając się na posądzenie o ?samczyszowinizm?. Trzy godziny minęły nie wiedzieć kiedy. Trzeba byłowracać. Zanim jednak wsiedliśmy do samochodu, panie ponownie zeszłynad jezioro. Nadal kręciła się tu młodzież, lecz terazpojedynczo, lub w małych grupach na całej długości brzegu.Rosjanka zdjęła ubranie i weszła po uda do wody. Przewodniczka,niczym profesjonalny fotograf, wykonała szybką serię ujęćrejestrując umizgi byłej stewardesy, po czym spakowała sprzęt,dając czas na przebranie się swojej modelce. Jazda w dółwcale nie jest mniej emocjonująca. Tym razem strumień pokonywaliśmymostkiem którego szerokość była niemal identyczna zrozstawem kół samochodu. Ponownie dusiliśmy się spalinami,szczególnie na końcowym odcinku, gdzie drogę zatarasowałnam buldożer. Mimo przekleństw sypanych przez kierowcę, trąbieniai kilku nieudanych prób wyminięcia zawalidrogi, dopiero nakilometr przed zjazdem do miasteczka opatrzność uśmiechnęła sięz wyrozumiałością, a samochód nabrał rozpędu. Porozliczeniu się z kierowcą, skubiąc kupioną w sklepiku lepioszkę?złapaliśmy? taką samą ciężarówkę, jaką tuprzejechaliśmy kilka dni wcześniej i ?popędziliśmy? kuprzeznaczeniu.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;<p><font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Tymrazem częściej jechaliśmy w dół, a samochód byłpusty, więc i tempo było znacznie lepsze. Prowadzący ciężarówkęKazach nie był zbyt rozmowny. Uprzejmie acz krótko odpowiadałna pytania, sam ich prawie nie zadając. Wysiedliśmy naprzedmieściach Żalanasz, tuż przed bramą zakładu produkującegotłuczeń. Z trudem wydostaliśmy się z gęstej chmury pyłuwydobywającego się z kruszarek. Wszystko w koło było nim pokryte,więc szliśmy wzdłuż drogi prowadzącej do Ałmat. Nielicznieprzejeżdżające obok nas samochody nie reagowały na machanie. Podłuższej chwili zatrzymał się jednak ciężarowy mikrobus. Wkabinie, oprócz ubranego po cywilnemu kierowcy, siedziałodwóch wojskowych. Jeden z nich, bez zbędnych wyjaśnień czyustaleń wskazał nam miejsce obok młodszego stopniem kolegi. Kiedypojazd ruszył zapytał jednak skąd i dokąd się wybieramy, anastępnie zapytał, czy może zobaczyć nasze paszporty. Całarozmowa odbywała się w żartobliwym tonie, lecz wiedziałem, żenie robi tego ot tak sobie. Dosyć wnikliwie zlustrował wbitepieczątki i porównał nasze twarze z fotografiami. Trudno mubyło mieć to za złe. W kabinie było ciasnawo i strasznie gorąco.Trzymanie kolana na pokrywie silnik,a umieszczonego pomiędzyprzednimi fotelami, groziło poparzeniem, ale miejsca było mało,ponieważ wsiedliśmy razem z plecakami. Kiedy rozmowa zeszła naPolskę, z trudem manewrując bagażami wyjęliśmy trochę gadżetówi porozdawaliśmy wszystkim, co zostało bardzo dobrze przyjęte.Wracaliśmy tą samą, kiepską drogą, którą przyjechaliśmytu przed kilku dniami. W którymś momencie, po przejechaniugłębszych kolein, wypadła trójkątna szyba z okna, przyktórym siedział Witek. Stało się to bez jego udziału i naszczęście szkło zsunęło się do wewnątrz, bez żadnychuszkodzeń. Nie mniej jednak odniosłem wrażenie, iż atmosfera wkabinie trochę się popsuła. Od dłuższego czasu, za oknami zprawej strony widoczny był głęboki jar. Podoficer wyjaśnił, żeto Kanion Szaryński. Przypomniałem sobie wówczas to, coprzeczytałem przed wyjazdem. Całkowita długość kanionu to prawiesto pięćdziesiąt kilometrów. Obejrzany przez nas kawałekbył tylko jego małym wycinkiem. A to, co było widoczne zsamochodu, stanowiło jego dziki, nieobdeptany początek. Pojazdzatrzymał się na skrzyżowaniu drogi znad jezior z szosąAłmaty-Qarkara. Gdziekolwiek nie popatrzyć, wszędzie widoczny byłtylko wyschnięty step. Na południu, w rozedrganym od ciepłapowietrzu majaczyło pasmo Tienshan. Pożegnaliśmy uprzejmychżołnierzy i zatrzymaliśmy się kilkadziesiąt metrów dalej.Mimo zaawansowanego popołudnia upał dawał się we znaki. Naszczęście nie musieliśmy zbyt długo czekać na kolejną ?okazję?.Nieduży samochód osobowy z trójką mężczyzn wewnątrzzatrzymał się na nasze machanie. Zapytaliśmy czy mogą nas zabraćdo Kegen, a kiedy kierowca potwierdził, uzupełniłem że ?paputi?.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp;&nbsp; Nie wiem co dokładnie oznacza to sformułowanie. Być może,zgodnie z brzmieniem ?po drodze?. Używane jest dla zaznaczeniabraku lub niezbyt zasobnego portfela. Początkowo liczyłem, żektoś, kto akceptuje taki przewóz, w ogóle nie będzieżądał pieniędzy, lecz praktyka pokazała, iż można jedynieliczyć na mniej wygórowane ambicje finansowe kierowcy.&nbsp;<font data-blogger-escaped-style="color: #e6e6ff;" color="#e6e6ff"><font data-blogger-escaped-style="font-family: &quot;arial&quot; , sans-serif;" face="&quot;arial&quot; , sans-serif"><font data-blogger-escaped-lang="pl-PL"><font data-blogger-escaped-style="font-size: small;" size="3">&nbsp; Całatrójka okazała się być geologami na delegacji. Tak jak my,wracali znad jezior do Kegen. Kierowca okazał się być naszymrówieśnikiem. Pomimo wszystkich dzielących nas różnic,mieliśmy też sporo wspólnego, a najbardziej zaskakującymbyła wspólna fascynacja serialem ?Czterej pancerni i pies?.W miarę przemieszczania się suchy step przybrał zieloną barwę.Pojawiły się najpierw niewielkie wzniesienia, a następnie co razwyższe pagórki. Zbliżaliśmy się do przełęczy Karkara. Wpewnym momencie, z naprzeciwka nadjechał motocykl z kozą na miejscupasażera. Byliśmy tym tak zaskoczeni, że nawet Witek,fotografujący wszystko i wszystkich, nie wyciągnął aparatu. Kozamiała z lekka ogłupiały wyraz pyska, a co gorsze, jechała bezkasku. Kegen, to jedno z większych miast w Kazachstanie, stolicaokręgu. W praktyce jednak to mała, prowincjonalna mieścina, naktórą składa się jedno skrzyżowanie szerokich ulic okiepskiej nawierzchni, kilka niskich budynkówadministracyjnych, bank, meczet, kilka sklepów, kilkadziesiąt(w większości parterowych) domów w samym ?centrum? imoże kilkaset na peryferiach. W związku z tym, że nawet tecentralnie położone mają raczej wiejski charakter, leżące natrawnikach krowy, przechodzące przez jezdnię konie i wałęsającesię wszędzie psy nie są niczym zaskakującym, przynajmniej dlamieszkańców. Jeszcze przed dotarciem do miasta zapytaliśmy,czy znajdziemy tam miejsce pod namiot. Gdybym poczekał z tym dosamego Kegen, odpowiedź byłaby oczywista, lecz pewnie wówczasnocowalibyśmy przy drodze. Najstarszy z mężczyzn, po naradzie zpozostałymi powiedział nam, że jego młodszy kolega zawiezie nasdo siebie i tam będziemy mogli bezpiecznie rozstawić namiot.Zapytałem zaskoczony, czy są powody do niepokoju. Po chwilizastanowienia odparł, że raczej nie choć ze względu na bliskośćgranic chińskiej i kirgiskiej zdarzały się jakieś incydenty. Zatrzymaliśmy się kilkaset metrów od centrum, przy małymgospodarstwie. Kierowca na pytanie o wysokość zapłaty, odmówiłprzyjęcia pieniędzy, chętnie natomiast przyjął, podobnie jakjego koledzy ?polskie suweniry?. Młody Kazach pokazał namniewielki ogródek warzywny, a potem zaprowadził na ogrodzonyteren budowy z niedokończonym budynkiem i zapytał, gdzie wolimyrozbić namiot. Zdecydowaliśmy się na to drugie miejsce. Nie byłotam niestety wody, więc tyle, ile potrzebowaliśmy na kolacjęprzyjaciel przyniósł z ogrodu. Przed rozstaniem z naszymgospodarzem ustaliliśmy, że rano zawiezie nas do banku i pokażedrogę do granicy. Działka była obszerna, porośnięta ostami itrawą typową dla terenów wysokogórskich (Kegen leżyna wysokości tysiąca siedmiuset metrów). Sądząc poodchodach, geodeta lub jego krewni hodują krowy. Z trudemznaleźliśmy odpowiedni kawałek trawy i rozstawiliśmy na nimnamiot. W trakcie kolacji zaczęło kropić. Nie była to naszczęście żadna ulewa, a drobny deszcz. Dzięki wysokiej trawiebyło miękko a szczelny parkan zapewniał nam tyle prywatności, ilew takich warunkach można wymagać.<p>
</p>

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Saty, Kazachstan): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

 

Galeria (1)

 
  Kegen, Kazachstan, prowincja Almaty
 
  • Opublikuj na:
 

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1 1
1. Bielsko-Warszawa Bielsko-Biała,
Bielsko-Biała, Bielsko-Warszawa, Bielsko-Biała,
1 2
2. Astana-Kazachstan Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Astana-Kazachstan, Astana, Kazachstan
1 1
3. PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty) AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty), AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
4. Ałmaty-Kanion Szaryński Kokpek, Kazachstan
Kokpek, Kazachstan Ałmaty-Kanion Szaryński, Kokpek, Kazachstan
1
5. Kanion Szaryński - Saty Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Kanion Szaryński - Saty, Saty, Kazachstan
1 1
6. KOLSAI Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan KOLSAI, Gora Saty, Kazachstan
1 1
7. Kolsai Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kolsai, Gora Saty, Kazachstan
1 1
8. Kaindy II Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kaindy II, Gora Saty, Kazachstan
1 1
9. Saty po raz wtóry Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Saty po raz wtóry, Saty, Kazachstan
1 1
10. Saty-Kolsai-Kegen Kegen, Kazachstan
Kegen, Kazachstan Saty-Kolsai-Kegen, Kegen, Kazachstan
1
11. Kegen-Karakol (Przewalsk) Karakoł, Kirgistan
Karakoł, Kirgistan Kegen-Karakol (Przewalsk), Karakoł, Kirgistan
1
12. Karakol-Dżety-Ozyk Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Karakol-Dżety-Ozyk, Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
13. Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk) Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk), Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
14. Tienszan-Biszkek Biszkek, Kirgistan
Biszkek, Kirgistan Tienszan-Biszkek, Biszkek, Kirgistan
1 1
15. Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad Dżalalabad, Kirgistan
Dżalalabad, Kirgistan Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad, Dżalalabad, Kirgistan
1 1
16. Dżalalabad-Szu (Kazachstan) Chu, Kazachstan
Chu, Kazachstan Dżalalabad-Szu (Kazachstan), Chu, Kazachstan
1 1
17. Shu-AÅ‚tyn-Emel Altynemel, Kazachstan
Altynemel, Kazachstan Shu-AÅ‚tyn-Emel, Altynemel, Kazachstan
1 1
18. Sary-Ozk-AÅ‚maty AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan Sary-Ozk-AÅ‚maty, AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
19. Ałmaty-Karaganda-Bałchasz Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Ałmaty-Karaganda-Bałchasz, Aktau, Kazachstan
1 1
20. Baktau-Ata-Tract Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Baktau-Ata-Tract, Aktau, Kazachstan
1 1
21. Bektau-Ata - Karaganda Karagandy, Kazachstan
Karagandy, Kazachstan Bektau-Ata - Karaganda, Karagandy, Kazachstan
1 1
22. Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko, Astana, Kazachstan
1 3
23. Posłowie Warszawa,
Warszawa, Posłowie, Warszawa,

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:  ()
pierwszy wpis:  ()
  
liczba tekstów:23
liczba zdjęć:23
liczba komentarzy:0
odwiedzone kraje:3
odwiedzone miejscowości:16

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone