lub
w jakim celu? zapamiętaj mnie
 
Warszawa
Hanoi  
Flaga WietnamuHa Long, Wietnamfoto: Krzysztof Stępieńźródło: transazja.pl
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
 
czytasz blog:

Kazachstan-Kirgizja



 cze
2017

Ałmaty-Kanion Szaryński

1 1 0  
  Kokpek, Kazachstan, prowincja Almaty

<p>Noc była upalna. Handlarki, które po ?zamknięciu swoich straganów? obsiadły dolne leżanki, biesiadowały długo. Bez skrupułów moszcząc się ?w nogach? nie tylko utrudniały wyciągnięcie się ale i podnosząc i tak wysoką temperaturę. Gdzieś około trzeciej nad ranem nasze sąsiadki zaczęły przygotowywać się do wysiadania: głośno rozmawiały ze sobą, dzwoniły dzwonki ich telefonów. Kiedy wreszcie wysiadły i pociąg ruszył zapanował spokój, lecz nie trwał zbyt długo. Na kolejnej stacji dosiadła się nowa handlarka i z uporem godnym lepszej sprawy usiłowała wepchnąć wózek na którym przywiozła swój majdan pod stolik w czym skutecznie przeszkadzał jej wspornik. Tłuczenie metalu o metal, postękiwania przeplatane z przekleństwami trwały dobrą chwilę. Mimo to musiałem zasnąć jako, że kiedy ponownie otwarłem oczy, dochodziła siódma. Za oknem bezchmurne, turkusowe niebo. Step równie płaski jak widziany wcześniej lecz soczysta, wilgotna zieleń ustąpiła suchym kolorom ziemi. Na niebie od południowej strony pojawiło się wąskie, długie i jasne pasemko. W miarę jazdy powiększało się i to, co pierwotnie wyglądało na chmury ujawniło swą skalną naturę. Błękitny masyw Tien-Shan wtapiał się w niebo a widoczne białe pasma okazały się śniegiem pobłyskującym w słońcu. Wagon pomału ożywał. Zaspani, rozczochrani pasażerowie, człapali w niekompletnych strojach w stronę samowaru. Inni z ręcznikami na ramionach i z przyborami toaletowymi w rękach ustawiali się w kolejce do toalet. My także odbyliśmy podróż w obu kierunkach po czym zajęliśmy się ścieleniem i porządkowaniem leżanek. Pościel przejęła konduktorka pakując ją do wielkiego worka. Spakowane plecaki dla wygody umieściliśmy na górnej leżance, a my usiedliśmy na dolnej, czekając aż pociąg zatrzyma się w Ałmatach. Dalekobieżne pociągi, niczym transoceaniczne liniowce, rozpoczynają hamowanie na wiele kilometrów przed stacją docelową i polskie zwyczaje stawania w korytarzu za nim skład się zatrzyma, nie są tu praktykowane. Ałmaty I to duży, ruchliwy dworzec kolejowy skrojony na miarę stolicy kraju, którą miasto było w czasach Związku Radzieckiego. Utrata stołecznego statusu nie umniejszyła znaczenia miasta, a i sam dworzec w niczym nie ustępuje temu, z którego wyruszaliśmy w drogę. Być może, w niedalekiej przyszłości, nowy terminal kolejowy w Astanie zdeklasuje oba starsze, lecz tymczasem funkcjonuje jedynie w opowieściach tych, którzy go widzieli. Po obowiązkowym prześwietleniu bagaży znaleźliśmy się w obszernym hall`u. Szukając informacji turystycznej trafiliśmy do biura, które z pewnością nią nie było, ale obsługa żywo zainteresowała się naszymi pytaniami. Dwaj młodzi mężczyźni ubrani w ulubiony strój Kazachów ? dresy z naszywkami znanych producentów, poprowadzili nas labiryntem przejść i schodów, wprost pod drzwi ...posterunku policji. Krótka wymiana zdań z chłopakiem w ?lotniskowcu? na głowie zaowocowała postawieniem nas przed oficerskim biurkiem. Nie musiałem długo tłumaczyć celu naszej wizyty ponieważ informacja poprzedziła nasze przyjście. Poproszono nas o paszporty i druki migracyjne. Kilkuosobowy personel przysłuchiwał się z zainteresowaniem telefonicznym rozmowom w naszej sprawie. Po kilku minutach autorytatywnie stwierdził, iż nie mamy obowiązku rejestrowania się przez dziewięćdziesiąt dni i w tym czasie możemy swobodnie poruszać się na terenie całego kraju. Bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy poprosiliśmy jeszcze o radę, jak najtaniej dostać się w okolice Kanionu Szaryńskiego. W tym przypadku odpowiedź nie była tak jednoznaczna i pomyślna. Po wykluczeniu taksówki, jako zbyt kosztownego sposobu podróżowania, panowie usiłowali uzgodnić stanowisko, w kwestii transportu publicznego. Jedni twierdzili, że jest, inni wręcz przeciwnie. Ostatecznie zasugerowano na podjechanie w rejon ?zielonego bazaru? skąd ?coś? miało jeździć. Ponownie przejęli nas chłopcy w dresach ( mam wrażenie, iż nie byli jedynie życzliwie nastawionymi do przyjezdnych obywatelami ) i zaprowadzili na plac przed dworcem, gdzie zatrzymują się autobusy miejskiej komunikacji. Jeden z panów wytłumaczył wszystko konduktorce , a ta solennie obiecała roztoczenie nad nami opieki. Po męskim uściśnięciu dłoni wrócili do swoich obowiązków, a my wyruszyliśmy w dalszą drogę. Nowa opiekunka skasowała sto sześćdziesiąt tenge opłaty za bilety i ponowiła obietnicę. Wysłużony wehikuł przedarł się przez zatłoczony fragment miasta i wjechał na drogę z pięknym widokiem na ośnieżone góry. W którymś momencie konduktorka pokazała nam, żeby przygotować się do wysiadania. Po otwarciu drzwi pokazała nam pobliską kładkę dla pieszych. Powiedziała, żeby po drugiej stronie zapytać o ?Zielony Bazar? a tam o mikrobus w interesującym nas kierunku. Tak też uczyniliśmy. O ile znalezienie miejsca nie było trudne, o tyle problematycznym stało się ustalenie czym będziemy mogli przejechać sto trzydzieści kilometrów oddzielające nas od Kanionu. Wszyscy pytani zgodnie twierdzili, że w interesującym nas kierunku nie jeżdżą żadne autobusy. Upieranie się przy informacjach zaczerpniętych z przewodnika i potwierdzonych częściowo w rozmowie na posterunku i w autobusie nie dało rezultatu. Ktoś sobie przypomniał a mikrobusie kursującym kilkanaście miesięcy wcześniej, który z braku wystarczającej ilości chętnych został zlikwidowany. Trzeba było pogodzić się z myślą o konieczności znalezienia innego rozwiązania. Taksówkarze oczywiście byli gotowi natychmiast wyruszyć w drogę. Podana cena za kurs w wysokości dwudziestu tysięcy tenge była jednak nie do przyjęcia. Próba negocjacji spełzła na niczym. Stanęliśmy z boku żeby przedyskutować sytuację. Starszy mężczyzna, który dotychczas przysłuchiwał się nam z boku, podszedł bliżej i zapytał czy może pomóc. Pokrótce zrelacjonowaliśmy mu problem, podkreślając chudość portfela. Nasz nowy rozmówca okazał się też taksówkarzem. Potwierdził zaoferowaną nam cenę, ale zaproponował inne rozwiązanie. Według niego stając na drodze wylotowej z Ałmat, moglibyśmy liczyć na podwiezienie, jeśli nie za darmo, to za dużo niższą kwotę. Wprawdzie nie łudził nas dużymi szansami na tak szczęśliwy obrót sprawy, ale dodał, że istnieje też możliwość ?złapania? taksówki zbiorowej, wówczas koszty przejazdu zostaną podzielone na wszystkich podróżujących. Ten argument przekonał nas ostatecznie i byliśmy w trakcie ładowania plecaków do bagażnika, kiedy podszedł wcześniejszy rozmówca. Stwierdził iż jeśli nie będziemy się upierali przy dojechaniu do samego kanionu a jedynie do skrzyżowania odległego od niego o około dziesięciu kilometrów, to możemy pojechać za dziesięć tysięcy. Ta propozycja była do przyjęcia, ponieważ za sam wyjazd z miasta musielibyśmy zapłacić dwa tysiące. Nawet jeśli znaleźlibyśmy tani transport, to za ponad sto kilometrów zapewne też trzeba by było zapłacić kilka tysięcy tenge. Podziękowaliśmy kierowcy, z którym mieliśmy jechać i przenieśliśmy plecaki do dobrze wyglądającej, białej Toyoty.
</p>
&nbsp;&nbsp; Przebicie się przez miejskie korki zajęło sporo czasu, który już na pustawej szosie, kierowca starał się narobić. Zatrzymaliśmy się jedynie żeby kupić wodę. Początkowo jechaliśmy na wschód, wzdłuż ośnieżonego pasma gór. W trakcie jazdy trochę rozmawialiśmy o cenach paliwa, kosztach życia, lecz z czasem ogarniająca mnie senność sprawiła, iż z co raz większym trudem składałem sensowne zdania. Zmiana kierunku na południowy i gwałtownie przybliżające się góry w miarę bardzo szybkiej jazdy nieco

przywróciły mi jasność myślenia. Przejeżdżając przez niewielką mieścinę, kierowca zapytał czy mamy coś przeciwko, żeby zrobić przerwę na posiłek. Chętnie przystaliśmy na to. Wprawdzie nie zamierzaliśmy tam jeść, ale jazda, mimo wygody jaką dawał nowoczesny samochód, stawała się nużąca. Chłopak zachęcał nas do skorzystania jednego z bardzo licznych grill barów. Ceny istotnie były niemal o połowę niższe od zapamiętanych z Astany ( szaszłyk około trzystu tenge ) nie chcieliśmy jednak płacić za jedzenie mając wypchane nim plecaki. Ograniczyliśmy się do zjedzenia ?lepioszki?. Po kilkunastu minutach ponownie pędziliśmy w stronę gór. Zgodnie z przewodnikiem, po pojawieniu się tablicy z informacją o odległości do kanionu, pojawiło się skrzyżowanie. Wiozący nas samochód skręcił w lewo na gruntową drogę i zatrzymał się. Upał lał się z nieba wprawiając w drżenie powietrze nad stepem, który oddzielał nas od miejsca, wpisanego na listę siedmiu, najbardziej godnych zobaczenia w Kazachstanie.

&nbsp;&nbsp; Mentalnie byliśmy przygotowani na pokonanie tego odcinka na piechotę. Kondycyjnie...? No cóż, to miało się dopiero okazać. Dopinałem paski plecaka kiedy z tumanu kurzu wzniesionego przez zatrzymujący się samochód usłyszałem: ?Wy chotitje pojechat s nami? ? Młody, brodaty mężczyzna uśmiechał się z za kierownicy. Obok siedziała sympatyczna dziewczyna. ?Koneczno, spasiba!?, odpowiedziałem zadowolony, iż egzamin z wytrzymałości został odroczony. Samochód kolebał się na wybojach i wpadał w dziwny rezonans na drobnych, lecz bardzo gęsto rozsianych fałdach, przypominających ślad gąsienic czołgu. Hałas wewnątrz pojazdu był taki, że z trudem prowadziliśmy typową w takich okolicznościach rozmowę. Kierowca i jego sympatyczna towarzyszka przyjechali z Omska. Wioząca nas para była otwarta, sympatyczna. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed szlabanem i małym budynkiem przypominającym kontener. Czytając o kanionie, wyobrażałem go sobie jako miejsce odludne, rzadko odwiedzane, wręcz dzikie. To, co zobaczyłem tuż za barierą jawnie przeczyło tej wizji: wiata z ławkami, kosze na śmieci, parking. Czekając na wydanie biletów za które przyszło nam zapłacić tysiąc czterysta tenge, spoglądałem na zapadlinę, którą w żadnych okolicznościach nie nazwałbym kanionem. Byłem rozczarowany, no ale skoro już tu jesteśmy... Pożegnaliśmy sympatycznych Rosjan, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie i pomaszerowaliśmy przed siebie. Jedno wzgórze, kolejne. Podchodząc pod szczyt spojrzałem przed siebie i oniemiałem. Rudoczerwona krawędź urwiska wydawała się nie mieć dna. Nad nią pasmo niewysokich, malachitowych wzgórz zza których, w niebieskiej poświacie, wystawało pasmo Tien-Shan, pobłyskując śniegiem na nagich skałach. Nad tym wszystkim chabrowe niebo z białymi kłaczkami chmur spinało nieboskłon. Natychmiast zapomniałem o poprzednim wrażeniu. Wdrapałem się na szczyt wzgórza, skąd mogłem zobaczyć dno kanionu. Nie było aż tak dalekie, jak mi się wydawało lecz w niczym to nie umniejszało uroku miejsca. Silny wiatr szarpał naszymi koszulkami skutecznie równoważąc słoneczny żar. Kanion Szaryński stał przed nami otworem. W dole widać było szeroką ścieżkę, może nawet drogę. Ludzie właściwie nie było nigdzie widać. Pojedyncze osoby, podobnie jak my, stały na krawędzi lub przemieszczały się wzdłuż wzgórza. Zdecydowaliśmy się iść górą a następnego dnia wrócić dołem kanionu. Początkowo marsz przypominał spacer. Z mijającego nas samochodu terenowego zagadnięto nas niespodziewanie po polsku. Para Warszawiaków zwiedzała kanion nie wysiadając z klimatyzowanego pojazdu. Ich kierowca i przewodnik kiedy dowiedział się dokąd zmierzamy ostrzegł nas przed zejściem, którym chcieliśmy iść twierdząc, że jest zdradliwe, ponieważ luźne kamienie skutecznie utrudniają schodzenie. Podziękowaliśmy za radę i obchodząc szeroko zejście kontynuowaliśmy marsz lewą granią. Niewielkie różnice wzniesień, udeptana ścieżka. Gdzieniegdzie zadaszenia pozwalające odpocząć w cieniu, siedząc na ławeczkach z kłód drewna. Bardzo oswojona ta ?dzikość?- pomyślałem, ale pomny poprzedniej, pochopnej oceny postanowiłem poczekać, aż dojdziemy do końca. Niezauważalnie ścieżka wplotła się w malownicze skały. Pokrywający ją żwir zrobił się luźny i co raz częściej wpadał do butów. Na dodatek spore kawałki terenu pokrywała wyschnięta roślina, której kłujące nasiona czepiały się skarpet i raniły nogi. Wspinając się i schodząc pokonywaliśmy kolejne odcinki szlaku, który wijąc się jak rzeka wyprowadził nas w miejsce, skąd nie tylko nie było widać dna kanionu, ale nawet nie byliśmy pewni, czy nadal idziemy w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Kiedy słabo widoczna ścieżka zaczęła wyraźnie opadać, uznaliśmy to za znak, iż zdążamy we właściwym kierunku i po kolejnych kilkuset metrach wyjdziemy na widoczną z krawędzi drogę. Metrowej wysokości ścianka, która pojawiła się na naszej drodze, tylko utwierdziła nas w tym przekonaniu. Po jej pokonaniu pomyślałem, że dobrze, iż nie jest wyższa, bo w Albanii taka, tyle że znacznie większa przeszkoda zmusiła nas do odwrotu. Kawałek dalej, tuż za zakrętem, nasz szlak nadal spadając stromo w dół, prowadził w tunel powstały z trzech olbrzymich głazów. Dwa boczne stanowiły podpory dla trzeciego, który tocząc się z góry osiadł na ich grzbietach. Wchodzenie tam z plecakami było niewygodne a nie mając pewności, że tędy prowadzi droga, było zbędnym wysiłkiem. Zrzuciliśmy nasz balast i ślizgając się na stromiźnie weszliśmy w oko tunelu. To co zastaliśmy po drugiej stronie było zarazem urokliwe i niepokojące. Pomiędzy stromymi ścianami bocznej, bardzo wąskiej odnogi kanionu, w oddali, widać było zielone pasmo drzew i bielące się jurty. Niestety, ażeby tam się dostać trzeba było pokonać sześć, może osiem metrów niemal pionowej ściany. ?Niepotrzebnie przywołałem wspomnienia Albanii? przemknęło mi przez głowę. ?Kolejna porażka. Stracimy całe godziny, żeby wrócić do miejsca, skąd będzie można zejść do kanionu. Jak pech, to pech.? - dźwięczało mi w głowie. ?Może uda nam się to jakoś obejść? - powiedziałem głośno, sam nie bardzo wierząc w taką możliwość. ?Dobra, zobaczmy czy jest jakaś alternatywa? - odparł przyjaciel. Nie zabierając plecaków wróciliśmy się kilkaset metrów w górę wzgórza. Z lewej strony skarpa stromo pięła się ku skałom skąd stoczył się głaz zamykający tunel. Z prawej strony widoczny był ślad, który przy pewnej dozie wyobraźni można było uznać za ścieżkę. Z nadzieją poszedłem w jego kierunku. Nie była to jednak ścieżka a płytkie koryto, wyrzeźbione przez płynącą tam kiedyś wodę. Mimo to poszedłem nim na szczyt wzniesienia. Zobaczyłem ten sam widok, co ze szczeliny. Na rozświetlonej, dość szerokiej polanie stały jurty. Za nimi zielenił się wąski pas drzew. Pomiędzy tym wszystkim a mną była przepaść. Widywałem większe, ale to nie miało znaczenia, bo o schodzeniu tędy nie mogło być mowy. Zrezygnowany wróciłem z kiepskimi wiadomościami. ?Trzeba się wycofać, nie mamy wyjścia?- powiedziałem cicho. ?Damy radę!? usłyszałem w odpowiedzi. ?Nie pamiętasz Albanii?? zapytałem retorycznie. ?Pamiętam, ale tam była mokra skała, a tu jest sucho?. ?Jest sucho, to prawda. Prawdą jest także i to, iż to raczej luźno sklejony glinką żwir a nie skała? ?Damy radę, nie przejmuj się!?. Nie wiem na czym mój towarzysz podróży opierał swoją wiarę, ale skoro był o tym przekonany... Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić czy powiedzieć, on z moim plecakiem na grzbiecie, zmierzał w stronę urwiska. Stąpając po wystających na parę centymetrów ze ściany kamieniach, czepiając się zagłębień, przeszedł kilka metrów i zniknął na wybrzuszeniem. Czekałem chwilę, po czym wróciłem po jego plecak i stanąłem w miejscu skąd wyruszył. Jakoś nie specjalnie śpieszyło mi się, żeby zamienić w miarę stabilne podłoże na wąskie kamienie trzymane na miejscu czerwoną gliną. Kiedy tak szacowałem skutki ewentualnego upadku, usłyszałem rumor spadających kamieni. Zamarłem. ?Żyjesz?!? wrzasnąłem w pustkę. ?Nic mi nie jest. Musiałem zrzucić kilka luźnych odłamów skalnych? - usłyszałem z za zakrętu. ?Fajnie, ale następnym razem uprzedź mnie, bo dostanę zawału, zanim zdążę spaść? - odpowiedziałem z ulgą głębszą od dziury pod moimi stopami. Gdzieś z dołu znowu dobiegł mnie głos kumpla: ?Dobra, jest zejście. Zaraz Ci pomogę?. ?Dam sobie radę, powiedz tylko którędy? - odparłem bez przekonania. Stosując się do wskazówek, na lekko drżących nogach, dotarłem do miejsca, skąd po wyłomach w skale można było zejść. Z trudem balansując ciążącym bardziej niż zwykle plecakiem, nie przejmując się otarciami i sypiącym się po głowie piachem, dotarłem do miejsca, skąd mój przyjaciel zostawiwszy plecak, asekurował mnie przytrzymując za stopy, a nawet podpierając głową. Z zażenowaniem, bez słowa przyjąłem pomoc. Kiedy obaj znaleźliśmy się na dole, głośno wyraziłem podziw dla jego umiejętności, a w duchu obiecałem sobie, że na następny wyjazd zabiorę linę, choćbyśmy mieli być na pustyni płaskiej jak stół do ping-ponga.

&nbsp;&nbsp; Umorusani z krwawiącymi otarciami dotarliśmy do drzew, które rosną w tym miejscu wzdłuż rwącej rzeki Szaryn. Nad jej brzegiem, tuż za widzianymi z góry jurtami, rozbiliśmy namiot. Pure ziemniaczane z kostką rosołową nigdy nie smakowało lepiej. Dolinka wydawała się oazą spokoju a otaczające ją wzgórza i wystające z nich skały przybierały fantastyczne kształty, zmieniające się wraz z zapadającym zmrokiem. Rozgwieżdżonego nieba nie udało nam się jednak zobaczyć w pełnej krasie, bo zanim słońce ostatecznie przegrało z ciemnością nocy, spaliśmy w najlepsze.

 


Odległość pokonana od ostatniego punktu (Ałmaty, Kazachstan): ok , mierzona w linii prostej.
Całkowity przebyty dystans to ok. .

 

Galeria (1)

 
  Kokpek, Kazachstan, prowincja Almaty
 
  • Opublikuj na:
 

Komentarze

 

Na mapie

 

Spis treści

1 1
1. Bielsko-Warszawa Bielsko-Biała,
Bielsko-Biała, Bielsko-Warszawa, Bielsko-Biała,
1 2
2. Astana-Kazachstan Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Astana-Kazachstan, Astana, Kazachstan
1 1
3. PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty) AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan PociÄ…g (Astana-AÅ‚maty), AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
4. Ałmaty-Kanion Szaryński Kokpek, Kazachstan
Kokpek, Kazachstan Ałmaty-Kanion Szaryński, Kokpek, Kazachstan
1
5. Kanion Szaryński - Saty Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Kanion Szaryński - Saty, Saty, Kazachstan
1 1
6. KOLSAI Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan KOLSAI, Gora Saty, Kazachstan
1 1
7. Kolsai Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kolsai, Gora Saty, Kazachstan
1 1
8. Kaindy II Gora Saty, Kazachstan
Gora Saty, Kazachstan Kaindy II, Gora Saty, Kazachstan
1 1
9. Saty po raz wtóry Saty, Kazachstan
Saty, Kazachstan Saty po raz wtóry, Saty, Kazachstan
1 1
10. Saty-Kolsai-Kegen Kegen, Kazachstan
Kegen, Kazachstan Saty-Kolsai-Kegen, Kegen, Kazachstan
1
11. Kegen-Karakol (Przewalsk) Karakoł, Kirgistan
Karakoł, Kirgistan Kegen-Karakol (Przewalsk), Karakoł, Kirgistan
1
12. Karakol-Dżety-Ozyk Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Karakol-Dżety-Ozyk, Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
13. Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk) Zhetyoguz, Kirgistan
Zhetyoguz, Kirgistan Tienszan (gdzieś powyżej Dżety-Ozyk), Zhetyoguz, Kirgistan
1 1
14. Tienszan-Biszkek Biszkek, Kirgistan
Biszkek, Kirgistan Tienszan-Biszkek, Biszkek, Kirgistan
1 1
15. Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad Dżalalabad, Kirgistan
Dżalalabad, Kirgistan Biszkek-Osh_Ozgen_Dżalalabad, Dżalalabad, Kirgistan
1 1
16. Dżalalabad-Szu (Kazachstan) Chu, Kazachstan
Chu, Kazachstan Dżalalabad-Szu (Kazachstan), Chu, Kazachstan
1 1
17. Shu-AÅ‚tyn-Emel Altynemel, Kazachstan
Altynemel, Kazachstan Shu-AÅ‚tyn-Emel, Altynemel, Kazachstan
1 1
18. Sary-Ozk-AÅ‚maty AÅ‚maty, Kazachstan
AÅ‚maty, Kazachstan Sary-Ozk-AÅ‚maty, AÅ‚maty, Kazachstan
1 1
19. Ałmaty-Karaganda-Bałchasz Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Ałmaty-Karaganda-Bałchasz, Aktau, Kazachstan
1 1
20. Baktau-Ata-Tract Aktau, Kazachstan
Aktau, Kazachstan Baktau-Ata-Tract, Aktau, Kazachstan
1 1
21. Bektau-Ata - Karaganda Karagandy, Kazachstan
Karagandy, Kazachstan Bektau-Ata - Karaganda, Karagandy, Kazachstan
1 1
22. Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko Astana, Kazachstan
Astana, Kazachstan Karaganda-Astana-Warszawa-Bielsko, Astana, Kazachstan
1 3
23. Posłowie Warszawa,
Warszawa, Posłowie, Warszawa,

Na skróty

Podsumowanie

ostatni wpis:  ()
pierwszy wpis:  ()
  
liczba tekstów:23
liczba zdjęć:23
liczba komentarzy:0
odwiedzone kraje:3
odwiedzone miejscowości:16

Uczestnicy

strona jest częścią portalu transazja.pl
© 2004-2024 transazja.pl

Newsletter Informujcie mnie o nowych, ciekawych
materiałach publikowanych w portalu



transAzja.pl to serwis internetowy promujący indywidualne podróże po Azji. Przez wirtualny przewodnik po miastach opisuje transport, zwiedzanie, noclegi, jedzenie w wielu lokalizacjach w Azji. Dzięki temu zwiedzanie Chin, Indii, Nepalu, Tajlandii stało się prostsze. Poza tym, transAzja.pl prezentuje dane klimatyczne sponad 3000 miast, opisuje zalecane szczepienia ochronne i tropikalne zagrożenia chorobowe, prezentuje też informacje konsularne oraz kursy walut krajów Azji. Pośród usług dostępnych w serwisie są pośrednictwo wizowe oraz tanie bilety lotnicze. Dodatkowo dzięki rozbudowanemu kalendarium znaleźć można wszystkie święta religijnie i święta państwowe w krajach Azji. Serwis oferuje także możliwość pisania travelBloga oraz publikację zdjęć z podróży.

© 2004 - 2024 transAzja.pl, wszelkie prawa zastrzeżone