poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
jeden z głównych placów Gilgit
Ciągle borykamy się z mniejszymi lub większymi problemami zdrowotnymi. Po 5 dniach spędzonych w Lahore udaliśmy się do Islamabadu, gdzie problemy zdrowotne - tym razem obojga sprawiły, że utknęliśmy tam na 7 dni. Obecnie przebywamy w Gilgit - stolicy północnej prowincji, położonej na Drodze Karakorum (Karakoram Highway - KKH), oddalonej o 573 km na północ od Islamabadu. Dotarliśmy tu wczoraj i widoki, jakie nas otaczają, zapierają dech w piersiach. Mamy sporo zaległości w pisaniu relacji, tak więc dzisiaj kilka słów o Lahore.
Lahore jest jednym z największych pakistańskich miast i jednocześnie kulturalną i intelektualną stolicą kraju. W zwiazku z tym, że za cesarza Akbara miasto było stolicą Wielkich Mogołów, architektonicznie przypomina w wielu miejscach indyjską Agre i Old Delhi.
Czwartego dnia pobytu w Lahore w końcu wyszliśmy na miasto. Krzysiek czuł się już prawie dobrze. W Pakistanie termometr udało nam się kupić w pierwszej aptece, do której weszliśmy, a której wyposażenia pozazdrościłaby niejedna apteka w Polsce.
Zakotwiczyliśmy w Regal Internet Inn - hotelu dla plecakowców, miejscu dosyć specyficznym - enklawie dla białasów. Trudno jest wyobrazić sobie lepsze, niskobudżetowe miejsce noclegu w Lahore. Za jednyne 125 Rs (6,5 PLN) otrzymuje się wygodne łóżko w wieloosobowej sali, dostęp do kuchni, pralki, biblioteczki, lodówki i - co najważniejsze - do nieograniczonej ilości filtrowanej wody pitnej.
mieszkańcy Gilgit
Jest też TV z kablówką (HBO w Pakistanie...) i salą z tanim dostępem do internetu. Właścicielem całego interesu jest były dziennikarz - Malik, który swoim zachowaniem i postępowaniem sprawia, że mieszkańcy hotelu czują się jak jego dobrzy znajomi, a nie jak zwykli hotelowi goście. Poprzez swoje liczne kontakty i setki znajomych Malik całkowicie nieodpłatnie wprowadza swoich gości na wszelkie imprezy, które odbywają się w mieście - zwłaszcza muzyczne, lub zaprasza muzyków na taras swojego hotelu, by wieczorami dawali popis swoich umiejętności.
Lahore jest ośrodkiem muzułmańskiego fot.Krzysztof Stępień - Lahore - Meczet Badshahiodłamu - Sufizmu. Jego wyznawcy - mistycy - modlą się do Boga, wpadając w trans dzięki rytmicznej muzyce, klaskaniu, biciu w bębny i bardzo donośnym śpiewom. Już w dniu naszego przyjazdu Malik zabrał nas do centrum sztuki na koncert o tematyce religijnej. Niektórzy wykonawcy mieli tak silne głosy, że nie powstydziłyby się ich opery narodowe w Europie. Dwa dni później na tarasie hotelu wystąpił niewielki zespół folklorystyczny, a dzień po nim prawdziwa perełka - koncert międzynarodowej sławy dwóch braci Saeen grających na bębnach (dhol). Ich występ był niesamowity tym bardziej, gdy się wie, że starszy z braci (kawał chłopa...) od urodzenia jest... głuchy. Ilość dzwięków, jakie byli w stanie wydobyć z bębnów była nieprawdopodobna.
mieszkańcy Gilgit
Dzięki takim występom nasze pierwsze pakistańskie miasto wydało się bardzo przyjazne.
Lahore zaskoczyło nas także w innej kwestii - wyposażenia sklepów. Wspominaliśmy o doskonale zaopatrzonej aptece, która od polskiej różniła się tym, że sprzedawali w niej wielcy, brodaci meżczyźni. 20 metrów od hotelu znajdował się supermarket, jakiego nie widzieliśmy od wyjazdu z Polski. Wybór artykułów spożywczych, kolorowych napojów, artykułów gospodarstwa domowego i innych był taki, jakiego nie widzieliśmy przez 11 tygodni w Indiach. Także inne sklepy robią naprawdę dobre wrażenie: wspaniałe księgarnie, sklepy z wyposażeniem wnętrz, z orzechmi i suszonymi owocami i wszystko to w tym "dzikim" Pakistanie. "Dzikość" kraju potęgują jego mieszkańcy. Uprzejmość posunięta do granic możliwości, bezinteresowna życzliwość sprawiają, że "Wielkie Indie" wypadają bardzo słabo na tle "dzikiego Pakistanu".
Lahore ma jednak dużą wadę - zanieczyszczenie powietrza. Do miasta przyjechaliśmy w czasie załamania pogody, kiedy to niskoutrzymujące się nad miastem chmury trzymały cały miejski smog nad ziemią. Trudno było wyjść z hotelu bez ataku duszności. Nawet w naszym pokoju tumany spalin unosiły się w powietrzu.
Nasz pierwszy kontakt z Pakistanem będziemy bardzo miło wspominać. Następne 7 dni spędziliśmy w stolicy - Islamabadzie, o czym postaramy się napisać następnym razem.