poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
India Gate
Delhijski Paharganj to turystyczny tygiel, gdzie krzyżują się drogi większości podróżujących po Indiach. Jedni tutaj przylatują, rozpoczynając swoją przygodę z Indiami, inni robiąć potężne zakupy przed odlotem, próbują nie przekroczyć dozwolonego limitu bagażu. Jeszcze inni załatwiają formalności, a są też tacy, którzy tkwią tu miesiącami, studiując lub ucząc się czegoś. Tak więc, turystów jest tu zatrzęsienie, a jest już przecież po sezonie.
Przez lata rozwinęła się tu potężna infrastruktura turystyczna: setki sklepów, dziesiątki tanich hoteli, restauracji, punkty wymiany pieniędzy, bankomaty, agnecje turystyczne i każda inna forma działalności związanej z turystyką. Ciekawostką jest fakt, że większość reklam i ulotek jest dwujęzyczna: po angielsku i hebrajsku. Trudno się dziwić, gdyż Izraelczycy są zdecydowanie dominującą grupą pośród turystów. Warte podkreślenia jest także to, że w sklepach można kupić wyroby ze wszytskich regionów Indii i - jak nam się wydaje - lepszej jakości i po niższej cenie. Przykładowo mosiężny tańczący Shiva, którego nieomal kupiliśmy, w Darjeelingu kosztował 450Rs, tutaj znacznie większy i dokłaniej zrobiony - 300Rs. Poza tym Paharganj to doskonałe miejsce do obserwacji i poznawania ludzi. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, odnajdzie się tu bez problemu.
Nadal mamy problemy z mechanizmem rozsyłającym nasze biuletyny.
Humayun's Tomb
Dwa dni temu, kiedy próbowaliśmy coś w nim naprawić, wybuchł pożar w kawiarni należącej do naszego hotelu. W sumie skończyło się tylko na stachu, ale sytuacja wyglądała groźnie. Kłęby czarnego dymu wypełniły całą klatkę schodową i korytarze. Nikt z obsługi nie zarządził ewakuacji, a goście hotelowi radzili sobie na własną rękę. fot.Krzysztof Stępień - Delhi - Humayuns TombNa szczęście było to tuż po 22 i nikt jeszcze nie spał. Mamy satysfakcję, że umieliśmy się prawidłowo zachować w tej sytuacji. Złapaliśmy jedynie dokumenty, pieniądze, aparat fotograficzny i ręcznik do zasłonięcia twarzy, zamknęliśmy pokój na kłódkę i w kłębach dymu zbiegliśmy na dół. To były nasze najszybciej pokonane 3 piętra. Przyczyną pożaru było spięcie instalacji elektrycznej, jednak jak to ma działać, jeśli wszelka instalacja w Indiach przypomina spalone spagetti rozrzucone na słupach. Do takiej instalacji można się swobodnie podłączyć, odłączyć, pociąć ją, a czasem wystarczy podnieść rękę, by dotknąć przewodów. W pożarze spaliły się jedynie dwa klimatyzatory i dwa stołki barowe, ale straż pożarna, która przyjechała pół godziny po ugaszeniu pożaru, jeszcze przez godzinę sprawdzała hotel. Swoją drogą, to wszystkim turystom zagranicznym, koczującym przed hotelem, smiać się chciało na widok tego, co przyjechało w wozie strażackim.
Bahai Temple
Nie ma to nic wspólnego z filmami o amerykańskich strażakach. Indyjscy strażacy w gumiaczkach, w bawełnianych "śpioszkach", często bez pasów wyglądali, jakby ktoś ich właśnie wyrwał z drzemki.
Bardzo dobrze czujemy się w New Delhi. fot.Krzysztof Stępień - Delhi - Lotus TempleJako że głównie tam spędzaliśmy ostatnie 5 dni, nauczyliśmy się dobrze po nim poruszać. Odwiedziliśmy wszystkie te miejsca, na które zabrakło nam czasu i pieniędzy poprzednim razem. Naszym zdaniem spokojnie można sobie odpuścić wejście do Czerwonego Fortu, zwłaszcza jeśli ktoś wybiera się do Czerwonego Fortu w Agrze. Warty za to odwiedzenia jest Quab Minar i Humayun's Tomb. Niestety 250 Rs do każdego z nich trochę obciąża kieszeń. Bardzo przyjemnie patrzy się na podświetlony po zachodzie słońca Rajpath i Brame Indii.
Old Delhi to skrajne przeciwieństwo New Delhi. Znacznie bardziej przypomina pozostałe indyjskie miasta, ale sprawia rownież wrażenie, jakby było od nich starsze i bardziej pogmatwane. Wspaniale jest poznawać je jeżdżąc rikszą rowerową.
Nie wiemy, co się stało z mieszkańcami fot.Krzysztof Stępień - Delhi - Red FortDelhi przez ostatnie dwa lata, ale wydaje nam się, że są dużo milsi i bardziej bezinteresowni. Kłóci się to z opiniami wielu turystów i naszymi doświadczeniami z poprzedniego pobytu. Przez 5 dni nikt nie zdołał wyprowadzić Krzyśka z równowagi, wszytsko jest załatwiane z uśmiechem i nawet pogawędki z riksiarzami kończą się ustaleniem ceny zadowalającej obydwie strony. Z drugiej strony, może to my zmieniliśmy się. Jesteśmy bardziej zdecydowani, dokładniej wiemy, czego chcemy, no i mamy ponad dwa miesiące doświadczenia w obchodzeniu się z mieszkańcami Indii. Tak czy inaczej, Delhi plasujemy bardzo wysoko na liscie przyjaznych indyjskich miast.
O ile wszystkie agencje turystyczne namawiają nas na wyjazd do Kashmiru lub Himachal Pradesh mówiąc, że teraz jest najlepszy na to czas, my zdecydowaliśmy jednak udać się na kilka dni do Radzastanu. Zostawiliśmy większość naszych bagaży w hotelu i z małym plecakiem dzisiaj o 17 wyjeżdżamy do Udajpuru.