poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
Mukteswar Mandir
O ile niemal 40 godzin spędzonych w pociągu będziemy miło wspominać o tyle cel naszej podroży - Orissa - okazał się całkowitym nieporozumieniem.
Orissa jest jednym z najbiedniejszych stanów Indii i niestety daje się to zauważyć. Przemysł turystyczny właściwie nie istnieje. Trudno porozumieć się tu po angielsku, nawet w hotelach. Wszędzie trafialiśmy na problemy albo próby wymuszenia. Sadząc z reakcji mieszkańców na nasz widok można wnioskować że przyjeżdża tu znikoma ilość turystów. Czasem jest to przyjemne, ale na dłuższą metę jest meczące a bywa i niebezpieczne.
Przyjechaliśmy tu z zamiarem odwiedzenia 3 miejsc: charakterystycznych dla Orissy kompleksów świątynnych w Bhubeneswarze, unikalnej pod wzglądem architektonicznym świątyni słońca w Konark i świętej dla Hindusów plaży w Puri.
Wszystkie te miejsca są oddalone od siebie o około 60 km co nie znaczy ze podroż z Bhubeneswar do Konark nie może trwać 3 godzin (64 km.) W autobusie czuliśmy się jak kosmici, obserwowani przez całą drogę przez pasażerów, nawet obmacywani od czasu do czasu. Do Konark dostaliśmy się pół żywi i z bólem głowy. Tam kolejne rozczarowanie - skądinąd piękna i warta odwiedzenia świątynia słońca - jest całkowicie remontowana. Pokrywające ja rusztowania i kolorowe worki z piaskiem wcale nie przeszkadzały w sprzedaży biletów wstępu w wysokości 5 USD dla turystów zagranicznych.
Lingaraj Mandir
Było to dla nas zaskoczenie gdyż przewodnik - jak się później okazało w kwestii Orissy całkowicie nieaktualny - podawał że wstęp jest bezpłatny. Na szczęście wokół świątyni jest kamienny, spacerowy murek który pozwala oglądać świątynię nie wchodząc na jej teren a tym samym i nie płacąc.
Nasze wstępne plany zakładały ze Konark opuścimy po 11. Była już 16 a my tkwiliśmy na dworcu autobusowym. W konsekwencji do Puri dotarliśmy po 17.
Puri - miasto słynące ze świętej dla Hindusow plaży wyglądało tak jak się spodziewaliśmy: bez rewelacji, ale przyjemnie. Długa na kilka kilometrów plaża z usianymi na niej świątyniami, sklepikami i hotelami jest często odwiedzana w weekendy przez mieszkańców Kalkuty. Jest to jedno z 4 tzw. "dhams" - najświętszych dla Hindusów miejsc pielgrzymek oraz organizowane są tu na przełomie czerwca i lipca słynne "Raj Yatra". Do Bhubeneswaru dotarliśmy po zmroku.
Następnego dnia poszliśmy zwiedzać świątynie w Bhubaneswarze. To właśnie ich charakterystyczna architektura była główną przyczyną faktu że się tu znaleźliśmy. A tu niespodzianka. Rok 2005 jest chyba w Orissie rokiem remontów i większość świątyń, z najważniejszą na czele "ubrana" jest w gustowne rusztowania zasłaniające całe budowle...
Największy kompleks świątyń dostępny jest tylko dla Hindusów. Wyznawcy innych religii mogą go jedynie oglądać z przygotowanej w tym celu platformy. Gdy tylko się tam znaleźliśmy pojawił się kapłan z wielką księgą wpisów w której to można było wyczytać jak to dziesiątki zagranicznych turystów wpłacają tysiące rupii jako dobrowolne datki na świątynię...
Nawet muzeum stanowe do którego wstęp miął kosztować jedną rupię wprowadziło rozrodzenia i od turystów zagranicznych pobiera 50 Rs.
Zdecydowanie nie mamy szczęścia do Orissy. To co zapamiętamy najdłużej to batalia jaka stoczyliśmy aby z tego stanu się wydostać. Bhubaneswar położony jest około 400 km na południe od Kalkuty, na jednej z głównych magistrali kolejowych. Codziennie w stronę Kolkaty (Kalkuty) odjeżdża kilka pociągów a podróż nie zajmuje więcej niż 10 godzin. Niestety, limit na jazdę indyjskim pociągiem w tym tygodniu już wyczerpaliśmy.
Bilet na pociąg do Kolkaty załatwialiśmy dwa dni. W kolejce do kasy odstaliśmy w sumie 4 godziny. Wypełniliśmy 5 druczków rezerwacyjnych, kilkakrotnie biegaliśmy do informacji turystycznej tylko po to by zrozumieć o co chodzi w wywieszonym na ścianie rozkładzie jazdy, udaliśmy się nawet do 3 agencji turystycznych z prośbą o załatwienie biletu z prowizją...
Jest niedziela, godzina 12:20 - biletów nie mamy. Wszystkie miejsc są wykupione na kilka dni do przodu. Miejsca lezące w nocnym pociągu (stan na sobotę) dostępne były na wtorek wieczór. Byliśmy przygotowani na zakup biletów w droższych klasach ale nawet te absolutnie najdroższe (ponad 1600Rs za jedno miejsce) były dostępne na poniedziałek rano. Przez chwile, z rozpaczą w oczach rozważaliśmy nawet odwiedzenie Indian Airlines ale 95USD za jedno miejsce i godzinny lot to jednak duży szok dla naszego budżetu. W piątek pojechaliśmy jeszcze na nowy dworzec autobusowy (6 km za miastem) by spróbować zakupić bilet na jakiś autobus. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to ze w soboty do Kolkaty autobusu nie ma.
Nie chcemy zdecydowanie siedzieć tu ani dnia dłużej. Kupiliśmy bilety na niedzielny autobus do Kolkaty. Podróż ma trwać 12 godzin. Będąc na dworcu autobusowym widzieliśmy dalekobieżne autobusy, czy raczej ich wraki na kołach przez co - o ile mamy bilet na istniejący autobus - spodziewamy się wszystkiego co najgorsze...
A mogło być tak pięknie...
Bhubaneswar, Konark i Puri zasługują na odwiedzenia ale trzeba do tego mądrze podejść. Wystarczyło zarezerwować w Mumbai bilet kolejowy na dalsza drogę. Wtedy scenariusz wyglądałby następująco: 38 godzin w pociągu do Bhubaneswaru, wykupiony rano na stacji w tourist office "city tour" pozwalający sprawnie odwiedzić te trzy miasta i w zależności od rezerwacji albo nocleg albo nocny pociąg do Kolkaty. Ech...