poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
Koleje Indyjskie to ponad 63000 km torów, 6867 stacji i ponad 1,6 miliona pracowników co czyni je jednym z największych na świecie przewoźników i największym na świecie pracodawcą. Każdej doby setki pociągów przewożą miliony pasażerów po całym obszarze Indii. Pociągi pokonują nieraz ogromne dystanse. Największy ma do pokonania jeżdżący raz w tygodniu Himsagar Express łączący Kannyukumurai na samym południu Indii z miastem Jammu w północnym stanie Jammu i Kashmir. Odległość 3734 km pokonuje w 74 godziny. My mięliśmy do pokonania 1933 km dzielące Mumbai z Bhubaneswarem - stolicą lezącego nad Zatoką Bengalska stanu Orissa.
Planowane 38 godzin w indyjskim pociągu mogłyby się wydawać koszmarem jednak koleje indyjskie to potężna organizacja. Bilety mięliśmy kupione w tzw "second class slepper". Jest to relatywnie najlepsze rozwiązanie jeśli porówna się komfort do ceny. Razem z biletem otrzymuje się imiennie rezerwowana prycze. Niestety, klasa ta - stosunkowo tania - nie ma nic wspólnego ze znanymi z Europy miejscami do leżenia. W Indiach kładzie się nacisk na ilość a nie na jakość, tak że wagon wypełnia maksymalnie możliwa ilość pryczy. Nie ma tu przedziałów a lóżka oddzielone są wąska ścianką i kratą w górnej części. Na każdy segment przypada 6 prycz z prawej strony, korytarz po środku i dwie prycze po lewej. Do tego komplet 3 wentylatorów na suficie. Wagony z klimatyzacja są kilkakrotnie droższe. Największy problem stanowi brak miejsca na bagaż który zwykle podróżuje tam gdzie zostanie upchnięty.
Nie mięliśmy problemu ze znalezieniem swoich miejsc gdyż wagony są dobrze oznaczone, a przy wejściu do każdego wisi imienna lista pasażerów. Turyści najbardziej upodobali sobie górne prycze. Ich zaleta jest taka ze zawsze są rozłożone w przeciwieństwie do środkowych i dolnych które za dania służą do siedzenia. Druga sprawa ze bagaże na samej górze trudniej ukraść.
Nauczeni polskim doświadczeniem postanowiliśmy przygotować sobie na podróż kanapki. Kosztowało to nas dużo pracy bo nie jest łatwo kupić w Indiach składniki do kanapek. Jednak to co zobaczyliśmy w pociągu przekonało nas ze kanapki były zbędne i nie potrzebnie traciliśmy czas na ich przygotowanie. W indyjskim pociągu nikt nie musi być głodny. Ogromne morze jedzenia przetacza się przez wagony. Jest sprzedawane przez pracowników indyjskiego "warsu" jak i przez lokalnych sprzedawców wsiadających na kolejnych stacjach. Przykładowo w ciągu godziny naliczyliśmy ponad 50 osób sprzedających: kawę, herbatę, przekąski, zabawki, łańcuchy do bagażu, lody, zimne napoje, butelkowaną wodę, gazety, zupy, orzeszki... I tak przez 38 godzin z mniejsza częstotliwością w nocny. Można było zlecić i czyszczenie butów... Trzy razy dziennie pracownicy "warsu" przyjmowali zamówienia na posiłki które później roznosili miedzy pasażerami. Wyglądało to tak jak na pokładzie samolotu.
Przez cały czas coś się działo. Ani przez chwile nie byliśmy głodni, kanapki częściowo dowieźliśmy do Orissy, zawarliśmy kilka znajomości o czym postaramy się jeszcze kiedyś napisać i zaledwie z półtora godzinnym opóźnieniem dotarliśmy do Bhubaneswaru. W takich warunkach moglibyśmy podróżować kolejne parę godzin.