poniedziałek, 3 sty 2005 Pruszków,
w drodze do pracy
Colombo, gospodarcza i polityczna stolica 19 milionowej społeczności wyspy. Miasto niezwykle rozległe, położone wzdłuż brzegu oceanu. Główna arteria komunikacyjna miasta jest ciągnąca się wiele kilometrów z północy na południe Galle Rd. Jest wiecznie zatłoczona i głośna do granic możliwości, podobnie z resztą jak całe miasto. W zależności od tego przez jaką przebiega dzielnicę, przybiera inny wygląd. Mamy tu zarówno ekskluzywne dzielnice z apartamentowcami, ambasadami i nowoczesnymi centrami handlowymi jak i niewielkie, lokalne sklepiki i punkty usługowe. Wszystkiemu towarzyszą barwne i wszechobecne reklamy.
Do Colombo dotarliśmy zgodnie z planem. Lot z Pragi z przesiadką w Dubaju przebiegł wyjątkowo przyjemnie. To, co pierwsze nas "uderzyło" w dosłownym tego słowa znaczeniu to fala gorącego powietrza przesyconego wilgocią (a była godzina 6:30 rano). Szybka odprawa graniczna i stanęliśmy przed koniecznością dostania się do centrum Colombo. Lotnisko Bandaranaike położone jest około 30 km na północ od stolicy i prowadzi do niego - zdaniem naszego kierowcy - zbyt wąska i wiecznie zatłoczona droga. Już w terminalu dopadli nas taksówkarze proponując przejazd do centrum za "jedyne" 14USD. Wiedzieliśmy że do centrum jeżdżą także i autobusy miejskie. Postanowiliśmy spróbować. Udało się, ale nie do końca.
Sri Shiva Subramania Swami Kovil - świątynia hinduska
Coś co miało być autobusem publicznym okazało się prywatnym busem choć kierowca zapewniał że jest to transport publiczny. Tak czy inaczej prawie godzinna podróż do centrum kosztowała nas 200 Rs (niecałe 2USD) ale musimy dodać ze dostaliśmy chyba najlepsze miejsca - obok kierowcy.
W Colombo, w odróżnieniu od wielu innych azjatyckich miast nie ma dzielnicy typowej dla "plecakowców". Hoteli jest stosunkowo dużo jednak są rozsiane po całym mieście. Ich standard jest raczej wyższy, przez co są droższe. Dodatkowo - jak się dowiedzieliśmy - po tsunami liczba turystów przybyłych do Colombo uległa zwiększeniu, co przejawia się często brakiem miejsc.
Po dotarciu do centrum miasta złapał nas ryksiarz i zaproponował pomoc. Nie mieliśmy dużego wyboru, więc po ustaleniu ceny zaczęliśmy objazd miasta w poszukiwaniu hotelu. Jedne były pełne, inne za drogie (powyżej 25USD za pokój). Szukaliśmy dalej. Dotarliśmy w końcu daleko na południe Colombo, na jego peryferia, do dzielnicy zwanej Mount Lavinia. Uważana jest za dzielnice turystyczna - tak przynajmniej wyrażał się nasz ryksiarz. Po kilku próbach mieliśmy nocleg. 1320 RS (około 13USD). Ładny, przestronny pokój, z wyposażoną łazienką, wentylatorem i balkonikiem z widokiem na ocean. Położony jest około 50m od plaży, od której dzielą go tory kolejowe.
biurowce w Colombo Fort
Przed tsunami widok na teren przed hotelem musiał być oszałamiający. Teraz jednak bardziej przypomina wysypisko. W czasie tsunami hotel w którym zatrzymaliśmy się został poważnie zalany i woda sięgała połowy parteru. Obecnie po zniszczeniach nie ma śladu a na podłodze jest śliczna terakota. Jest to przykład jak szybko ludzie ci starają się wrócić do normalności.
Rejon Colombo został stosunkowo lekko dotknięty przez kataklizm. Poruszając się po Galle Rd. nie można się nawet domyślić że takie zdarzeniem wogóle miało miejsce. Jednak gdy dotrze się na plaże widok zniszczeń jest porażający. Ruiny murowanych domów znajdujących się bezpośrednio na plaży, wraki łodzi, masa śmieci wyrzucanych przez fale, ubrania, rzeczy osobiste... Tylko w niektórych miejscach widać prace remontowe, najczęściej w pobliżu hoteli. W miejscach gdzie mieszkali ludzie najbiedniejsi nie robi się nic. Na pozostałościach ścian ponaklejano liczne nekrologi. Przybyło żebrzących którzy zaczepiają turystów opowiadając o tsunami proszą o pieniądze. Trudno jest im odmówić...
Poruszanie się po mieście jest stosunkowo łatwe. Działa tu dobrze rozwinięta sieć autobusów wspomaganych przez lokalne busy. Nadbrzeżna sieć kolejowa działa wyjątkowo sprawnie. Calość uzupełniają tuk-tuki - trójkołowe ryksze pędzące po ulicach miasta. Ceny są za to dość zróżnicowane. Tuk-tuki są traktowane jako taksówki a ich kierowcy robią dobry interes na wożeniu turystów, często zawyżając kilkakrotnie cenę jaką zapłaciłby Lankijczyk. Za przejazd z centrum do Mount Lavinia rykszą zapłaciliśmy 500 Rs. Dzisiaj, za przejazd tej samej trasy pociągiem podmiejskim zapłaciliśmy 10Rs (2x 5Rs) a w drodze powrotnej autobusem - 2 x 10Rs. Tak na marginesie 1 USD to niecałe 100 Rupii lankijskich.
Pogoda w Colombo nas nie zaskoczyła. Generalnie jest gorąco i parno przez całą dobę. Poranki są słoneczne i bezchmurne. W nocy, w hotelu, przy włączonym wentylatorze termometr wskazywał 30 st.C. Nad ranem temperatura spadla... do 28 st.C. Przed południem ze wschodu naciągają chmury. Powietrze staje się coraz cięższe i wilgotniejsze. Po 15 pada obfity acz krótkotrwały deszcz oczyszczający powietrze.
Dzisiaj miasto oglądaliśmy głównie spacerując jego ulicami. Jutro zamierzamy wynająć ryksze na kilka godzin i zdać się na pomysłowość kierowcy. W następnej relacji postaramy się napisać coś więcej o tym co warto zobaczyć w Colombo.