poniedziałek, 18 lip 2005 Baku, Azerbejdżan
W niedzielę w Guilin doszło do spotkania z przedstawicielką szkoły w której mam pracować. Poszłyśmy do dobrego hotelu, za który oczywiście już płaci szkoła. Myślałam, że popołudnie spędzimy razem, ona natomiast położyła się spać, a potem poszła na spotkanie z koleżanką. Wieczorem odebrała z dworca młodego Anglika, który też przyjechał tu do pracy.
W poniedziałek rano pojechałyśmy do prywatnej kliniki taksówką na badania lekarskie. Za badania musiałam sama zapłacić prawie 300Y, czyli około 40$, te z Polski okazały się być nie ważne. Zrobiono mi RTG płuc, badanie krwi, wzroku, ogólne badanie, USG wątroby i żołądka, a wyniki mają być w piątek. Potem poszłyśmy na śniadanie, zimne kluchy z jakimś mięsnym ścierwem, polane niby zupą i powrót do hotelu. Anglik, sympatyczny chłopak (25lat, z okolic Dover, był w Japonii i w Pradze jako nauczyciel) i Sylvia zabrała nas taksówką na lunch. Podano kurczaka ze skórą i kośćmi, ohyda, z grzybami i bambusem, surowe ziemniaki tarte na tarce, zielone warzywa z czosnkiem, smażony makaron z mięsem. Wcale nam to nie smakowało, oczywiście nie przyznaliśmy się do tego, kosztowało kupę forsy, a jedzenie w zwykłych jadłodajniach jest dużo, dużo tańsze i smaczniejsze. Po południu wsiedliśmy w autobus (przejeżdżaliśmy też przez Yangshuo) i po 5.5h jeździe w strumieniach wody, która lała się z AC, znaleźliśmy się w Hezhou City, czyli w miejscu, gdzie znajduje się ten uniwersytet.
Sam college to jak miasteczko, mnóstwo akademików, stołówki, sklepy, boiska sportowe, biblioteka, zatrudniają 300 nauczycieli z tego ponad 30 z zagranicy, głównie Anglików, są też wolontariusze. Mieszkanie, które mi przydzielono ma chyba z 80 m, (można biegać i jeździć na rowerze) 2 sypialnie 2 przedpokoje, łazienka z dużą wanną i WC (na szczęście tureckie), kuchnia, pokój do pracy, balkon, sznurki na bieliznę, pełno wieszaków, pomieszczenie gospodarcze z pralką i duży living room z TV. Jest wszędzie wiatrak lub nawiew (AC) ale mimo tego jest strasznie gorąco. Rzekomo było sprzątane, lecz wszystko lepi się od kurzu, tłuszczu i brudu. Poprzedniczka pozostawiła też mnóstwo jakichś rupieci i lekarstwa, butów, przeterminowanych artykułów spożywczych itd.
Wieczorem byliśmy znowu na kolacji, tym razem w lokalu tylu Mc Donald's. Zamówili coś chińskiego i znowu ohyda, a kosztowało nie mało. Wolę się sama stołować, bo widzę przynajmniej, co zamawiam.
Dzisiaj nie ma wody aż do 17ej, więc nici ze sprzątania, a aż się prosi. Dobrze, że chociaż mnie o tym uprzedzono. Komputer, stary rzęch, też się co chwile zawiesza, mysz nie działa i zacina się. Przyszli jacyś studenci i powiedzieli, ze to stary grat i trzeba go wymienić, ale kiedy to nastąpi, to nie wiem. Na razie nie bardzo mam z kim na ten temat porozmawiać. Dziś miała być kolacja przywitalna, ale nie ma dyrekcji. Chyba jest tu niezły bałagan. Światło w pokoju z komputerem, (to też pokój do pracy, ma aż 2 biurka) też nie działa. A najgorsze, że jeszcze nie przyszła paczka z rzeczami, które wysłałam z Polski a to już przecież półtora miesiąca, jak ją wysłałam.
W TV mam ponad 40 programów, ale wszystko po chińsku, brak CCTV 9, chińskiego kanału po angielsku, który miałam okazję oglądać już w wielu hotelach. Tak więc moje pierwsze wrażenia nie są zbyt pozytywne, mam jednak nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Na ogół zawsze co idzie pod gore, kończy się dobrze.