Przestronna kuchnia, nowe przepisy i pole możliwości do działania.
Doczekałam się chwili, kiedy z natarciem ruszam na kuchnię i próbuję produktów, które serwują mi okolicznie sklepy. Tuż za rogiem nowego mieszkania spotykam sprzedawców handlujących owocami, pestkami słonecznika, przyprawami. Zaopatrzona w kieszonkowy kalkulator po raz kolejny nie stosuję się do zaleceń chińskich kolegów i kupuję produkty poza rekomendowanym marketem. Odwiedzam również pobliski ryneczek, wzbudzając ogromne zainteresowanie wśród tutejszych mieszkańców. Warzywa i owoce, w większości te same co w Polsce, często różnią się kształtem i rozmiarem. Kupuję m.in. pół kilograma imbiru i 3 główki czosnku (płacąc 1,5 zł) oraz egzotycznie wyglądające owoce gujawy, karambolę i pamelo.
Jak na zachowania tutejszych sprzedawców wpływa nasza obecność, dowiadujemy się za każdym razem, kiedy odwiedzamy te same miejsca. Poletkiem doświadczalnym stał się pobliski sklep warzywny, w którym pracuje bardzo pojętny sprzedawca. W trakcie pierwszej wizyty, stanął jak wryty i przecierał okulary ze zdumienia. Nie miał też pomysłu jak przedstawić nam kwotę za zakupy. W trakcie kolejnej wizyty uśmiechał się już życzliwie, zaopatrzył się nawet w kalkulator. Trzecia wizyta, progres- wykonując proste obliczenie matematyczne wskazał ile reszty musi nam oddać, tak na wypadek, abyśmy nie czuli się przez niego oszukani :) Z każdą kolejną wizytą było coraz lepiej. Teraz sam proponuje nam nowe produkty, kupując, np. wino, od razu sięga po korkociąg itp. Zdolna z niego bestia. Mógłby stanowić inspirację do napisania niejednej pracy z psychologii społecznej :) Chińczycy potrafią liczyć pieniądze, w interesach wydają się być bezwzględni. To ich zamiłowanie do konsumpcjonizmu i liczenia każdego grosza (tzn. fena) wzbudza we mnie pewien niesmak i podejrzliwość.
Wśród nowych przepisów urzeczywistniam m.in. pekiński omlet z dymką, smażony ryż z krewetkami, chińską surówkę z białej kapusty, seler w przyprawach oraz gruszki w cieście sezamowym. Palce lizać!