Zielone światlo na zrobienie zdjęcia
Najwspanialszą rzeczą jaką człowiek może doświadczyć w podróży jest możliwość podejrzenia codziennych sytuacji, rutynowych czynności wykonywanych przez mieszkańców danej społeczności. Odczucia jakie towarzyszą takim obrazom nie zapisze żadna klisza fotograficzna czy karta pamięci. Zdjęcia, którymi podzieliłam się na blogu są namiastką tego co podejrzałam na ulicy. Konkretnym sytuacjom towarzyszyły uczucia a ich niestety nie jestem juz w stanie przedstawić.
Działo się wiele... Na pierwszy rut oka szanghajska ulica jest pełna chaosu. Nie sposób skupić się na wszystkich dźwiękach i obrazach. Człowiek atakowany jest przez najrozmaitsze szczegóły. Przejeżdżające pojazdy, kolorowe osobowości, zwierzęta, owoce, specyficzny zapach (który mi osobiście bardzo przypadł do gustu, znam jednak osobę, która do tego zapachu musiała się przyzwyczaić). Czuję się trochę jak w rezerwacie i zastanawiam czy to czego doświadczam nie jest przypadkiem na pokaz.
Sprzedawca krabów siedzi na małym stołku i zajada się zakupionymi tuż obok przekąskami gotowanymi na parze. Starsze kobiety przykucają na krawężniku i w blaszanej misce myją warzywa, woda ścieka do studzienki, wokół nich kręcą się psy. Zwierzęta przyzwyczajone do ruchu ulicy, nawet na centymetr nie oddalają się od właściciela. Młoda kobieta zawiesza na bambusowej tyczce pranie. Porozwieszane pranie stanowi nieodłączny element krajobrazu. Wisi wszędzie, pomiędzy oknami, na drzwiach, płotach (można w ten sposób suszyć też trampki), zawsze zawieszone nad głowami przechodniów. Wiszą i kolorowe majtki i koszulka z gwiazdą i sierpem, koce, kołdry... Na myśl przychodzą mi sceny rodem z filmów kung fu, w których bohaterowie przemykają pomiędzy wąskimi uliczkami niejednokrotnie kończąc pościg z czymś dziwnym na głowie. Obok kobiety rozwieszającej pranie, siedzi druga, z maszyną do szycia. Z podziemnych przybytków młode kobiety, niczym syreny nawołują przechodniów na masaże (Szanghaj nazywany był prostytutką wschodu; o tego typu przybytki nie trudno nawet w samym Liaoyang).
Chodząc swobodnie po mieście i ciesząc się z każdej zaistniałej sytuacji człowiek uświadamia sobie, że życie składa się z bardzo prozaicznych czynności.
Ta powtarzalność, przewidywalność powtarzalności stanowi o sensie życia. Coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się chaotyczne, jest w gruncie rzeczy zaplanowane i przyświeca temu jakiś większy sens.